środa, 30 kwietnia 2014

Nie poznał siebie

   Po bliskich spotkaniach z niedorzecznie wyrokującą sędzią Anną Sobczak z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia, na jej nazwisko reaguję alergicznie. Jednak nie tylko dlatego zainteresował mnie Jacek Sobczak, sędzia Sądu Najwyższego. 

   Należy się mu, skądinąd specjaliście od prawa prasowego, czołowe miejsce w kafkowsko-mrożkowskim współzawodnictwie na najbardziej absurdalne orzeczenie polskiego "wymiaru sprawiedliwości". Jest bowiem współautorem - do spółki z Piotrem Hofmańskim i Ewą Strużyną - postanowienia SN z 25.03.2009, w którym Jerzy Jachnik z Bielska Białej (prezes Stowarzyszenia Przeciw Bezprawiu, godny podziwu za swą działalność społeczną) występuje w pisemnym uzasadnieniu najpierw jako pokrzywdzony Jerzy Jachnik (to akurat prawda), następnie jako Antoni Jarosz (?!), by w końcu przeobrazić się w... kobietę i na dokładkę - w oskarżonego o nadużycie władzy funkcjonariusza państwowego (mimo że nigdy w życiu nie był ani nią, ani nim).

   Jeśli takie kompromitujące numery robią sędziowie Sądu Najwyższego, to co się dziwić radosnej twórczości sędziów na niższych szczeblach drabinki trzeciej władzy...

wtorek, 29 kwietnia 2014

Porządek prawny III RP: skarż się komuś, na kogo się skarżysz

   Jak donosiłem w tym blogu onegdaj, 5.03.2014 poskarżyłem się w mejlach do prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska i rzecznika praw obywatelskich Ireny Lipowicz na skasowanie moich blogów przez Salon24 i Onet. Ocenzurowano mnie tam pod dyktando prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu - Ewy Barnaszewskiej lub kogoś donoszącego kierownictwu obu portali w jej imieniu, jakobym naruszył jakieś dobra osobiste (konkretów brak) tej co najmniej nieetycznej funkcjonariuszki tzw. wymiaru sprawiedliwości.

   Najszybciej zareagował ktoś z rządu. W piśmie z 14.03.2014 radca szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - Elżbieta Znamierowska poinformowała „uprzejmie”, że „obowiązujące przepisy” nie uprawniają urzędu premiera „do ingerencji w sprawy, których rozpoznanie należy do właściwości sądów i organów ścigania (prokuratura, policja)”.

   Ustawowy miesięczny termin odpowiedzi na skargę znacznie przekroczyło biuro rzecznika praw obywatelskich. W piśmie z 24.04.2014 Katarzyna Łakomiec, przy której nazwisku na pieczątce jest jedno tajemnicze słówko „specjalista”, przedstawiła „wyjaśnienie”, że "interwencja w przywoływanej sprawie nie mieści się w zakresie kompetencji" ombudsmana, a „obowiązujące przepisy” pozwalają mi li tylko „domagać się ochrony poprzez wniesienie powództwa cywilnego do sądu”.

   Do dziś, a minęło już 55 dni, nie dostałem żadnego listu od ludzi prezydenta. Jakby chcieli mi oni milcząco dać do zrozumienia, żebym nie zawracał dupy głowie państwa konstytucyjnym prawem obywatela do wolności wypowiedzi i jeśli już muszę o tym bezprawiu pisać, to najlepiej od razu na Berdyczów.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Wyżej głowy (własnej) nie podskoczysz

   W wersji prostego ludu zamiast "głowy" jest "dupa", ale Kłykow (znaczy ja) tym razem postanowił być kulturalny jak noworodek i się nie wyrażać, co najwyżej - drzeć japę i robić pod siebie. Ale do rzeczy...

   Przekładając czasem z języka prawniczego na polski - dumam, czemu ten ich bełkot, jakże często niezrozumiały dla normalnych ludzi, ma służyć? Sprawianiu wrażenia, że są posiadaczami, a może nawet właścicielami wiedzy tajemnej, która nie mieści się w głowie maluczkim (czytaj: idiotom zwanym eufemistycznie zwykłymi obywatelami)?

   Jako jeden z tych głupków, jakimś cudem jeszcze bez żółtych papierów w życiowym dorobku, mniemam z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że prawnicy, w szczególności sędziowie, nawiązując kontakt ze światem tak a nie inaczej, bohatersko zmagają się z własnymi ograniczeniami intelektualnymi. Niepełnosprawni umysłowo aparatczycy tzw. wymiaru sprawiedliwości - potrafiący np. orzec w mojej sprawie przeciwko ZUS, że dostałbym odszkodowanie, gdybym… nie przestrzegał prawa - w pełni zasługują na okazywanie im powagi, z inwalidów bowiem nie należy sobie robić podśmiechujek.

   I co tu z tym Kłykowem (telepatycznie czuję tę troskę bezprawników o mnie) począć? Do pierdla go - byłby jeszcze większy smród. A może do psychuszki? Tam, zdaje się, też wszystkie miejsca zajęte - jak przystało na kraj będący dzięki jego funkcjonariuszom publicznym (urzędnikom ZUS, sędziom, prokuratorom, politykom od prawa do lewa etc.) jednym wielkim wariatkowem, nad którym przestali już panować nawet Bóg i Maryja.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Od snu do rzeczywistości

