wtorek, 31 marca 2015

Jak żyć w prawniczym wariatkowie

   Co sądzić o sądach, które w tej samej sprawie o nadużycie władzy (przekroczenie uprawnień) przez byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego – Mariusza Kamińskiego orzekają od ściany do ściany: od uniewinnienia do wyroku najsurowszego z możliwych (trzy lata więzienia bez zawiasów)? Co sądzić o „wymiarze sprawiedliwości”, który skazuje ścigającego korupcję funkcjonariusza publicznego na karę wyższą niż złapanych przezeń łapówkarzy? Co sądzić o prezydencie Bronisławie Komorowskim, który komentując te kuriozalne skądinąd fakty krzyczy w kierunku niezadowolonych: „Wara komukolwiek od wtrącania się w to, jak pracują sądy!”. Co sądzić o takim „państwie prawnym” i czy nie pora umierać, bo w tym prawniczym wariatkowie, zwanym III RP, nie ma już choćby nadziei na normalność?

poniedziałek, 30 marca 2015

Sąd po stronie lichwiarza. Za grosz empatii

   Pani Helena z Rudy Śląskiej po tragicznej śmierci męża wpadła w kłopoty finansowe, pożyczyła więc 500 złotych w firmie oferującej tzw. chwilówki. Bo jej dzieci były głodne i nie miała za co kupić żywności. Z pensji sprzątaczki zwróciła dotychczas prawie 35 tys. zł, a do „oddania” ma ponad 150 tys. Bo nie spłaciła długu w umówionym terminie jednego miesiąca i podpisała (bez czytania, jej błąd) dokument, że za każdy dzień zwłoki wierzycielowi należy się 9 proc. karnych odsetek.

   Co na to sąd, zwany skądinąd wymiarem sprawiedliwości?

   Uznał w majestacie prawa, że egzekucja długu przez komornika odbywa się jak najbardziej zgodnie z przepisami obowiązującymi w dniu zaciągnięcia pożyczki. Stanął po stronie lichwiarza, który nie dość, że wmanewrował nieświadomą konsekwencji finansowych kobietę w spiralę dożywotniego długu, to nie tylko nie chce swej nieszczęsnej klientce podarować choćby grosza empatii i umorzenia odsetek do spłacenia, lecz na dobitkę znieważa ją od oszustek.

   Tak nasze państwo sprzyja bogatemu, upadla zaś biednego – jak na kraj dzikiego kapitalizmu (o „takie Polskie” Lech Wałęsa walczył?) przystało…

sobota, 28 marca 2015

Pieprzę takie państwo prawa!

   Kolejny absurd prawny III RP.

   Fiskus ukarał bar mleczny Poranek w Słupsku za to, że tamtejsze kucharki przyprawiały potrawy pieprzem i boczkiem. Bo zgodnie z obowiązującymi przepisami mogły dodawać tylko sól, cukier i ocet. Skarbowcy zażądali od właściciela lokalu – spółdzielni „Społem” – zwrotu prawie 1,1 mln zł (nie licząc odsetek) dotacji z budżetu państwa za lata 2008-2012. Sprawa już trafiła do windykacji, ale na razie w Ministerstwie Finansów udało się wstrzymać płatność tego długu.

   Jeśli kara nie zostanie anulowana, barowi Poranek grozi upadłość. Pracę straci 130 zatrudnionych tam osób, a konsumenci będą musieli poszukać droższych jadłodajni.

   Nie po raz pierwszy rozmyślam, kto w tym naszym popieprzonym kraju stanowi i stosuje spieprzone prawo, co rusz pieprząc życie obywatelom? I dlaczego wśród funkcjonariuszy publicznych, pieprzących o „przyjaznym państwie”, tylu durniów, którzy powinni być natychmiast wypieprzeni z decydenckich posad gdzie pieprz rośnie…

czwartek, 26 marca 2015

Odległe (?) skojarzenie

   Dziś świat obiegła szokująca informacja, że sprawcą przedwczorajszej  katastrofy niemieckiego samolotu w Alpach, ze 150 ludźmi na pokładzie, był jego drugi pilot. Mnie natychmiast przypomniał się mój poniższy tekst z „Bloga weredyka” z października 2013.

