Telewizja Polsat w cyklicznym programie
„Państwo w państwie” powróciła 11.01.2015 do sprawy Jacka Wacha, skazanego na
dożywocie za rzekome zabójstwo Tomasza Sadowskiego.
– Mieliśmy do czynienia z tzw. pomyłką
sądową – przyznał 21.11.2014 sędzia Sądu Najwyższego Rafał Malarski.
Wyrok został uchylony, a sprawę przekazano
do ponownego rozpatrzenia.
– My nie mieliśmy do czynienia z pomyłką,
tylko z manipulacją – komentuje Wach.
Póki co, nadal przebywa w więzieniu.
Posiedzenie SN miało związek z ujawnieniem
nowych okoliczności w sprawie tego mordu. Okazało się bowiem, że kawałki poćwiartowanego
człowieka, które wyłowiono pod koniec roku 1999 z jeziora Pluszne koło Olsztyna,
wcale nie były szczątkami Sadowskiego (do dziś nie wiadomo, czyimi naprawdę!),
a jego zwłoki wykopano na początku 2014, w miejscu wskazanym przez
rzeczywistego zabójcę.
Przejmujące wrażenie zrobiła na telewidzach
Polsatu matka Sadowskiego – Halina Kozłowska. Płacząc opowiadała, jak uwierzyła
śledczym, że fragmenty ciała, które pochowała na cmentarzu, należą do jej syna
Tomasza.
W programie „Państwo w państwie” znów wystąpiła
też siostra Wacha – Grażyna Romanowa. Od lat walczy ona, z nieomal nadludzką
determinacją, o oczyszczenie brata z zarzutu zabicia Sadowskiego.
Poznałem Grażynkę w blogosferze,
rozmawialiśmy m.in. podczas jej pobytów we Wrocławiu (na co dzień mieszka w
Toronto w Kanadzie). Z jej słów wnioskuję, że kluczowymi sprawcami owej – jak
się wyraził sędzia Malarski – pomyłki sądowej była opinia biegłych genetyków z Zakładu
Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku: prof. dr hab. Witolda
Pepińskiego i dr hab. Jerzego Janicy. Przeprowadzając badanie porównawcze DNA
szczątków wyłowionych z jeziora Pluszne z profilami matki i siostry Tomasza
Sadowskiego, naukowcy ci stwierdzili w swej opinii z 1.02.2000 „bliskość
pokrewieństwa” denata z obu kobietami.
W tym kontekście warto zacytować w całości
jedną z ostatnich publikacji Romanowej w jej blogu „Bezprawie”, w którym pisze
ona pod pseudonimem Faxe. Tekst datowany 8.12.2014 autorka zatytułowała
„Biegli, kasta nietykalnych”.
„Opinia eksperta pomaga w ustaleniu
fundamentalnych dla postępowania sądowego kwestii, jak np. przebiegu zdarzenia,
stanu faktycznego, okoliczności etc., nie tylko w celu określenia przyszłej
winy lub jej braku, ale zdeterminowania prawidłowej kwalifikacji czynu,
zwłaszcza jeśli chodzi o zdarzenia kryminalne.
Jedna błędna opinia biegłego może zniszczyć
życie kilku, a czasem i kilkunastu osób. Opinia biegłego oceniona przez nierzetelnego,
niedouczonego lub zawisłego sędziego, może
wsadzić człowieka do więzienia nawet na dożywocie, pozbawić ludzi
majątku, domu, rodziny, kontaktów z dziećmi itp. Sam biegły najczęściej nie
ponosi żadnej odpowiedzialności za swoją nierzetelność, niefrasobliwość,
niedouczenie, a nawet fałszowanie opinii i sprzeniewierzanie się etyce
zawodowej.
Profesor Kazimierz Jaegermann, wybitny medyk
sądowy, biegły, uczony i myśliciel, napisał w liście do przyjaciela na rok
przed śmiercią (1988 r.):
„…Smutna refleksja, przyglądam się
współczesności z poważnym niepokojem (czy nawet z przerażeniem). Zachodzi
pytanie: czy obecni adiunkci odbudują naszą dyscyplinę jako zawód, jako naukę?
(...) To wymagałoby nie tylko samokrytyki, ale wielu wyrzeczeń oraz odwagi...”.
Minęło ćwierć wieku od śmierci legendy
medycyny sądowej i jego obawy potwierdza codzienna rzeczywistość na salach
sądowych.