   Miałem sen. Krótki, ale treściwy. Śniły mi się dwie kobiety. Trójkąt męsko-damski? Nic z tych rzeczy, o których myślą lubieżnicy.
   Jedna z kobiet miała na imię Ewuś. Jak moja Pani. Ale to nie była ona. Miała krańcowo inną, cygańską urodę. Wypisz, wymaluj - Ewa Barnaszewska, prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Znana mi z autopsji. A zwłaszcza z tego, że przyzwala nadzorowanym sędziom na przestępcze orzekanie niezawiśle od ustaw (że nie wspomnę o gorszącym etycznie przyjęciu przez nią zaproszenia od często pozywanych urzędników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych na ich imprezę jubileuszową). 
   Natomiast druga z kobiet miała na imię Ula. Jak moja pierwsza (chyba), ale nie ostatnia (fakt bezsporny) miłość. Ale to nie był "Kwiatuszek" (takim słowem tej cud-dziewczynie się przymilałem). Najprawdopodobniej była to Urszula Kubowska-Pieniążek, przewodnicząca Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Nie potrafiłem ją jednoznacznie zidentyfikować nie tylko dlatego, że ukryła twarz pod kominiarką; głównie dlatego, że dotychczas nie widziałem jej na żywo. Swymi decyzjami na posiedzeniach niejawnych dwukrotnie uniemożliwiła powtórzenie procesu w sprawie moich roszczeń finansowych za bezprawne decyzje urzędników ZUS, lekceważąc nawet swoją konstytucyjną podległość ustawom i korzystną dla mnie interpretację przepisów przez Sąd Najwyższy. 
   - Ula - usłyszałem we śnie - wyrządziłaś temu Kłykowowi podwójne świństwo i za tę recydywę powinnam cię odwołać z funkcji w wydziale, ale nie będę robić polityki personalnej pod dyktando jakiegoś pokrzywdzonego.
   - Ewuś, my, sędziowie, chronieni immunitetem i niekontrolowani przez nikogo obcego, musimy solidarnie trzymać się razem, by nawzajem gwarantować sobie bezkarność za naszą orzeczniczą samowolkę.
   Tu w moim śnie nastąpił przeskok z "dziś" do bliżej niesprecyzowanego "jutra". Barnaszewska i Kubowska-Pieniążek na ławie oskarżonych, a za stołem sędziowskim - Donald Kaczyński z powstańczej organizacji o nazwie Platforma Obywatelska Prawa i Sprawiedliwości (następca premierów: Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska, w czasach swojej władzy bezradnych wobec orzeczniczych bezprawników) odczytywał akurat wyrok w imieniu V RP : 
   - Rewolucyjny Sąd Ostateczny uznaje obie oskarżone winnymi przekroczenia uprawnień i skazuje je na…
   W tym momencie obudziłem się i jak zwykle włączyłem radio w celu niezwłocznego nawiązania bezpośredniego kontaktu z rzeczywistością pewnego "dzikiego kraju", zwanego dowcipnie "państwem prawnym".

sobota, 26 kwietnia 2014

Sędzia patronką aplikantki. Radcowskiej

   Sędzia Urszula Kubowska-Pieniążek, niezawisła - w  sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych - od ustaw, która bezkarnie popełniła - i to dwukrotnie - przestępstwo przekroczenia uprawnień, okazuje się być patronką, czyli opiekunką kogoś, już za swego życia.

   Znalazłem w internecie pismo z 19.03.2013 do „Pani Prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu”, o treści: „Sąd Okręgowy we Wroclawiu Wydział II Cywilny Odwoławczy informuje, że patronat nad aplikantką radcowską Okręgowej Izby Radców Prawnych Katarzyną Woźniak, skierowaną do tut. Wydziału celem odbycia praktyki w okresie od 25 marca do 5 kwietnia 2013 r. obejmie SSO Urszula Kubowska-Pieniążek”. Dokument ten zdobi pieczątka z napisem: „Zastępca Przewodniczącej II Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu Urszula Kubowska-Pieniążek”.

   Autentyk!

   Informowanie przez Kubowską-Pieniążek swej, tolerującej jej bezprawie wobec mnie, szefowej, niewymienionej z imienia i nazwiska Ewy Barnaszewskiej (nawiasem pisząc: matki radcy prawnego Marty Barnaszewskiej), że patronat nad jedną z aplikantek radcowskich objęła Kubowska-Pieniążek (skądinąd żona radcy prawnego Zdzisława Pieniążka), może czytelnika - zwykłego obywatela rozbawić, ale też zaniepokoić. Ja np. pomyślałem, że jest to jeszcze jeden dowód istnienia wzajemnie się  uzupełniającej prawniczej sitwy. Dopuszczam możliwość praktyk w sądzie, polegających na uczeniu tam aplikantów radcowskich (adwokackich i prokuratorskich też), co oni o pracy organu tzw. wymiaru sprawiedliwości wiedzieć powinni. Jednak sprawowanie patronatu to coś więcej niż samo edukowanie podopiecznego. Kto nie zauważa różnicy, ten daje świadectwo swojego zdeprawowania.

   Zwróciłem ponadto uwagę na cząstkowe sfeminizowanie przez Kubowską-Pieniążek urzędowej nazwy funkcji. Co prawda Barnaszewską nadal tytułuje nie „prezeską”, lecz „prezesem” sądu, a siebie nie „zastępczynią”, lecz „zastępcą” w wydziale, ale już jego „przewodniczącego” - „przewodniczącą” (bo dotyczy Barbary Mentel-Sznajderskiej). Jest wyłom, ale zabrakło konsekwencji…

   Tekst archiwalny z kwietnia 2013. Wnet po jego premierowym opublikowaniu dowiedziałem się o awansie Urszuli Kubowskiej-Pieniążek na przewodniczącą Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu...

piątek, 25 kwietnia 2014

Cudotwórstwo i heroiczność sędzi Kubowskiej-Pieniążek

   Kto kolejnym - po papieżu Janie Pawle II - Polakiem, godnym statusu co najmniej błogosławionego, a może nawet świętego? Mam swojego faworyta, a ściślej faworytkę: wrocławską sędzię Urszulę Kubowską-Pieniążek.

   Aby zostać najpierw beatyfikowanym, a potem kanonizowanym, trzeba już nie żyć, legitymować się heroicznością cnót i czynić cuda. Daję niniejszym świadectwo, że Kubowska-Pieniążek dwa z trzech najważniejszych wymogów póki co spełnia.

   Czyż bowiem nie jest cudem parokrotne orzekanie przez nią, w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, niezawiśle od ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, a także od wykładni tych przepisów obowiązującego prawa przez Sąd Najwyższy? Werdykty Kubowskiej-Pieniążek z pewnością nie mają nic wspólnego z rozumem, dowodzą natomiast jej głębokiej wiary we własną nadprzyrodzoną bezbłędność.

   A czyż nie jest oznaką heroiczności cnót narażenie się tej reprezentantki tzw. wymiaru sprawiedliwości pewnemu facetowi, który w „Blogu weredyka” nie chce uznać jej boskiej nieomylności i krytykuje ile wlezie? Za odsądzanie Kubowskiej-Pieniążek od wiary w widzimisię, wyniesienie owej bohaterskiej niewiasty na ołtarze w celu kultowym (adoracyjnym) należy się jak najbardziej!

   Kilka godzin po opublikowaniu powyższego satyrycznego kawałka w moim poprzednim - tym ocenzurowanym - blogu jeden z rozbawionych Czytelników zaproponował, aby ustanowić przyszłą błogosławioną albo świętą Urszulę Kubowską-Pieniążek patronką bezprawników, za której wstawiennictwem mogliby się oni jeszcze owocniej ubogacać aż do samiuśkiego Sądu Ostatecznego.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Niedużak na papieża!

Tekst archiwalny

   Po wczorajszym (11.02.2013) sensacyjnym wyrażeniu woli abdykacji przez papieża Benedykta XVI, internetowa ludzkość spontanicznie bierze udział w czynie społecznym i pomaga Watykanowi w poszukiwaniu najlepszego z najlepszych na ten dyktatorski urząd monarchy absolutnego. Nie bacząc nawet na ograniczenie, że kandydat powinien być kardynałem.