CZY LECIAŁ Z NIMI PILOT SAMOBÓJCA?

   Obwieszczono dotychczas tyle rzekomo poważnych hipotez i niewątpliwie wierutnych bredni o wciąż niewyjaśnionych przyczynach katastrofy samolotu pod Smoleńskiem 10.04.2010, że wypada mi też powtórzyć - głoszoną już tuż po tym wstrząsającym wypadku - swoją własną „teorię spiskową”. Bez upierania się przy niej jak przy niepodlegającym weryfikacji dogmacie.

   Gdybym był prokuratorem badającym okoliczności tragedii, próbowałbym też sprawdzić, czy przypadkiem któryś z wojskowych pilotów roztrzaskanego samolotu był chory na coś śmiertelnego. I czy świadom swojego rychłego zgonu, postanowił popełnić spektakularne samobójstwo, zabijając przy okazji prezydenta Polski i 94 inne osoby.

   A na razie trwam w przekonaniu, że to raczej sam Lech Kaczyński zgotował sobie i współtowarzyszom lotu ten los. Najprawdopodobniej bowiem znów, bo nie po raz pierwszy, naciskał załogę, osobiście lub przez pośredników, na ryzykowne lądowanie w zaplanowanym przed startem miejscu, mimo fatalnej widoczności.
 
25.03.2015

piątek, 20 marca 2015

NFZ nie zapłaci, bo jest za tanio!

   Od kiedy byłem przez 9 miesięcy, do czasu korzystnego wyroku sądowego, upadlany przez urzędników wrocławskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, którzy zastosowali przepis promocyjny w celu restrykcyjnym (ukarali mnie za aktywność zawodową: utrzymywanie się z płacy za legalną pracę zamiast z zasiłku dla bezrobotnych!) – mniemałem naiwnie, że z równie debilnym przykładem postępowania aparatczyków naszego „państwa prawnego” wobec obywatela już się nie spotkam. Jak bardzo się myliłem – świadczy coraz większa kolekcja absurdów dokumentowanych w moim „Blogu weredyka”.

   Dziś na listę ofiar niepełnosprawnych intelektualnie funkcjonariuszy publicznych, stanowiących i stosujących prawo, dopisuję 61-letnią Grażynę Wysocką z Konstantynowa Łódzkiego. Cierpi ona na zwyrodnienie kręgosłupa. Ma wszczepiony stymulator przeciwbólowy. Jej dolegliwości są tak silne, że bateria aparatu, która teoretycznie powinna pracować przez pięć lat, w praktyce wyczerpuje się w ciągu półtora roku. Wszczepiony stymulator kosztował 32 tys. zł. Aby wymienić baterię, każdorazowo trzeba pacjentkę – mającą ponadto arytmię serca i chorującą na nadciśnienie tętnicze – operować, czyli usypiać i kroić. Obecnie lekarze mogliby jej założyć lepszy stymulator. Taki, którego baterię doładowuje się jak telefon komórkowy, bezoperacyjnie. Jednak Narodowy Fundusz Zdrowia nie chce dać pieniędzy na wymianę stymulatora, bo ów nowocześniejszy jest za tani! Kosztuje ok. 60 tys. zł. A obowiązujące przepisy stanowią, że NFZ może sfinansować tylko stymulator co najmniej trzykrotnie droższy od dotychczasowego.

środa, 18 marca 2015

Polscy sędziowie poskarżyli się w Strasburgu i... przegrali

   Dobrze im tak – zareagowałem bez miłosierdzia na publikację GazetyPrawnej.pl z 16.03.2015 pt. „Sędziowie ostatecznie przegrali walkę o waloryzację pensji”. Niech oni też poczują się pokrzywdzeni przez tzw. wymiar sprawiedliwości!