Prof. Józef Gierowski z Collegium Medicum
Uniwersytetu Jagiellońskiego o opiniach biegłych sądowych:
„…jest wiele opinii skandalicznych,
prymitywnych, urągających podstawowym zasadom... Przeciętny sąd okazał się mało
zainteresowany, aby biegły był kompetentny, ważniejsza jest szybkość działania
i dyspozycyjność biegłych…”.
Prof. Ewa Gruza, Katedra Kryminalistyki WPiA
UW [Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego], potwierdza tę
diagnozę:
„…Nie chcę snuć czarnego scenariusza, nie
chcę też nikogo obrazić, ale znalezienie dziś biegłego, który napisze opinię
pod tezę, nie jest problemem…”.
Uregulowania statusu biegłych sądowych i
wszystkich kwestii związanych z określeniem warunków nabywania, zawieszania i
utraty prawa do wykonywania czynności biegłego sądowego, a także trybu
nabywania i utraty statusu przez instytucje specjalistyczne uprawnione do
wydawania opinii – w jednym akcie
prawnym – oczekują wszyscy uczestnicy postępowań sądowych. W naszym parlamencie
zniknął w „czarnej dziurze” w niejasnych okolicznościach projekt takiej ustawy
z 2008 r. (druk 667)
Projekt ten – moim zdaniem – był o niebo lepszy od obecnie
konsultowanego. Przede wszystkim regulował
„detalicznie” większość „działań” biegłych i szczegółowo wymieniał
przypadki zawieszania i skreślania biegłych z listy, która miała być
scentralizowana i prowadzona przez MS [Ministerstwo Sraiedliwości]. Co więcej, projekt
ten regulował szczegółowo kryteria wpisywania na tę listę przez powołaną
specjalną komisję przy MS, a także zakładał kadencyjność wpisu biegłego na
listę.
Bez odnoszenia się tutaj do całości
projektowanych uregulowań w nowej wersji
ustawy o biegłych, chciałabym zwrócić uwagę na kontrowersje, jakie wśród tak
biegłych, jak i sędziów wywołuje przedstawiony do konsultacji projekt.
Otóż art.13 projektu przewiduje w przypadku
wszczęcia wobec biegłego postępowania o przestępstwo umyślne, postępowania
dyscyplinarnego lub postępowania w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej,
zawieszenie biegłego w pełnieniu jego funkcji przez prezesa sądu okręgowego. A
zgodnie z art.15 z chwilą zawieszenia biegły nie będzie mógł używać tytułu
biegłego sądowego.
Sędziowie i biegli jednym głosem wołają – larum!
W myśl maksymy „myśliciela“ PRL-u – raz otrzymanej władzy nigdy nie oddamy!
Straszą paraliżem pracy sądów, przewlekłościami i zakłócaniem toku postępowań.
Prezes Polskiego Stowarzyszenia Biegłych
Sądowych do spraw Wypadków Drogowych Adam Reza twierdzi, że „…delikatnie rzecz
ujmując, twórcy przepisów chyba nie zdają sobie sprawy, jaką pętlę zakładają
sobie na szyję. Zwłaszcza że już teraz strony postępowania walczą nie tyle z
opinią, ile z biegłym. Jeśli opinia nie jest po ich myśli, to zarzuca się mu
wszystkie możliwe matactwa, by go ze sprawy wyeliminować…”.
Sędzia
Hanna Kaflak-Januszko ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia zgadza
się z tą diagnozą: „…Ten przepis poprzez automatyczne zawieszenie biegłego ma
zapewnić wyeliminowanie nierzetelnych opinii, na których mógłby się oprzeć sąd.
Jednak istnieje poważne ryzyko, że ta instytucja będzie nadużywana, co będzie
prowadziło do zakłócenia toku postępowania. I obawa o to, że tak będzie się
działo, jest większa niż spodziewana ochrona, jaką ten przepis ma przynieść…”.
No proszę, czarno na białym – nie uwalane
ręce biegłego i nie ewentualność nierzetelności czy fałszowanie opinii przez
biegłego niepokoi sędzię, a podejrzenia o nadużywanie tej instytucji
zawieszania biegłych przez oskarżonych w procesach karnych, czy strony w procesach
cywilnych.
Jak zwykle ci bezczelni „niezadowoleni”! Nie
zasługują na żadne prawa i żadną ochronę! Sędziowie nie mogą sobie przecież
pozwolić na takie „zakłócanie toku” postępowania.