   Zauważyłem, że faworytem Polaków jest Zdzisław Kręcina. Szczególnie ze względu na swojskie imię i nazwisko, tudzież stosowny wygląd.

   Ja się wyłamię z chóru i zaproponuję kogoś bardziej (nie)odpowiedzialnego. Osobiście wybrałbym któregoś z prominentnych funkcjonariuszy naszego tubylczego „wymiaru sprawiedliwości”, z właściwą im skromnością uważających siebie za nieomylnych.

   Niestety, odpada prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu, członek Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa - Ewa Barnaszewska. Nie ta płeć, a tego to już naprawdę nie da się w tym patriarchalnym towarzystwie przeskoczyć.

   Szkoda, bo Barnaszewska nadawałaby się wybornie. Wystarczy wspomnieć, że o orzekaniu niezawiśle od ustaw przez nadzorowanych przez nią sędziów wie mniej (a przynajmniej tak udaje) niż do niedawna Benedykt XVI o pedofilii księży Kościoła rzymskokatolickiego - i jest bardziej niereformowalna od ustępującego papieża, który jednak próbował zdawkowo przepraszać za przestępcze praktyki swoich służbowych podwładnych.

   Na szczęście jest godna alternatywa: prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu - Andrzej Niedużak. Człowiek wywyższony na szczyt tzw. wymiaru sprawiedliwości w południowo-zachodniej części Polski (stąd do Watykanu najbliżej) przez samych swoich (sędziowie wybierają wyłącznie spośród siebie, identycznie jak kardynałowie).

   Zalety Niedużaka? Na podstawie jego postawy w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS zapewniam, że potrafi perfekcyjnie zamiatać wewnątrzsitwowe brudy pod dywan. Dzielnie trzyma się dogmatu, że jeśli fakty świadczą na niekorzyść jego personelu, to tym gorzej dla faktów. A gdy nastąpi czas Sądu Ostatecznego, u lewicy Pana Boga będzie idealnym wiceprezesem od prawd objawionych.

   Co w przypadku wyboru Niedużaka na papieża (może na Iustitiusa albo na Temidosa) pozostałoby wiernym? To, co robili dotąd: modlitwa i adoracja, koniecznie na kolanach i bezkrytycznie.

   PS. Niedużak - zauważył jeden z moich Czytelników całkiem na serio - musiałby najsampierw dostać rozgrzeszenie za utrwalanie ateistycznej „władzy ludowej” w stanie wojennym. Spokojnie! - ja na to z równą powagą - Josepha Ratzingera vel Benedykta XVI miłosierny Pan Bóg oczyścił nawet z życiorysowej plamy służenia w Hitlerjugend.

środa, 23 kwietnia 2014

Sędziowskie bystrzaki

   Poziom inteligencji sędziów, orzekających w sprawie moich roszczeń odszkodowawczych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, kojarzy się mi z niektórymi dialogami z serii: "humor z sal sądowych".

   1. - Może pan opisać tę osobę?
   - Była średniego wzrostu i miała brodę.
   - Czy to była kobieta, czy mężczyzna?

   2. - Jak zakończyło się pani pierwsze małżeństwo?
   - Śmiercią.
   - Czyją śmiercią?

   3. - I co się stało potem?
   - Powiedział: "muszę cię zabić, bo mógłbyś mnie rozpoznać".
   - I zabił pana?

   Przesadzam? Jeślibyś, jak ja, miał(a) do czynienia z sędziami domagającymi się, abyś udowodnił(a) zrobienie czegoś, czego jednoznacznie zabraniały ci - pod groźbą całkowitej utraty twoich uprawnień finansowych - przepisy ustawowe, z pewnością usprawiedliwił(a)byś moją afektację. I zarazem zrozumiał(a)byś, dlaczego śmieszy mnie taki oto dowcip:

   - Jak na pochodzenie społeczne świadka - zauważył sędzia - odznacza się pan pokaźną inteligencją.

   - Gdyby nie obowiązywała mnie przysięga - zareagował pochwalony - z pewnością odwzajemniłbym komplement.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Martwe prawo

   Od 17.05.2011 (a więc już blisko 3 lata) obowiązuje ustawa z 20.01.2011 o "odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych za rażące naruszenie prawa". Odtąd za decyzję niezgodną z przepisami, zawinione działanie bądź zaniechanie ze szkodą dla obywatela, urzędnik może zostać ukarany grzywną, w wysokości nawet dwunastu jego miesięcznych pensji.


   Ile osób zostało skazanych przez sądy na tej podstawie dotychczas? Ani jedna! Kto bowiem udowodni urzędnikowi, że rażąco naruszył prawo? Samo wykazanie (organom ścigania i tzw. wymiarowi sprawiedliwości) złamania prawa, to już jest sztuka - a jeszcze rażąco?

   Gdybyśmy żyli w normalnym państwie, to wystarczyłoby po prostu uczciwie stosować obowiązujący od 2.08.1997 artykuł 231 paragraf 1 Kodeksu karnego z 6.06.1997. Stanowi on, że "funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

   Próbowałem wyegzekwować ten paragraf i ja, zarzucając urzędnikom Zakładu Ubezpieczeń Społecznych przestępcze represjonowanie mnie za aktywność zawodową na podstawie przepisu premiującego podjęcie pracy (czyli absolutnie nierestrykcyjnego!), a tym samym - wytykając im oczywiste sabotowanie polityki prozatrudnieniowej państwa. Efekt był taki, że wrocławscy prokuratorzy, z Bartoszem Biernatem i Karoliną Stocką (później zmieniła nazwisko na dwuczłonowe: Stocka-Mycek) na czele, konsekwentnie odmawiali sporządzenia aktu oskarżenia, nie stwierdzając w samowolce zusowskich decydentów "znamion czynu zabronionego"...

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Sens ustaw i trudniejsze tematy

   Najpierw sobie zażartujmy. Na jednym z satyrycznych rysunków Andrzeja Mleczki redaktor z mikrofonem siedzi obok swego rozmówcy i zagaja: "Na rozgrzewkę zapytam pana o sens życia, a potem przejdziemy do trudniejszych tematów".

   Teraz już na poważnie. Chciałbym zapytać, na rozgrzewkę, wrocławskich sędziów, orzekających w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS, czy rozumieją sens uchwalania przez parlament Konstytucji RP i ustaw do stosowania ich przy rozstrzyganiu meritum (w szczególności sedna) sporów? Po czym przeszedłbym do trudniejszego tematu: czy potrafią oni czytać literę prawa ze zrozumieniem, jak przystało na ludzi pracy umysłowej, którzy powinni umieć jako tako kojarzyć fakty?