   Obiektywnie byłbym skłonny przyznać polskim sędziom rację, że zamrożenie ich wynagrodzeń w 2012 roku było naruszeniem ustawowych zobowiązań państwa wobec tej grupy zawodowej. Mieli więc podstawy do poskarżenia się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu.

   Jednak ETPC potraktował naszych sędziów jeszcze gorzej niż oni swoje ofiary własnego niesprawiedliwego orzecznictwa. Odrzucił ich skargi bez słowa uzasadnienia i z zaznaczeniem, że decyzja jest nieodwołalna.  

   Przegranym dostało się dodatkowo w komentarzach pod tekstem dziennikarskim. Np. internauta o nicku Popisowiec, zauważając, że zdecydowaną większość orzekających w sądach stanowią kobiety, wzywa nieelegancko: „Do garów i dzieci rodzić, a nie sutanną zamiatać i dzwonić łańcuchami jak w kościele”, po czym radzi jeszcze złośliwiej: „Jak za mało to do Biedronki na kasę, tam też praca siedząca”.

   Empatia we wzajemnych relacjach obywateli i sędziów zdecydowanie nieobecna. Schadenfreude natomiast bywa jak najbardziej.

wtorek, 17 marca 2015

Ruska goń, goń, goń!

   W związku ze wzrostem zagrożenia bezpieczeństwa III RP, spieszę z obywatelską pomocą udoskonalenia naszej doktryny obronnej przed możliwą agresją „Ruskich”. Proponuję tanią broń odstraszającą, czyli portrety czołowych POmunistów: Donalda „Pinokia” Tuska, Radka „Jego Fircykowatości” Sikorskiego i magistra historii Grzegorza Schetyny (tego od wyzwolenia Auschwitz przez Ukraińców). Rozlokowane wzdłuż granicy z obwodem kaliningradzkim w charakterze tarcz przeciwrakietowych (jak się nie ma "Patriotów", to się ma polityków) – powinny sprawić, że Władimir Władimirowicz Putin wreszcie umrze. Ze śmiechu, ale jednak. Wszak liczy się skuteczność działania.

   Ja w każdym razie za prezydenta o internetowej ksywie „Bredzisław Kompromitowski”, za (p)osłów stanowiących buble prawne, za sędziów orzekających niezawiśle od litery ustaw i za im podobnych aparatczyków państwa istniejącego ponoć tylko teoretycznie (copyright Bartłomiej Sienkiewicz) umierać nie chcę. I obym (obyśmy) nie musiał (nie musieli).

niedziela, 15 marca 2015

Zusowskie kaleki umysłowe

   Debilizmu urzędników wrocławskiego Zakładu Ubezpieczeń Społecznych doświadczyłem osobiście, gdy bezprawnie – co poniewczasie stwierdził sąd – zastosowali oni wobec mnie przepis promocyjny w celu restrykcyjnym. Ukarali w nagrodę (!) za aktywność zawodową. Ci inwalidzi umysłowi uznali, że skoro nie skorzystałem z możliwości wcześniejszego przejścia na świadczenie przedemerytalne, to nie należy się mi ono w terminie podstawowym. Było, minęło…

   Teraz dowiedziałem się, że tenże wrocławski ZUS odmówił przyznania świadczenia przedemerytalnego koleżance mojej siostry. Tym razem zakwestionował wymaganą ciągłość zatrudnienia. Kobieta ta w okresie rozliczeniowym faktycznie pracowała w dwóch różnych barach. Urzędnicy nie chcą jednak uwzględnić faktu, że była ona zatrudniona nieprzerwanie u tego samego właściciela obu lokali gastronomicznych, co łatwo ustalić na podstawie dokumentacji sprawy (wystarczyłoby porównać imienne pieczątki).

