„Sędziowie to frustraci wypaleni zawodowo –
pisze do mnie 19.05.2016 – Falk [skrót pseudonimu Chmiela] również do nich
należy. Do tego, jak słusznie Pan zauważa w swojej notce na FB, to aparatczyk z
poczuciem bezkarności i nieomylności, choć po bliższym poznaniu, to człek
bardzo samotny, a ludzie samotni nie są szczęśliwi. Z kolei nieszczęśliwi
ludzie zwykle krzywdzą innych”.
I jeszcze jedno zdanie mojego informatora o
Chmielu z wczorajszej korespondencji: „Trudno traktować poważnie faceta, który
uważa, że adwokaci powinni płacić wejściówki za wejście do Sądu!”.
Automatycznie przypomniałem sobie, że tenże
reprezentant trzeciej władzy wcześniej publicznie postulował odpłatność za
pisemne uzasadnienia orzeczeń – co skomentowałem w poniższej notce w moim
„Blogu weredyka” w lipcu 2011.
UZASOWY
BIZNES
W "Samych swoich" jest taka
scenka, w której babcia Pawlakowa, po przeprowadzce na ziemie odzyskane, starym
kresowym zwyczajem kładzie się spać do wyrka na piecu. Nie jest jednak w pełni
zadowolona, co demonstruje odzywką: "Jeszcze tylko żeby tej elektryki nie
było…".
Podobnie z sędziami. Nie ukrywają oni na
internetowych forach, że żyłoby się im jak u Pana Boga za piecem, gdyby nie
konieczność pisania uzasów, jak w zawodowym slangu nazywają uzasadnienia do
orzeczeń. To mus, jeśli tego zażąda (o, przepraszam: poprosi uniżenie)
przynajmniej jedna ze stron. Owo czasochłonne zajęcie wydaje się być przez
czarno-fioletowych szczególnie nielubiane.
Sędzia Falkenstein (cholera, znów o nim!) w
swoim blogu "Sub iudice" z właściwą sobie hucpą, zapewne w imieniu
większości szwarckieckowych orłów, wyraża pogląd, że za uzasadnienia na piśmie
zainteresowani powinni płacić dodatkowo. Facet najwyraźniej pomylił się z
powołaniem. Z taką kiepełą powinien robić karierę w biznesie. Nie pasożytowałby
wówczas na podatnikach i nie narzekał na niegodne (znacznie przewyższające
średnią płacę krajową) wynagrodzenie z kasy państwa.