   Bo ja mam uzasadnione wrażenie, że sędziowie ci są zdolni co najwyżej do żonglowania, z wprawą porównywalną z artystami cyrkowymi, Kodeksem cywilnym i Kodeksem postępowania cywilnego. Czyli do udupiania sztuczkami formalnymi (zwłaszcza proceduralnymi) żądania precyzyjnie wyliczonego odszkodowania od funkcjonariuszy publicznych za ich decyzyjną samowolkę.

   Logicznie myślącemu człowiekowi nie mieści się w głowie, że można wymagać od pokrzywdzonego, aby udowodnił, iż próbował podjąć pracę zarobkową w czasie, kiedy jednoznacznie nie pozwalały mu na to obowiązujące przepisy. Tymczasem orzekającym: Annie Sobczak, Elżbiecie Sobolewskiej-Hajbert, Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, Grażynie Josiak et consortes, tudzież patronującej całej tej głupawce Ewie Barnaszewskiej (prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu) - mieści się jak najbardziej.

   Mam świadomość, że wracam do sprawy z uporem maniaka. Jednak prawniczemu debilizmowi i bandytyzmowi aparatczyków tzw. wymiaru sprawiedliwości odpuścić - a tym bardziej ulec - nie zamierzam! Nawet choćbym miał nic nie zyskać osobiście. Moja determinacja należy się licznym ofiarom przestępstw sądowych, które nie mają tyle czasu i odwagi, co ja, aby powalczyć o elementarną przyzwoitość do skutku.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Ku państwu sędzioteistycznemu, czyli rozstrój ustroju

   Obywatele pokrzywdzeni przez tzw. wymiar sprawiedliwości III RP - zapamiętajcie ten cytat: zarówno prezesi sądów, jak i rzecznicy dyscyplinarni sędziów „nie mają uprawnień do ingerencji w treść wydanych przez sądy orzeczeń”. Zrozumieliście? To powtarzajcie sobie te słowa jak pacierz, zamiast np. bezproduktywnie skarżyć się prezydentowi państwa, premierowi, ministrowi sprawiedliwości, posłom czy rzecznikowi praw obywatelskich na niezawisłe od ustaw orzeczenia sądowe. Na podstawie własnych doświadczeń wiem, że na szukanie pomocy u nich (i innych funkcjonariuszy publicznych też) po prostu szkoda czasu!

    Wzmiankowany cytat pochodzi z pisma z 1.10.2010, skierowanego do mnie przez sędziego Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu - Marcina Cieślikowskiego. Oddelegowanego wówczas na  krótko do pełnienia obowiązków ogólnokrajowego rzecznika dyscyplinarnego sędziów (wcześniej był i obecnie nadal jest rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów dolnośląsko-opolskich).
   Kto zatem ma uprawnienia do ingerencji w treść skandalicznych wyroków i postanowień sądowych - prawomocnych, ale niezgodnych z prawem? W III RP nikt poza samymi sędziami, a i to wyjątkowo! Specyficznych, bo nietykalnych przestępców (ich znak rozpoznawczy: fioletowy żabocik przy czarnej todze) skutecznie chronią „Cieślikowscy”. A im wszystkim naraz całkowitą bezkarność za orzeczniczą samowolkę gwarantują dożywotnie immunitety.

   Najwyższy czas na larum: taka trzecia władza - znaczy: niekontrolowana przez nikogo spoza tego nieprawdopodobnie zdeprawowanego środowiska - sprawia, że postępuje rozstrój ustroju! Trwa proces przekształcania się namiastki państwa prawnego w zagrażające demokracji i sprzyjające autorytaryzmowi państwo (to neologizm chyba wymyślony przez mnie) sędzioteistyczne.

sobota, 19 kwietnia 2014

Chcesz zostać członkiem Krajowej Rady Sądownictwa? Toleruj orzeczniczą samowolkę

   Gdy Ewa Barnaszewska, prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu, w 2010 ponownie została członkiem Krajowej Rady Sądownictwa, była już wtedy negatywną bohaterką mojego bloga, w którym zarzucałem jej przyzwalanie nadzorowanym sędziom na orzekanie niezawiśle od litery ustaw. Patronka tego przestępczego procederu przestała tam zasiadać dopiero w 2014. Musiała zrezygnować bynajmniej nie dlatego, że postępowała w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych co najmniej nieetycznie. Zadecydował przepis o maksymalnej dwukadencyjności.

   Zamiast Barnaszewskiej, w składzie KRS pojawił się Andrzej Niedużak - prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. Ten sam, który podobnie jak poprzedniczka zareagował na moje skargi na przekraczanie przez sędziów ich konstytucyjnych uprawnień okazaniem swojej niemożności przeciwstawienia się orzeczniczemu bezprawiu.

   Jak coś podobnego było i jest możliwe w „państwie prawnym”?

   Po pierwsze: sędziego do KRS każdorazowo wybierają sami sędziowie. Im kandydat bardziej toleruje ich samowolkę, tym większą ma szansę wygrać w wewnątrzkorporacyjnym głosowaniu.

   Po drugie: orzecznictwa sędziów nie kontroluje nikt z zewnątrz. Chronieni dożywotnim immunitetem, mogą dowolnie decydować o cudzych losach w poczuciu pełnej bezkarności.

   W takim układzie zamkniętym krzywdzący obywateli „Barnaszewskie”, „Niedużacy” i im podobni w ogóle nie muszą się obawiać nawet ministra sprawiedliwości, premiera czy prezydenta. Zaszkodzić im mogą tylko sami swoi z własnej sitwy - nie dziwota więc, że jedynie z nimi się liczą.

   W efekcie w KRS nad przestrzeganiem zasad etycznych sędziów czuwają ci z nich, którzy wzorcami zawodowej uczciwości z pewnością nie są. Degrengolada trzeciej władzy w III RP osiąga dno…

piątek, 18 kwietnia 2014

Przyłapane na gorącym uczynku, a mimo to bezkarne

   Dożywotni immunitet nie chroni sędziego przed odpowiedzialnością karną i pozbawieniem wolności bezgranicznie. W artykule 181 Konstytucji RP zapisano, że "sędzia nie może być zatrzymany lub aresztowany, z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa".

   Ja przyłapałem na gorącym uczynku świadomego popełnienia przestępstwa nadużycia władzy sędzie Sądu Okręgowego we Wrocławiu: przewodniczącą składu orzekającego Urszulę Kubowską-Pieniążek oraz jej pomagierki Beatę Stachowiak i Ewę Gorczycę. Dowodem czynu zabronionego jest ich arbitralne postanowienie (nie służył mi od niego żaden środek odwoławczy) z 10.09.2009, odrzucające moją - pokrzywdzonego - skargę o wznowienie postępowania w sprawie roszczeń finansowych wobec ZUS.