   Bez sądu (czyli bez przynajmniej kilkumiesięcznej zwłoki w przyznaniu świadczenia przedemerytalnego) się nie obejdzie. Kolejny dowód, że w naszym „państwie prawnym” o losach obywateli decydują półgłówki, niezdolne do rozumnego interpretowania przepisów, na które bezmyślnie się powołują.

sobota, 14 marca 2015

Bo życie to interes

   Łukasz K., wiceszef Platformy Obywatelskiej w Piasecznie, właściciel firmy doradczej, został 10.03.2015 przyłapany przez agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego na inkasowaniu w luksusowym hotelu Regent Warsaw jednej z rat (dokładnie 150 tys. zł z żądanych ogółem 600 tys.) łapówki od Moshe T., mieszkającego w Polsce prawnika z Izraela, przedsiębiorcy z branży inwestycyjnej. Tubylczy polityk obiecał żydowskiemu biznesmenowi załatwienie przydziału około 6-hektarowej działki w Wólce Kozodawskiej pod budowę osiedla mieszkaniowego. Wedle naszego prawa, odpowiedzialność karną powinni ponieść obaj – zarówno biorący, jak i dający. Tymczasem dwa dni po ich zatrzymaniu, decyzją sądu tylko idący w zaparte Łukasz K. trafił do aresztu, natomiast ponoć prawdomówny jak na spowiedzi Moshe T. wyszedł na wolność za kaucją.

   Kogo to wstępne rozstrzygnięcie dziwi, ten pewnie urodzony antysemita. Niech wyluzuje przy piosence „Życie to interes” (słowa i wykonanie – Andrzej Rosiewicz).

piątek, 13 marca 2015

Ironia losu

   Dziennikarz śledczy „Gazety Wrocławskiej” Marcin Rybak opisał w numerze z 12.03.2015, jak miejscowy Sąd Apelacyjny doświadczył na sobie sprawiedliwości po polsku.

   Został mianowicie potraktowany przez policję i prokuraturę – że się wyrażę może mocno, ale bez nadmiernego przesadyzmu – z buta i z butą. Mniej więcej tak, jak na co dzień załatwiani są zwykli obywatele skarżący się organom ścigania na przestępców.

   Dyrekcja Sądu Apelacyjnego doniosła komu trzeba o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia oszustwa przez wykonawcę robót budowlano-instalacyjnych w siedzibie tej placówki Temidy. Zawiadomieni –  policja i prokuratura – umorzyli śledztwo, „niczego dokładnie nie sprawdzając”.
 
   Uzasadnienie postanowienia napisano tak, że „nic z niego nie można zrozumieć”. A ja byłem dotychczas przekonany, że prawniczy bełkot nie jest dla środowiska sędziowskiego językiem obcym!

   Szefostwo Sądu Apelacyjnego skorzystało z procedur i skierowało zażalenie na umorzenie sprawy do Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków. Ten zaś nakazał prokuraturze „raz jeszcze porządnie zbadać całą historię”.

   Ciekawostka świadcząca, w jakim kuriozalnym „państwie prawnym” żyjemy.

czwartek, 12 marca 2015

Co buduje szacunek dla władzy sądowniczej

   Wedle relacji „Gazety Wrocławskiej” z oficjalnego otwarcia 9.03.2015 nowej siedziby Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Fabrycznej przy ul. Świebodzkiej, na tym uroczystym zbiegowisku z udziałem ministra Cezarego Grabarczyka, prezesa tutejszego Sądu Apelacyjnego Andrzeja Niedużaka i prezes Sądu Okręgowego Ewy Barnaszewskiej, najważniejszym omawianym problemem był brak odpowiednich parkingów przed miejscowymi przybytkami Temidy. Zupełnie jakby gość z rządu był znów (jak w latach 2007-2011) szefem resortu infrastruktury, a nie (już od blisko półrocza) sprawiedliwości.

