czwartek, 31 grudnia 2015

Ożeż Kur...scy!

   Jeśli Prawo i Sprawiedliwość nadal będzie robiło demokratyczną rewolucję (sic!) w równie wariackim tempie, to grozi mi rychłe znalezienie się w psychuszce z rozpoznaniem paranoi. No bo jak można być za szybkimi czystkami w tzw. wymiarze sprawiedliwości i służbie cywilnej, a jednocześnie przeciwko takowym w mediach publicznych?
   W utrzymywaniu równowagi emocjonalnej zapewne nie pomogą mi również bracia Kurscy. Starszy Jarosław jest pierwszym zastępcą redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” – Adama Michnika, zaś młodszy Jacek ma zostać lada dzień prezesem trofiejnej (z punktu widzenia ludzi Jarosława Kaczyńskiego) Telewizji Polskiej vel Narodowej – co oznaczałoby zwalczanie się rodzeństwa w wojnie na froncie propagandowym.
   Wie ktoś, jak się zakłada samoobsługowo kaftan bezpieczeństwa?

środa, 30 grudnia 2015

Kawał buca

   Nominację do tytułu buca roku 2015 spośród polskich funkcjonariuszy państwowych miał on u mnie już 26 listopada, gdy wychodząc z parlamentu, poproszony przez dziennikarkę TVN o skomentowanie wydarzeń na posiedzeniu Sejmu, odburknął: „Słuchała pani… Chyba że pani jest głucha”.
   W pełni zasłużył na to wyróżnienie po występie 28 grudnia w telewizyjnej „Kropce nad i”, kiedy konsekwentnie nazywał ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę „panem Zbyszkiem”.
   Tym laureatem jest oczywiście profesor Andrzej Rzepliński, prezes Trybunału Konstytucyjnego. Za - uzasadniam swój wybór w telegraficznym skrócie - kulturę osobistą godną człowieka zarozumiałego i aroganckiego.
  Zauważyliście, że tubylczy sędziowie zazwyczaj unikają mediów jak diabeł święconej wody? A jeśli już się w nich odezwą, to… szkoda gadać.

wtorek, 29 grudnia 2015

Nic prostszego

   Zagadnęła mnie znajoma:
  – Ogarniasz rozpierduchę wokół wyboru nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego i potrafisz powiedzieć w jednym zdaniu, jak ten prawny burdel uporządkować?
   Odparłem jak dobrze przygotowany do egzaminu z elementarnej logiki i zdrowego rozsądku (w nawiasach kwadratowych moje fejsbukowe uzupełnienia o konkretne nazwiska):
   – Ależ to proste: zgodnie z przepisami ustawowymi, obowiązującymi w dniach wyboru pięciu sędziów przez sejmową koalicję Platformy Obywatelskiej z Polskim Stronnictwem Ludowym oraz tyluż sędziów na te same wolne miejsca przez posłów Prawa i Sprawiedliwości, wystarczyłoby uznać ważność wyboru trzech z woli PO-PSL [Romana Hausera, Krzysztofa Ślebzaka i Andrzeja Jakubeckiego, zablokowanych przez prezydenta Andrzeja Dudę] i dwojga z woli PiS [Julii Przyłębskiej i Piotra Pszczółkowskiego, zablokowanych z kolei przez prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego].
   Obawiam się, że dla polityków to aż za proste...

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Podpisz się

   W internecie co rusz ktoś zachęca mnie do podpisania petycji za czymś (kimś) lub przeciwko czemuś (komuś). Taka moda na obywatelską aktywność bez ruszania dupska sprzed kompa.
   Nie podpisuję się pod żadną petycją, w której zauważam partykularny interes pierwszej i drugiej władzy – od lewaków po prawaków. Jako politolog politycznie niezaangażowany po stronie żadnej z partii, może i jestem idiotą, ale z pewnością nie pożytecznym, w leninowskim tego komplementu rozumieniu.
   Nie podpisuję się pod żadną petycją dotyczącą tzw. czwartej władzy, jeśli intencją inicjatorów jest kneblowanie niektórych mediów. Jako stary pismak, jestem przeciwko cenzurowaniu kogokolwiek i tym samym ograniczaniu wolności słowa – chyba że ktoś nawołuje do przemocy fizycznej.
   Podpisuję każdą petycję, która dotyczy konieczności naprawy trzeciej władzy, nie tylko wybieranej niedemokratycznie, lecz również pozostającej poza jakąkolwiek kontrolą społeczną. Uważam bowiem, że sądownictwo (dodałbym do niego również prokuraturę) to obecnie najbardziej zdegenerowany i zarazem kompletnie bezkarny za swe błędy orzecznicze organ państwowy III RP.