   Nic to, że te trzy damy zignorowały zarzut naruszenia konstytucyjnej podległości ustawom przez sędzie Annę Sobczak z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia oraz Elżbietę Sobolewską-Hajbert, Annę Kuczyńską i Izabelę Bamburowicz z Sądu Okręgowego we Wrocławiu w wyrokach z 10.06.2008 i 29.04.2009. Ów kwartet w ogóle nie uwzględnił - zacytowanych w skardze i dotyczących meritum sporu - fragmentów ustaw: o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o świadczeniach przedemerytalnych. Sobczak, Sobolewska-Hajbert, Kuczyńska i Bamburowicz mogły te przepisy przeoczyć, choć nie powinny. Natomiast autorek decyzji uniemożliwiającej ponowienie procesu, uprawiających samowolkę - że użyję prawniczej poetyki - wspólnie i w porozumieniu, nie usprawiedliwia nawet - kompromitująca ich poprzedniczki, ale będąca jakimś tam wytłumaczeniem - nieznajomość prawa.

   Cóż z tego, że ująłem Kubowską-Pieniążek, Stachowiak i Gorczycę na gorącym uczynku popełnienia przestępstwa i doniosłem o tym komu trzeba, skoro ani pełniąca nadzór szefowa wrocławskiego Sądu Okręgowego Ewa Barnaszewska (wówczas członek Krajowej Rady Sądownictwa), ani rzecznik dyscyplinarny dolnośląsko-opolskich sędziów Marcin Cieślikowski, nie zrobili nic, aby sprostować orzecznicze bezprawie tego tercetu i uświadomić mu, że niezawisłość w sprawowaniu urzędu ma swoje konstytucyjne granice, których przekraczać w praworządnym państwie nie wolno.


   To nieuaktualniony tekst archiwalny, stąd nieobecność w nim Grażyny Josiak i Czesława Chorzępy - dwojga kolejnych sędziów Sądu Okręgowego we Wrocławiu, również przyłapanych na gorącym uczynku przestępstwa przekroczenia uprawnień.
   

czwartek, 17 kwietnia 2014

Kto zastrasza Tusków i... mnie

   „Chciałem spytać, czy już wiesz, gdzie będziesz próbowała się ukryć i uciec, bo chyba świadoma jesteś, że jak kundlowi zdejmiemy ochronę, to i z was nikt nie przeżyje”.

   „Przekaż ryżemu kundlowi, że zostanie zabity za mord smoleński. Ty bezrobotna dziwko też zostaniesz zabita i cała wasza rodzina, bo ścierwo ryżego kundla musi być wytępione do pięciu pokoleń”.

   „Twoje bękarty zdechną, a ty zostaniesz zabita [niecenzuralne słowo], rozszarpana na strzępy z całą rodziną. Jesteście parszywym pomiotem smoleńskiego mordercy”.

   To kilka z licznych esemesów z groźbami, jak najbardziej karalnymi, których adresatką jest Katarzyna Tusk, córka Donalda i Małgorzaty. Mama dokumentuje wszystkie, a tata - premier odczytał na konferencji prasowej 15.04.2014 trzy z nich, ponoć nie najbardziej wulgarne, nadające się do zacytowania.

   Adresatami coraz liczniejszych pogróżek są również sam szef rządu, jego żona, syn Michał, a nawet wnuki Mikołaj i Mateusz.

   Podzielając niepokój i oburzenie rodziny Tusków, nie mogę nie wtrącić swoich trzech groszy. Co mam sądzić o anonimie, który - zapewne za wiedzą i być może za przyzwoleniem sędzi Ewy Barnaszewskiej (prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu), jej męża Bogusława (ławnika w warszawskim sądzie wojskowym w stanie wojennym) i córki Marty (radcy prawnego) - najpierw pomógł w ocenzurowaniu (zablokowaniu) moich blogów na portalach Onet i Salon24, a następnie przysłał do mnie 9.03.2014 mejla z rozważaniami o moim pogrzebie i dwa dni później telefonicznie wzywał na policję.

   Mam nadzieję, że Barnaszewscy uświadomili swojemu pożytecznemu idiocie niedopuszczalność zastraszania autora krytycznych opinii o nich. Bo gdy o mejlu i telefonie anonima (czyżby Piotra Baranowskiego?) napisałem w nowym blogu - zamilkł...

środa, 16 kwietnia 2014

Prawo nie działa wstecz, ale nie można legalizować bezprawia

   Wnioskowałem o wznowienie postępowania w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS dwukrotnie.

   Pierwszą skargę sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Urszula Kubowska-Pieniążek (przewodnicząca składu orzekającego) oraz Beata Stachowiak i Ewa Gorczyca załatwiły odmownie stwierdzając, że niezastosowanie, wbrew konstytucyjnemu obowiązkowi, przepisów ustawowych przez ich koleżanki po fachu: Annę Sobczak, Elżbietę Sobolewską-Hajbert, Annę Kuczyńską i Izabelę Bamburowicz nie jest wystarczającą podstawą do powtórki procesu.

   Ponowną skargę sędziowie z tegoż wydziału: Grażyna Josiak (przewodnicząca) oraz Kubowska-Pieniążek i Czesław Chorzępa też uznali za niedopuszczalną, ponieważ prawomocny wyrok Sądu Najwyższego w sprawie o sygnaturze I UK 82/10, na który się powołałem, zapadł później niż prawomocny wyrok SO we Wrocławiu z 29.04.2009, przyznający mi jedynie symboliczne zadośćuczynienie i ani grosza należnego odszkodowania.

   Zauważy ktoś: no i o co ci chodzi?  Przecież prawo nie działa wstecz!

   Tak, ale…

   Wspomniany wyrok SN, podzielający moją interpretację przepisów dotyczących meritum sporu z ZUS-em, oznaczał przegranie sprawy przez obywatela, który się poskarżył na sądy niższej instancji. Nieszczęśnik stał się ofiarą ustawowej normy, że świadczenia przedemerytalnego nie dostanie ten, kto mając status bezrobotnego podjął jakąkolwiek legalną ("na czarno" może, byle się nie dał złapać!) pracę zarobkową.

    Wyrok SO we Wrocławiu z 29.04.2009 w mojej sprawie ma co prawda datę wcześniejszą niż wyrok SN w sprawie tamtego obywatela, ale ma zarazem datę późniejszą od rozpatrzonych i uznanych przez SN za trafne wyroków sądów niższej instancji (do inteligentnych inaczej funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości: zrozumieliście różnicę, czy trzeba wyjaśniać bardziej łopatologicznie?). A zatem ja nie żądałem zadziałania prawa wstecz, lecz naprawienia ewidentnego błędu, będącego wręcz przestępstwem przekroczenia uprawnień przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Stachowiak i Gorczycę, bo póki co, to one niezawisłe od ustaw nie są.

     Dzięki wymienionym tu wrocławskim sędziom - ośmiu damom i jednemu dżentelmenowi - prawniczy debilizm i bandytyzm osiągnął swoje apogeum.