To już jakieś nawet nie niepokojące, a
oburzające usiłowanie ograniczenia prawa do rzetelnego procesu pod pretekstem
obrony przed „nadużywaniem” tych praw
przez oskarżonych i strony, przy blankietowej zgodzie na opiniowanie przez
biegłych – domniemanych przestępców! Jak dotąd uczestnicy postępowań sądowych
doskonale wiedzą, jak słabym elementem postępowania są skorumpowani, pozbawionym
elementarnej przyzwoitości, niezależności i bezstronności biegli na usługach
sądu i prokuratur. Dzisiaj dowiadują się, że jakiekolwiek usiłowanie
wprowadzenia regulacji, mających na celu
uzdrowienie tego stanu, są anatemą nie tylko dla biegłych, a i dla
sędziów!
Sędzia
Kaflak-Januszko ordynarnie manipuluje brzmieniem tego proponowanego przepisu,
mówiąc o „automatycznym” zawieszaniu biegłego. Przecież to zawieszanie ma mieć
miejsce tylko wtedy, gdy przeciw biegłemu zostanie wszczęte któreś z postępowań
wymienionych powyżej. I nie są to postępowania dotyczące jakichś bzdetów, a
najcięższych deliktów. Gdzie tutaj sędzia doszukała się automatyczności?
Pani sędzia twierdzi, że strony mają
przecież gwarancje procesowe, które pozwalają merytorycznie podważać opinię za
pomocą zarówno kontropinii, jak i innych dowodów. To brednie i bzdury! To
sędzia decyduje – według niesprecyzownych szczegółowo kryteriów – o dopuszczeniu
lub odrzucaniu wniosków dowodowych. Kontropinia wykonana przez fachowca, który
nie jest na liście biegłych sądowych (a osoba prywatna przecież nie może
zatrudnić biegłego sądowego!), czyli tzw. opinia prywatna, jak dotąd rzadko
jest dopuszczana przez sędziów, a nawet jak jest, nie jest w rozumieniu
polskiego prawa dowodem i sąd ewentualnie może, ale nie ma obowiązku brania tej
opinii pod uwagę. Czy to nie za dużo arbitralności i dowolności w
fundamentalnych dla rzetelnego procesu kwestiach?
Co do wypowiedzi pana Rezy, jest ona
aroganckim szantażem. Od prezesa jednego ze stowarzyszeń biegłych, klienci
sądów i same sądy mają i prawo, i obowiązek wymagać głębszej refleksji i
zrozumienia, jaka jest rola biegłego w postępowaniu sądowym. Samo zarzucanie
biegłemu matactw nie wyeliminuje przecież automatycznie biegłego ze sprawy.
Takich uprawnień ani oskarżeni, ani strony, ani sąd nie mają w postępowaniu
sądowym! Musi być wszczęte postępowanie o przestępstwo umyślne, dyscyplinarne
lub w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej, aby sąd mógł zawiesić biegłego.
A jak wiedzą klienci sądów, zawiadomienia prokuratury o podejrzeniu popełnienia
przestępstwa przez biegłego sądowego jest tak samo skuteczne, jak zawiadomienie
o przestępstwie sędziego lub prokuratora. O fasadowej odpowiedzialności
dyscyplinarnej i zawodowej biegłych szkoda nawet wspominać. I o tym Adam Reza
doskonale wie.
Zamiast bić pianę ośmieszając siebie i
stowarzyszenia biegłych, prezes i jego stowarzyszenie (i wszystkie inne
stowarzyszenia) winny budować swój autorytet poprzez skupienie się na „wyśrubowanych”
kryteriach zawodowych i etycznych przy rekrutacji członków. W sytuacji, kiedy
stowarzyszenie poweźmie informacje na temat złamania przez członka norm
zawodowych lub etycznych, winno wszcząć postępowanie dyscyplinarne i w zależności
od wagi przewinienia ewentualnie zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu
popełnienia przestępstwa.
Tak na marginesie, projekt ustawy o biegłych
nie stawia kandydatom na biegłych wymogu nawet „nieskazitelnego charakteru” – jakie
stawiają np. regulacje dotyczące zawodów prawniczych. Ale za to przewiduje, że
biegły sądowy będzie korzystał z ochrony prawnej przewidzianej dla
funkcjonariuszy publicznych.
Raz zawłaszczonej nietykalności i braku
odpowiedzialności bronią biegli jak honoru, którego zresztą większość z nich
nie posiada”.