środa, 23 grudnia 2015

Rozpierducha w republice bananowej

   Rozpierducha – jak trafnie zauważyła dziś (23.12.2015) w Sejmie posłanka Platformy Obywatelskiej Jolanta Hibner – wokół zmiany ustawy o Trybunale Konstytucyjnym trwa w najlepsze. Prawo i Sprawiedliwość zaczęło naprawiać sądownictwo po swojemu z tempie zaiste zdumiewającym.
   Nie może już zdziwić nawet fakt, że w imieniu narodu III RP głos zabrał Killion Munyama, Afropolak z Zambii. „Pośpiech jest immanentną cechą republiki bananowej” – zauważył czarnoskóry poseł PO, po czym oświadczył z przekonaniem: „Polacy tego nie chcą!”. Po tych pełnych powagi słowach zrobiło się... wesoło jak w kabarecie. Albo jak u Gogola: „I z kogo się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!”…
   Ciąg dalszy z pewnością nastąpi.

Liderem obrońców demokracji i prawa jest niespłacalny alimenciarz

   Dzisiejszy – z 23.12.2015 – „Super Express” donosi ku satysfakcji rodziny PiS-owskiej i ku zakłopotaniu PO-wskiej, że Mateusz Kijowski, wykreowany przez nie wiedzieć które służby na lidera Komitetu Obrony Demokracji, jest zagrożony karą do dwóch lat więzienia. Ma bowiem 83,3 tys. zł (nie licząc odsetek i kosztów komorniczych) zaległości w płaceniu alimentów na troje dzieci ze swego pierwszego małżeństwa. Fakty te potwierdza nie tylko sąd w Pruszkowie, lecz i sam dłużnik. Tłumaczy się, że jest obecnie utrzymankiem drugiej żony i nie stać go na pełne wywiązanie się ze zobowiązań finansowych wobec potomstwa.
   Co wszakże nie przeszkadza Kijowskiemu być na czele obywatelskiego ruchu wspierającego opozycję polityczną manifestacjami przeciwko demokratycznej władzy, tudzież zapewniać przed paroma dniami w radiu RFM FM: „Naszym celem jest to, żeby było przestrzegane prawo”…

wtorek, 22 grudnia 2015

Dwulicowość

   Szef klubu poselskiego Platformy Obywatelskiej Sławomir Neumann powiedział dziś – 22.12.2015 w Sejmie, że nazywanie nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym „naprawczą” to – cytuję wiernie, com usłyszał w „Wydarzeniach” w telewizji „Polsat”– „Himalaje hipokryzji i obłudy”.
   Potrafi mi ktoś wytłumaczyć, czym różni się „hipokryzja” od „obłudy”?

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Propagandowa chamówa

   Polityczni oszuści, którzy ostatnimi laty uczynili z III RP państwo bezprawia, straszą teraz uczciwych obywateli tymi, którzy po demokratycznych wyborach próbują – niezbyt udolnie, ale z determinacją – przekształcić aferalne szambo w namiastkę perfumerii. A mnie jest wstyd za niektórych kolegów dziennikarzy z proopozycyjnych mediów (z TVN 24 i „Gazetą Wyborczą” na czele), że biorą aktywny udział w tej propagandowej chamówie z takim zaangażowaniem.
   Gdzie byliście wtedy, gdy to nie Prawo i Sprawiedliwość, lecz Platforma Obywatelska robiła co chciała, aby żyło się lepiej samym swoim?! Dlaczego wówczas nie wspieraliście protestujących przeciwko państwu istniejącemu – jak trafnie zauważył jeden z najinteligentniejszych ministrów w rządzie Donalda Tuska – tylko teoretycznie?!
   PS. Bardzo proszę nie identyfikować mnie ani z "pisiorami", ani z "platfusami", ani z jakąkolwiek inną partią. Politycznie jestem niczyj.