   Czymże bowiem innym było domaganie się ode mnie, abym chcąc dostać odszkodowanie udowodnił, że próbowałem podjąć pracę zarobkową w czasie, w którym musiałem utrzymywać status bezrobotnego? Gdybym to zrobił, naruszyłbym przepisy i tym samym całkowicie pozbawił siebie prawa do - bezprawnie przez ZUS blokowanego - świadczenia przedemerytalnego.

   A wtedy nie miałbym czego szukać nawet w Sądzie Najwyższym.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Sędziowie - anarchiści. Niezawiśli od szefów i ustaw

   Polećmy po datach, będących w tym przypadku dowodami na anarchię panującą w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu. Rzecz dotyczy sprawy moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i przyznania mi tylko symbolicznego zadośćuczynienia, bez należnego odszkodowania za wyliczalne straty materialne na skutek bezprawnych (fakt bezsporny) decyzji urzędniczych.

   3.08.2009 gościłem u ówczesnej wiceprezes (obecnie prezes) tej placówki tzw. wymiaru sprawiedliwości - Ewy Barnaszewskiej. Pożaliłem się jej na niezawisłe od ustaw wyroki z 10.06.2008 (pierwszoinstancyjny) i 29.04.2009 (prawomocny), autorstwa Anny Sobczak oraz Elżbiety Sobolewskiej-Hajbert, Anny Kuczyńskiej i Izabeli Bamburowicz.

   4.08.2009 w liście do mnie prezes (wtedy) tegoż SO - Wacława Macińska napisała, że jeśli uważam, iż "zachodzą jakiekolwiek podstawy do wznowienia postępowania", to powinienem złożyć stosowną skargę. Co też niebawem - dokładnie 13.08.2009, niezwłocznie po otrzymaniu tej przesyłki pocztowej - uczyniłem.

   Postanowieniem z 10.09.2009, sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego SO we Wrocławiu: Urszula Kubowska-Pieniążek (przewodnicząca składu orzekającego) oraz Beata Stachowiak i Ewa Gorczyca odrzuciły moją pierwszą "skargę o wznowienie postępowania" (nazwa niegramatyczna, ale obowiązująca w procedurze). Uznały, że niezastosowanie litery ustaw - czyli najpoważniejsze z możliwych przestępstw służbowych funkcjonariuszy publicznych! - przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz nie jest wystarczającą przesłanką do powtórki procesu.

   Natomiast postanowieniem z 24.01.2011, sędziowie: Grażyna Josiak (przewodnicząca) oraz Kubowska-Pieniążek i Czesław Chorzępa odrzucili moją drugą "skargę o wznowienie postępowania". Tym razem uznali, że nie jest wystarczającą przesłanką do powtórki procesu nawet wyrok Sądu Najwyższego o sygnaturze akt I UK 82/10, który dowodzi trafności mojej interpretacji przepisów ustawowych, a tym samym - zasadności roszczeń odszkodowawczych wobec ZUS na podstawie domniemania prawnego.

   Podkreślam: obie odmowy nastąpiły już po mojej korespondencji z Macińską i wizycie u Barnaszewskiej. Rozumiem prawniczą mantrę, że sędziowie, każdy z osobna, są w swym orzecznictwie niezawiśli od kogokolwiek, od swoich szefów też. Nie rozumiem jednak, dlaczego są oni niezawiśli również od czegokolwiek, a konkretnie od ustaw, którym przecież - na mocy konstytucji - podlegają. Jeśli obie prezeski sądu przyzwalają nadzorowanym na takie oczywiste przekraczanie uprawnień, to muszą się liczyć z zarzutem kierowania zorganizowaną grupą przestępczą (nadużywającą swojej władzy nad obywatelem, już i tak pokrzywdzonym przez innych funkcjonariuszy publicznych).

   Szczególnie skandaliczna jest postawa recydywistki Kubowskiej-Pieniążek, która w kwietniu 2013 awansowała z zastępcy przewodniczącej na przewodniczącą Wydziału Cywilnego Odwoławczego SO we Wrocławiu. Trzymanie jej na funkcji administracyjnej, niechronionej immunitetem, kompromituje głównie prezes Barnaszewską, będącą do niedawna również członkiem - wyznaczającego sędziom standardy zawodowe i etyczne - Krajowej Rady Sądownictwa.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Utrwalacze władzy ludowej w stanie wojennym

   Wprowadzenie 13.12.1981 stanu wojennego w Polsce - nielegalnego, wedle stanowiska Trybunału Konstytucyjnego z 16.03.2011 -  byłoby niemożliwe nie tylko bez zbrojnego ramienia ówczesnej „władzy ludowej”, czyli wojska i milicji z zomowcami na czele, lecz również bez karzącej ręki „sprawiedliwości”, czyli sędziów.

   W tamtym czasie m.in. w sądzie wojskowym w Opolu „elementy antysocjalistyczne” i innych wrogów PZPR skazywał Andrzej Niedużak, w sądzie wojewódzkim w Jeleniej Górze - Marcin Cieślikowski, zaś w sądzie rejonowym w Zgorzelcu - Barbara Krameris.

   Ci zasłużeni aparatczycy Temidy orzekają obecnie w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu, w którym Niedużak jest prezesem, Krameris - wiceprezesem, a Cieślikowski - rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów dolnośląskich i opolskich.

   Moim zdaniem, są oni godni uhonorowania ich odznakami „Za zasługi w utrwalaniu władzy ludowej w stanie wojennym” - wnioskuję więc do kogo trzeba o ustanowienie takowych.

   Wcześniej wymyśliłem już dla Niedużaka, Krameris i Cieślikowskiego dwa inne odznaczenia: order „Niezawisły (Niezawisła) od Konstytucji” i medal „Gens una sumus” (Jesteśmy jedną rodziną). Na trzecim poprzestanę, by ten doborowy triumwirat nie wyglądał podczas świątecznych gali jak obwieszeni kupą złomu radzieccy kombatanci w Dniu Zwycięstwa.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Perły w koronie Temidy

   Najuprzejmiej proszę rządzących III RP o ustanowienie Dnia Bezprawnika, aby wdzięczni obywatele mogli corocznie uroczyście świętować uszczęśliwianie ich sprawiedliwością sędziowską. Każda data będzie dobra, ale 1 kwietnia byłaby najlepszą.

   Aby szczególnie zasłużonych sędziów godnie tego dnia wyróżnić, wnioskuję także o ustanowienie orderu „Niezawisły (Niezawisła) od Konstytucji”. Należy się im jakaś satysfakcja za nieprzejmowanie się treścią art. 178 ust. 1 ustawy zasadniczej.

   Ponieważ od kogoś trzeba zacząć, proponuję swoją listę znamienitych kandydatów do nowego orderu. Świetnie się oni sprawdzili w sprawie moich roszczeń za bezprawne i skutkujące wymiernymi stratami finansowymi decyzje Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, solidarnie bojkotując przepisy art. 2 ustawy o świadczeniach przedemerytalnych oraz art. 2 ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy.