   Pozwolę sobie zanieczyścić podniosłą atmosferę zwróceniem uwagi ministrowi Grabarczykowi, że we Wrocławiu znacznie poważniejszym problemem jest przyzwalanie prezesów Niedużaka i Barnaszewską na orzekanie przez nadzorowanych sędziów niezawiśle od litery ustaw. Tak działo się choćby w sprawie moich roszczeń finansowych za bezprawne (fakt bezsporny) decyzje Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.

   Poważniejszym problemem jest też orzekanie tutejszych sędziów z obrazą elementarnej sprawiedliwości. Tak dzieje się np. w świeżutkiej sprawie mojej znajomej, której w związku z przejściem przez nią z emerytury wcześniejszej na normalną odmówiono skorzystania z prawa nabytego, ponieważ w czasie, w którym mogła sobie załatwić korzystniejszy przelicznik na podstawie obowiązujących wtedy przepisów, zamiast niezwłocznie złożyć stosowny wniosek w ZUS-ie, walczyła z zagrażającą jej życiu (jest na to dokumentacja lekarska) chorobą.

   Przy okazji dowiedziałem się, że wkrótce przy ul. Zielińskiego powstanie nowy gmach Sądu Apelacyjnego.

   Pomyślałem w tym momencie, że wartałoby też zbudować specjalny zakład karny (coby się wszyscy pomieścili) dla sędziów, prokuratorów i innych funkcjonariuszy publicznych przekraczających swoje uprawnienia. Na razie w III RP robią to całkowicie bezkarnie, ale prędzej czy poźniej mogą zostać rozliczeni, jak obecnie ci na Ukrainie, gdzie taka czystka trwa.

   Jeszcze coś do śmiechu, czyli fragment przemówienia ministra Grabarczyka (cytuję za  „Gazetą Wyborczą”): – Nowa siedziba jest niezwykle ważna. Obywatel, który przychodzi do sądu, buduje swoją opinię o państwie. Wchodząc do takiego budynku, jak ten, będzie nabierał do władzy sądowniczej szacunku”.
 
   Szacunku do władzy sądowniczej to ja nabieram nie na podstawie wyglądu jej miejsc pracy, lecz jakości orzecznictwa. Jakie ono jest, każdy pokrzywdzony przez tzw. wymiar sprawiedliwości wie.

wtorek, 10 marca 2015

Plaster? Smoczek!

   Numerem 1 na polskiej liście przebojów audio jest od wczoraj – 9.03.2015 – nagrana potajemnie i odtwarzana wszędzie „rozmowa” nauczycielki szkoły podstawowej w Szczodrem pod Wrocławiem z sześciolatkami z zerówki. „Pani profesor” wrzeszczy na uczniów niczym – tak mi się skojarzyło – sprawiedliwa inaczej sędzia Anna Cieślińska na mnie. Ja jakoś to zniosłem. Dzieci udało się skutecznie zastraszyć.

   Na upublicznionym nagraniu słychać, jak nauczycielka dyscyplinuje swoich uczniów. Wyrywających się do odpowiedzi na jej pytania przed udzieleniem im głosu wyzywa od gówniarzy, smarkaczy i siusiumajtek, a „recydywistom” zalepia za karę buzię taśmą klejącą! Sprawa nie tylko dla kuratorium. Dla psychiatry i prokuratora też.

  No dobrze, ale jak nazbyt gadatliwego ucznia uciszyć bez zagrożenia paragrafem za obelgi i przemoc? Zażartować i np. dać mu do buzi smoczek! Aby go – na wesoło – zawstydzić. I żeby zrozumiał, że czas dorośleć.

poniedziałek, 9 marca 2015

Prawie herezja? Prawda o prawie!