sobota, 19 grudnia 2015

Minister sprawiedliwości sobie, służba cywilna sobie

   Awantura wokół nowelizacji ustawy o służbie cywilnej przypomniała mi postać oddelegowanej na kierownicze stanowisko w Ministerstwie Sprawiedliwości białostockiej sędzi Iwony Łapińskiej. Dama ta dwukrotnie zamiotła pod dywan moje skargi na wrocławskich „samych swoich” w czarnych togach z fioletowymi żabotami, orzekających niezawiśle od litery ustaw w sprawie moich roszczeń finansowych za nielegalne (fakt bezsporny) decyzje Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
   Przed przeszło dwoma laty zrobiła to w imieniu ówczesnego ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego z Platformy Obywatelskiej, a kilkanaście dni temu – w imieniu obecnego szefa resortu Zbigniewa Ziobry z Prawa i Sprawiedliwości. Postąpiła identycznie, jakby w międzyczasie nic się w rządzie nie zmieniło i nie nastąpiła władza deklarująca rozliczanie nieuczciwych sędziów z ich samowolki!
   Łapińska bowiem jest właśnie jednym z tych apolitycznych (przynajmniej teoretycznie) urzędników korpusu służby cywilnej, którzy wedle obecnie obowiązujących przepisów są nie do ruszenia. I jak tu nie poprzeć projektu ustawy, której uchwalenie umożliwi wymianę wewnątrzrządowych sabotażystów polityki swoich przełożonych?

(Nie)skromny profesor

   Każdy absolwent przedszkola wie, że człowiek nadzwyczajny to ktoś bardziej niezwykły od zwyczajnego. Jednak nie dotyczy to nielicznych ludzi, którzy osiągnęli szczyt kariery naukowej. Na nim profesor zwyczajny jest wyższy rangą od nadzwyczajnego. Jak generał nad pułkownikiem, mniej więcej.
   Przysłuchując się wczoraj – 18.12.2015 – rozmowie Konrada Piaseckiego („Piaskiem po oczach”, TVN 24) z prezesem Trybunału Konstytucyjnego – Andrzejem Rzeplińskim, zwróciłem uwagę na słowa gościa dziennikarza: „Jestem zwyczajnym profesorem”. Wystarczyło przestawić dwa wyrazy, by okazując nieskromność (wszak nie wypada się chwalić swoim tytułem naukowym aż tak szczegółowo) wyjść na kogoś nadzwyczaj skromnego!

czwartek, 17 grudnia 2015

Niezwłocznie, czyli kiedy?

   Mnie, staremu pismakowi, od dzieciństwa wydawało się, że „niezwłocznie” oznacza „w jak najszybszym czasie”. Kudy mi do sędziów Sądu Najwyższego (polskiego oczywiście), którzy z powagą godną swojego majestatu orzekli onegdaj, że wykonanie czegoś (np. ich wyroku lub postanowienia) niezwłocznie oznacza, iż ma się na to 14 (czternaście!) dni.
   Gdyby równie genialni byli sędziowie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, nie kompromitowaliby się wytykaniem naszym funkcjonariuszom tzw. wymiaru sprawiedliwości przewlekłości postępowań. Niech się uczą literalnej wykładni od naszych orłów Temidy!
   Co proponuję już nie żartem, lecz na poważnie? Pamiętając o istnieniu niedziel, świąt i wolnych sobót, krakowskim targiem zastąpiłbym słowo „niezwłocznie” definicją: „w nieprzekraczalnym terminie 7 dni”.
   Znając różne kazuistyczne sztuczki prawniczych nieudaczników (kauzyperdów jest w tym towarzystwie od cholery i trochę!), dodałem przymiotnik nieprzypadkowo. „Nieprzekraczalny” uniemożliwia bowiem skorzystanie przez spóźnialskich z tzw. przywrócenia terminu.