   1. Ewa Barnaszewska - prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu, była członek Prezydium  Krajowej Rady Sądownictwa.

   2. Marcin Cieślikowski - rzecznik dyscyplinarny dolnośląsko-opolskich sędziów, sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.

   3. Urszula Kubowska-Pieniążek - przewodnicząca Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   4. Grażyna Josiak - była sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   5. Elżbieta Sobolewska-Hajbert - sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   6. Anna Sobczak - była sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia (obecnie Anna Sobczak-Kolek - sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi Północ).

   7. Czesław Chorzępa - sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   8. Ewa Gorczyca - była sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   9. Beata Stachowiak - sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   10. Anna Kuczyńska - sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   11. Izabela Bamburowicz - orzekająca w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu, przewodnicząca Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Fabrycznej.

   12. Roman Kęska - były wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa, były szef Biura KRS.

   13. Ryszard Pęk - były wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa, prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu.

   14. Andrzej Niedużak - prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, członek Krajowej Rady Sądownictwa, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego przy ministrze sprawiedliwości.

   15. Barbara Krameris - wiceprezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.

   16. Małgorzata Brulińska - wiceprezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

   17. Jolanta Solarz - była sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu, obecnie sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.

   Kolejność trochę przypadkowa, a trochę nie całkiem… Lista jest otwarta, a kandydatów na nią - dostatek.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdaję medale "Gens una sumus"

   Spieszę z daniem odporu zoilom (powtarzając za władcami PRL-u: krytyka – tak, krytykanctwo – nie!), że w III RP nie ma profesjonalnej polityki prorodzinnej. A ta uprawiana przez środowisko prawnicze to ch…ałupnictwo?!

   Moja (i innych zazdrośników spoza tego nepotycznego towarzystwa wzajemnej adoracji, skromnie niechwalącego się publicznie swoimi prywatnymi związkami) wiedza jest co prawda szczątkowa, ale wystarczająca do wnioskowania o ustanowienie zaszczytnego medalu „Gens una sumus”. Proponuję nazwę łacińską, bo brzmi ona bardziej prestiżowo i - co ważniejsze - bardziej tajemniczo dla tubylczego pospólstwa niż „Jesteśmy jedną rodziną”.

   Oto kilkanaścioro moich kandydatów do medalu. Niżej wymienionym z góry gratuluję.

1. Andrzej Niedużak - prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, członek Krajowej Rady Sądownictwa, członek Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego przy ministrze sprawiedliwości.

2. Anna Niedużak - notariuszka, żona Andrzeja.

3. Marek Niedużak - adwokat, syn Anny i Andrzeja.

4. Ewa Barnaszewska - prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu, do niedawna członek Prezydium Krajowej Rady Sądownictwa.

5. Bogusław Barnaszewski - były sędzia społeczny (ławnik) w sądzie wojskowym w stanie wojennym, mąż Ewy.

6. Marta Barnaszewska - radca prawny, córka Ewy i Bogusława.

7. Barbara Krameris - wiceprezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.

8. Jerzy Krameris - były prokurator wojewódzki w Jeleniej Górze, potem radca prawny, mąż Barbary.

9. Marcin Cieślikowski - sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, rzecznik dyscyplinarny sędziów z województw: dolnośląskiego i opolskiego.

10. Janina Cieślikowska - była sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, żona Marcina.

11. Urszula Kubowska-Pieniążek - przewodnicząca Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

12. Zdzisław Pieniążek - były sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, obecnie radca prawny, mąż Urszuli.

13. Grażyna Josiak - była sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu.

14. Kazimierz Josiak - sędzia Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, mąż Grażyny.

15. Wacława Macińska - poprzednia prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu, sędzia tegoż SO.

16. Adam Maciński - sędzia Sądu Okręgowego we Wrocławiu, syn Wacławy.

Proponuję standing ovation dla nominowanych! Dziękuję w imieniu wyróżnionych.

piątek, 11 kwietnia 2014

Pieniążkowie między prawem a biznesem

   Zatelefonował do mnie Andrzej P. (przedstawił się też z nazwiska). Zainteresowała go informacja z mojego bloga, że przewodniczącą Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu jest Urszula Kubowska-Pieniążek. Zapytał, czy to żona radcy prawnego Zdzisława Pieniążka, który wraz z Tomaszem Kosoniem założył spółkę DAF (Dolnośląską Agencję Finansową). Odpowiedziałem twierdząco.

   - To jest jakaś granda! Ja zrobię z tego taki dym, że szkoda gadać – zareagował spontanicznie Andrzej P.

   Jego zdaniem, windykatorzy z DAF handlują „wątpliwymi wierzytelnościami”. A niekorzystne dla spółki Zdzisława Pieniążka orzeczenia wrocławskich sądów pierwszej instancji są zmieniane na jej korzyść w postępowaniu odwoławczym, nadzorowanym przez Urszulę Kubowską-Pieniążek.

   - Historia nie z tej ziemi. Nie odpuszczę, przyatakuję! – zapewnia Andrzej P.

   Życzę sukcesu, choć weń nie wierzę.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Trzy głowy i blamaż

   Jak wiadomo ze starego, PRL-owskiego dowcipu, milicjant pełnił służbę razem z psem, bo co dwie głowy, to nie jedna.

   Potrafię jeszcze zrozumieć, że jedna głowa, należąca do Anny Sobczak, sędzi Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia, mogła nie pojąć faktu, że między 26.09.2006 a 12.07.2007, czyli w czasie trwania skandalicznego bezprawia ZUS wobec mnie, nie mogłem nawet próbować dorabiać współpracą z redakcjami, ponieważ groziłoby to najpierw utratą zasiłku dla bezrobotnych (bo osiągałbym jakiś dochód możliwy tylko w przypadku korzystania ze świadczenia przedemerytalnego), a następnie – odmową przyznania świadczenia przedemerytalnego (bo otrzymując wierszówkę za publikacje dziennikarskie nie spełniłbym wymogu „co najmniej” półrocznego pobierania zasiłku dla bezrobotnych i bycia „nadal” osobą zarejestrowaną w urzędzie pracy). To było błędne koło takich, a nie innych przepisów, o których musiałem pamiętać, aby nie dać się unicestwić przez biurokratycznego molocha.

   Za cholerę jednak nie potrafię zrozumieć, jak 29.04.2009 aż trzy - ludzkie - głowy, należące do sędzi Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbiety Sobolewskiej-Hajbert, Anny Kuczyńskiej i Izabeli Bamburowicz, rozpoznając moją apelację, nie mogły pojąć, że odszkodowanie należy się mi jak psu buda. Przecież wyliczyłem je nie „z sufitu” (tak Sobczak wymyśliła 3-tysięczne zadośćuczynienie), lecz na podstawie oficjalnego dokumentu ZUS.