   Wśród prezydentów państw nasz Bronisław Komorowski jest niewątpliwie jednym z najpoważniejszych kandydatów do tytułu mistrza świata w popełnianiu gaf. Internetowi antyfani nazywają go Bredzisławem Kompromitowskim, a na liście jego wpadek umieszczają nawet… pięcioro dzieci (trzy córki, dwóch synów).

   Przynajmniej raz byłem jednak gotów osobiście bronić Komorowskiego przed atakiem. Krytycy mieli mu za złe słowa: „Żyjemy w świecie zróżnicowanym i nie ma jednego prawa bożego”, wypowiedziane 1.06.2013 w Gnieźnie na spotkaniu z uczestnikami katolickiego Instytutu Tertio Millennio. Może rzeczywiście nie było to najwłaściwsze forum do wyrażania takiego „heretyckiego” – jak uważają wierzący – poglądu. Czy jednak można uznać za wtopę głoszenie – gdziekolwiek – oczywistej prawdy, choćby trąciła ona relatywizmem moralnym?

sobota, 7 marca 2015

Prezydenckie typy na "tak" i "nie"

   Czy wiecie, że na 7.03.2015 jest już (lista jeszcze przez 9 dni otwarta) 18 „kandydatów na kandydata”, ofiarnie gotowych dać się 10 maja wybrać na prezydenta RP? W kolejności alfabetycznej są to: Grzegorz Braun, Andrzej Duda, Anna Grodzka, Adam Jarubas, Bronisław Komorowski, Włodzimierz Julian Korab-Karpowicz, Janusz Korwin-Mikke, Marian Kowalski, Paweł Kukiz, Dariusz Łaska, Zenon Nowak, Wanda Nowicka, Magdalena Ogórek, Janusz Palikot, Iwona Piątek, Adam Słomka, Paweł Tanajno i Jacek Wilk.

   Gdyby jakimś cudem większości z nich udało się zebrać do 26 marca 100 tysięcy podpisów osób popierających, na kogo zagłosowałbym? Jeśliby prawo ode mnie tego wymagało – na Kukiza. Ale skoro to tylko tzw. obowiązek obywatelski – na nikogo. Nawet dla jaj.

   Pofatygowałbym się do urny – z kartką, nie z prochami – tylko wówczas, gdybym mógł podsumować kogoś „plusem ujemnym” (copyrigth Lech Wałęsa). Moim niekwestionowanym antykandydatem jest Palikot. Do dziś nie mogę pojąć, która z jego politycznych i światopoglądowych twarzy – prawicowa czy lewicowa, prokościelna czy antyklerykalna – jest prawdziwa. Może ta, która zasługuje na domalowanie mu (widziałem coś takiego na mieście) do główki na plakacie wyborczym dymka z napisem: „Jestem kawał chuja”? Za dużo sobie pozwalam? Wobec żadnego innego z wyliczonej osiemnastki nawet nie śmiałbym, lecz w przypadku nieprzebierającego w słowach biznesmena z Biłgoraja ze sztucznym penisem – w ręku, nie w majtkach – robię wyjątek.

czwartek, 5 marca 2015

Przejdź ze sobą na ty

   Na prośbę Ani Kowalskiej (imię i nazwisko fikcyjne, na użytek tego tekstu), jednej z moich „dawnych dziewczyn” (pożyczka z hiciora Macieja Maleńczuka) – pomogłem jej w dopieszczeniu odwołania od niesprawiedliwego (również moim zdaniem) orzeczenia sądu w sprawie cywilnej przeciwko Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych.

   Studiując projekt apelacji, pochwaliłem autorkę za udane naśladownictwo prawniczego bełkotu, charakterystycznego w kontaktach sędziów (prokuratorów, adwokatów i radców też) z obywatelami ze świata ludzi normalnych.

   – Oni [czyli adresaci] to zrozumieją na pewno – zawyrokowałem.

   Z rosnącym rozbawieniem zauważyłem, że Ania Kowalska pisze w apelacji nie „ja”, lecz „Anna Kowalska”, „wnioskodawczyni”, „ona” to, „ona” tamto. Do kompletu zabrakło bodaj tylko „powódki”.

