poniedziałek, 2 marca 2015

Dowodzik proszę

   Dla dobra – a jakżeby inaczej – wyborców III RP (czytaj: debilnej większości zwanej „zbiorową mądrością narodu”), tubylcza ćwierćinteligentna władza ustawodawcza (znaczy: parlamentarzyści z [p]osłami na czele) postanowiła od 1.03.2015 uszczęśliwiać wszystkich bez wyjątku nowym dowodem osobistym bez adresu zamieszkania ich właściciela.

   Ułatwi to nam życie? Jak je znam z urzędniczego realu – uprzykrzy! Perspektywa rzadszej wymiany dowodu przy każdej zmianie adresu ma się nijak wobec łatwego do przewidzenia wzrostu zapotrzebowania na zaświadczenia (obecnie 17 złotych opłaty skarbowej za pojedynczy kwit) z biur meldunkowych. Stracimy więcej czasu i pieniędzy na załatwianie potwierdzeń, gdzie mieszkamy, niźli od wczoraj zyskaliśmy, pozbawieni tej informacji na podstawowym dokumencie tożsamości. A o ilu możliwościach dodatkowych oszustw już wkrótce się dowiemy… Będzie co oglądać, słuchać i czytać w przekaziorach.

   Tak w ogóle to po cholerę nam obowiązkowe dowody osobiste, których nie ma np. w USA? W przedwojennej Polsce wydawano je na życzenie, przymusowo zostały wprowadzone przez hitlerowskiego okupanta!    

   PS. Od zawsze i nadal dziwi mnie brak w dowodach osobistych – skoro już być muszą – adnotacji o grupie krwi.