   Fuszerka sędzi orzekającej w pierwszej instancji była do wyprostowania. Poważny błąd Sobolewskiej-Hajbert, Kuczyńskiej i Bamburowicz, utrwalony w wyroku prawomocnym, stał się prawie nie do naprawienia.

   Szczególnie zbulwersowały mnie słowa Sobolewskiej-Hajbert, że ostateczna decyzja sądu byłaby dla mnie korzystniejsza, gdybym miał… świadków, iż jakiś pracodawca chciał mi dać dorobić. Dorobić do zasiłku dla bezrobotnych? Wtedy - powtarzam - musiałbym go utracić! Nie mogłem działać na własną zgubę. Zwłaszcza że byłem już wystarczająco zdołowany szykanowaniem mnie przez debili z ZUS za dobrowolne zawieszenie zasiłku dla bezrobotnych i podjęcie pracy.

   Oto skutki sędziowskiej niezawisłości (czytaj: bezkarności), w tym niezależności od zdrowego rozsądku.

   Puentą niech będzie to, że Sobczak o ewentualnych świadkach nawet się nie zająknęła (prawdopodobnie ona miała świadomość absurdalności takiego rozumowania). Sobolewska-Hajbert natomiast wspomniała o nich po raz pierwszy i zarazem ostatni… już po ogłoszeniu prawomocnego wyroku, gdy go ustnie uzasadniała!

   Co ja sądzę o takim „wymiarze sprawiedliwości”, wolę nie pisać. Autocenzura mi zabrania.

05.2009

środa, 9 kwietnia 2014

Co sobie wyobraża sędzia

   Z powyrokowej homilii sędzi Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu - Elżbiety Sobolewskiej-Hajbert wynika, że w okresie od 26.09.2006 do 12.07.2007, zamiast uświadamiać ZUS-owskim debilom niedopuszczalność zastosowania przepisu promocyjnego w celu restrykcyjnym, powinienem już wtedy pomyśleć o dowodach gwarantujących przyznanie mi odszkodowania. Najlepiej gdybym miał świadków, że pielgrzymowałem wówczas po redakcjach z takim mniej więcej tekstem: „Chciałbym coś dla was napisać, ale nie mogę, bo jestem więźniem przepisów. Zablokowano mi świadczenie przedemerytalne umożliwiające dorabianie, a warunkiem brania zasiłku dla bezrobotnych jest brak jakiegokolwiek innego dochodu”.

   Sędzia Sobolewska-Hajbert najwyraźniej nie ma pojęcia o specyfice kontaktów dziennikarskich wolnych strzelców z redakcjami. Owszem, mogą oni tam odwiedzić znajomych, pobiadolić na nieszczęśliwy los i nawet zebrać wyrazy współczucia. Ale żeby tylko łazić i gadać, a nie siąść i pisać… Już słyszę na odległość, jak mój serdeczny kumpel z branży, używający swoistego języka, rozwesela mnie słowami: „Adaś, proszę cię! Mam roboty od chuja i trochę, a ty mi tu zawracasz dupę, że chciałbyś, ale nie możesz, bo nie pozwala na to jakieś zasrane prawo! Spierdalaj w podskokach, bo nie mam czasu na oral z tobą!”.

   Chyba nieco pojechałem bez trzymanki, ale bynajmniej nie po bandzie. Tylko co z tego - poza wulgaryzmami - zrozumie sędzia Sobolewska-Hajbert?

05.2009

wtorek, 8 kwietnia 2014

Sądowy geszeft

   - Dzieje się tu coś z Kafki i Mrożka… Absurd powinien mieć jakieś granice... Pogratulować… - powiedziałem na odchodne trzem przedstawicielkom wrocławskiej Temidy.

   Taka była moja spontaniczna reakcja na ogłoszony 29.04.2009 wyrok Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego w składzie: Elżbieta Sobolewska-Hajbert (przewodnicząca), Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz. Postanowiły one oddalić obie apelacje - i pozwanego ZUS, i moją - od wyroku Anny Sobczak z Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście z 10.06.2008, przyznającego mi 3 tys. zł zadośćuczynienia, bez odszkodowania.

   Sama rozprawa trwała raptem kilkanaście minut. Spośród sędziów mówiła - referując w skrócie sprawę bezzasadnego odmawiania mi świadczenia przedemerytalnego w okresie od 26.09.2006 do 12.07.2007 - tylko przewodnicząca, dwie pozostałe milczały niczym typowe ławniczki. Strony - szef prawników wrocławskiego ZUS Zbigniew Rak i ja - dostały zaledwie po jednym, tym samym pytaniu. Odpowiedzieliśmy, że podtrzymujemy swoje odwołania od wyroku z 10.06.2008. Wtrąciłem też, że treść apelacji pozwanego to „jedno wielkie mataczenie” i wyraziłem gotowość skonkretyzowania tej opinii, ale nikt ze składu orzekającego nie chciał mnie wysłuchiwać.

   W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Sobolewska-Hajbert stwierdziła, że nie przedstawiłem wystarczających dowodów na moje prawo do odszkodowania. Nie uwzględniła moich szczegółowych wyliczeń potencjalnych strat finansowych na podstawie ZUS-owskiego dokumentu limitującego możliwości dorabiania do świadczenia przedemerytalnego. Przyklepała natomiast, nie zgadzając się z kolei ze stanowiskiem pozwanego, 3-tysięczne zadośćuczynienie. Uznała je za godziwe.

   Wyrok SO z 29.04.2009 jest prawomocny, nie ma więc od niego odwołania. Jednak nie zamierzam odpuścić: po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia i przeanalizowaniu go, zapewne poskarżę się na Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz do Krajowej Rady Sądownictwa, a jeśli to nie poskutkuje - poszukam sprawiedliwości w Europejskim Trybunale Praw Człowieka.

   Na razie na szukaniu sprawiedliwości w polskim sądzie wyszedłem jak Zabłocki na mydle. „Wygrałem” 3.000 zł, tracąc jednocześnie 3.184 (tyle kosztowały mnie obowiązkowe opłaty według taryfy dla spraw cywilnych).

   Wygląda na to, że sąd pod przewodem Sobolewskiej-Hajbert zrobił majstersztykowy geszeft. Wyłudził ode mnie (pokrzywdzonego) wszystkie pieniądze, które dostanę od ZUS - i jeszcze wziął nawiązkę!

   PS. W składzie 25-osobowej Krajowej Rady Sądownictwa jest Ewa Barnaszewska, wiceprezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu - nadzorująca tu m.in. orzecznictwo w sprawach cywilnych. Gdy tylko to ustaliłem, przesłałem do niej mejla z informacją o zamiarze skierowania do KRS skargi na Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz.

05.2009