   – Aniu, bardzo cię proszę, przejdź ze sobą na ty! – zareagowałem.

   Ona na to, że chciała konsekwentnie wysławiać się jak prawnicy, ale przyznaje mi rację i obiecuje poprawę. Nie tyle siebie samej, ile narracji z trzecio- na pierwszoosobową.

   Jeszcze ciekawostka. Spotkaliśmy się w lokalu gastronomicznym, gdzie Ania zafundowała mi (kategorycznie odmówiła sfinansowania przeze mnie) coś słodkiego. Przy płaceniu skonstatowałem, że ten gest kosztował ją niemal całą, 29-złotową netto, miesięczną podwyżkę waloryzowanej właśnie w marcu emerytury.

środa, 4 marca 2015

Bohater i bandyta w jednym

   Otrzymałem datowanego 3.03.2015 mejla od członka honorowego (podpisał się imieniem i nazwiskiem) Stowarzyszenia Kombatantów Oddziałów Leśnych RP (jest taka organizacja z siedzibą w Poznaniu). Autor informuje mnie, że poprzedniego dnia zawiadomił prokuraturę i Instytut Pamięci Narodowej o możliwości popełnienia przestępstwa przez „człowieka, który publikuje dziesiątki wulgarnych, obraźliwych i kłamliwych komentarzy pod adresem Żołnierzy Wyklętych”, przekraczając „dozwoloną przez Konstytucję swobodę wypowiedzi”.

   Doniesienie dotyczy internauty o nicku „RobSentex_” i zamieszczanych przez niego tekstów na portalu Epoznan.pl. „Najpierw – tłumaczy działacz SKOL RP – usiłowałem prostować jego wypowiedzi pisząc, że jak nie zaprzestanie swojej działalności zostanie ta sprawa zgłoszona dalej. Niestety, zostałem brutalnie zaatakowany (nie tylko ja) kolejnym stosem epitetów”.

    Np. 1.03.2015, akurat w Narodowym Dniu Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, ów „RobSentex_” napisał m.in.: "Śmierć i hańba zwyrodniałym ludobójcom bandziorom wyklętym!". I pytał, czy składanie im hołdu w III RP to taka „kibolska narodowo-prawacka tradycja”.

   Autor mejla do mnie, oburzony komentarzami  „RobSentexa_”, podkreśla, że występuje w obronie czci bohaterów – prawdziwych „Żołnierzy Wyklętych”, których „walka o niepodległość Polski została wyczerpująco udokumentowana”. Przyznaje zarazem, „że i owszem, historia zna też różne zdarzenia niekoniecznie pozytywne”, ale „głównie dotyczyło to osób, które podszywały się pod partyzantów, bądź liczne grupy pozorowane UB/KBW”.

   Nie mnie rozstrzygać spór. Pozwolę sobie tylko nawiązać do współczesności i zwrócić uwagę na krańcowo różne etykietowanie tych samych ludzi, uczestniczących w walkach żołnierzy ukraińskich z prorosyjskimi separatystami. „Bohaterowie” dla jednej ze stron konfliktu są „bandytami” dla drugiej – i na odwyrtkę. Nihil novi…

Nie trzeba pieniędzy z budżetu, wystarczy wola polityczna

   – Są w Polsce ważniejsze problemy niż funkcjonowanie sądów i prokuratur, np. wydłużony wiek emerytalny czy niewydolność służby zdrowia – zauważył znajomy po lekturze mojego poprzedniego tekstu „Debilni nie marnują czasu na czytanie”.

   – Masz rację, ale zwróć uwagę na istotną różnicę – ripostowałem. – Na emerytury czy służbę zdrowia potrzeba forsy z budżetu państwa, której brakuje. Natomiast na zrobienie porządku w sądach i prokuraturach wystarczyłaby wola polityczna decydentów. Nie ma tu bariery finansowej. Jest zwlekanie z konieczną reformą systemu przestrzegania i stosowania prawa przez wszystkich funkcjonariuszy publicznych (nie tylko prokuratorów i sędziów) do czasu, aż zostanie ona wymuszona siłą wkurwionego ludu.

   – Nie strasz, nie strasz, bo się… – zadowcipkował rozmówca.

   – Ja tylko wyrażam pewność, że cały ten antyobywatelski obecnie układ prokuratorsko-sędziowsko-urzędniczy zostanie zmieniony, jeśli nie teraz po dobroci, to wkrótce rewolucyjnie. Zakład?

wtorek, 3 marca 2015

Debilni nie marnują czasu na czytanie

   Mam świadomość, że Czytelnicy mojego bloga, zróżnicowani politycznie od lewa do prawa, mogą solidarnie odczuwać dyskomfort, że mam ich – jako wyborców – za ludzi debilnych. Uprzejmie więc podkreślam, że nie wszystkich.

   Debilna większość Polaków nie czyta nie tylko mojego bloga. Niczego innego też. No, może poza programem telewizyjnym i gazetkami reklamowymi. To oni jednak de facto decydują, komu elektorat daje władzę nad całym społeczeństwem. Bo w demokracji głosy dwóch meneli spod budki z piwem są cenniejsze od pojedynczego głosu uczonego. Wygrywa prosta(cka) arytmetyka.

  Gdybyśmy byli narodem mądrzejszym, już dawno jego przedstawiciele w parlamencie i rządzie zrobiliby porządek np. z niesamowicie zdeprawowanymi sędziami i prokuratorami. Póki co, nie widać i nie słychać masowych działań (anonimowe zazwyczaj protesty w internecie sprawy nie załatwią) przeciwko ewidentnie przestępczej i wciąż bezkarnej samowolce tych funkcjonariuszy publicznych.

   Debilni, róbcie tak dalej, nadal wybierajcie władzę polityczną, która przyzwala na degenerowanie się prokuratury i sądownictwa w naszym teoretycznym „państwie prawnym”, a prędzej czy później wy też będziecie mieć coraz większą szansę zostać ofiarami „sprawiedliwości” stanowionej w imieniu III RP przez bezprawników.

poniedziałek, 2 marca 2015

Dowodzik proszę

   Dla dobra – a jakżeby inaczej – wyborców III RP (czytaj: debilnej większości zwanej „zbiorową mądrością narodu”), tubylcza ćwierćinteligentna władza ustawodawcza (znaczy: parlamentarzyści z [p]osłami na czele) postanowiła od 1.03.2015 uszczęśliwiać wszystkich bez wyjątku nowym dowodem osobistym bez adresu zamieszkania ich właściciela.

   Ułatwi to nam życie? Jak je znam z urzędniczego realu – uprzykrzy! Perspektywa rzadszej wymiany dowodu przy każdej zmianie adresu ma się nijak wobec łatwego do przewidzenia wzrostu zapotrzebowania na zaświadczenia (obecnie 17 złotych opłaty skarbowej za pojedynczy kwit) z biur meldunkowych. Stracimy więcej czasu i pieniędzy na załatwianie potwierdzeń, gdzie mieszkamy, niźli od wczoraj zyskaliśmy, pozbawieni tej informacji na podstawowym dokumencie tożsamości. A o ilu możliwościach dodatkowych oszustw już wkrótce się dowiemy… Będzie co oglądać, słuchać i czytać w przekaziorach.

   Tak w ogóle to po cholerę nam obowiązkowe dowody osobiste, których nie ma np. w USA? W przedwojennej Polsce wydawano je na życzenie, przymusowo zostały wprowadzone przez hitlerowskiego okupanta!    

   PS. Od zawsze i nadal dziwi mnie brak w dowodach osobistych – skoro już być muszą – adnotacji o grupie krwi.