środa, 16 grudnia 2015

Nie przestrzega prawa? Wynagrodzić go!

   Naćpany – po amfetaminie – taksówkarz, 49-letni Marek G., kierując samochodem z nadmierną prędkością, zabił w lutym 2014 w Świdnicy (województwo dolnośląskie) na przejściu dla pieszych 29-letnią Ewelinę Pawiłowicz. Sprawca śmierci kobiety do dziś jest na wolności i mimo zatrzymania mu prawa jazdy nadal wozi pasażerów.
   Jak przed kilkoma dniami zareagowała na to sędzia świdnickiego Sądu Okręgowego – Małgorzata Skiba? Postanowiła zwrócić Markowi G. prawo jazdy, uznając odebranie mu go za nieskuteczne!

 

Co nowego za ministra Ziobry? Wszystko po staremu!

   Przypomnę, że 25.11. 2015, dokładnie miesiąc po wyborach parlamentarnych, postanowiłem przetestować wiarygodność starego - nowego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, przesyłając do niego mejl o treści:

   „Szanowny Panie Ministrze, ograniczając się tylko do obecnie obowiązujących przepisów ustawowych, proszę o rozważenie mojej sprawy, wyjątkowo prostej i zarazem jednoznacznej interpretacyjnie. Kwadrans wstępnego studiowania jej powinien wystarczyć, by zauważyć rażące naruszenie litery prawa.
   Podkreślam, że teraz już nie chcę żadnych pieniędzy, z których zostałem okradziony przez sędziów. Chcę tylko stwierdzenia popełnienia przez nich przestępstwa przekroczenia uprawnień.
   Załączam jedną z moich blogowych publikacji, która zawiera w skrócie fakty orzeczniczej samowolki wymienionych z imienia i nazwiska funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości. W razie potrzeby jestem gotów niezwłocznie przedstawić szczegółową dokumentację sprawy.
SĄDOWA PIRAMIDA BEZKARNYCH BEZPRAWNIKÓW
   Konstytucja RP, art. 178 ust. 1:
   "Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom".
   Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, art. 2:
   "Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza to osobę (…) niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej".
   Ustawa o świadczeniach przedemerytalnych, art. 2:
   "Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie co najmniej 6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta spełnia łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako bezrobotna".
   Kodeks karny, art. 231 par. 1:
   "Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
   Fundamentalna paremia prawnicza:
   "Iura novit curia" (Sąd zna prawo).
   Z powyższego zestawu cytatów dla jako tako inteligentnego czytelnika wynika jednoznacznie, że:
   1. Sędziowie, będący niewątpliwie funkcjonariuszami publicznymi, są wprawdzie niezawiśli, ale nie od ustaw z konstytucją na czele.
   2. Osoba zarejestrowana w urzędzie pracy jako bezrobotna nie może legalnie dorobić nawet symbolicznej złotówki - skutkowałoby to bowiem utratą zarówno zasiłku, jak i prawa do świadczenia przedemerytalnego.
   3. Jeśli znający - patrz paremia - przepisy sędzia nie bierze tego wymuszonego ustawowo zakazu aktywności zawodowej pod uwagę przy rozstrzyganiu zasadności pozwu o odszkodowanie za wyliczalne - jak rzadko - z dokładnością do grosza straty finansowe, popełnia oczywiste przestępstwo przekroczenia swoich uprawnień (nadużycia władzy).
   Proste jak konstrukcja cepa? Nie dla sędziów orzekających w sprawie moich roszczeń pieniężnych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za bezprawne (fakt bezsporny) blokowanie mi przez ponad 9 miesięcy należnego świadczenia przedemerytalnego, którego pobieranie pozwala - w przeciwieństwie do zasiłku dla bezrobotnych - na limitowaną kwotowo pracę zarobkową. 
   To logiczne rozumowanie okazało się czymś ponad możliwości intelektualne Anny Sobczak, autorki debilnego wyroku z 10.06.2008, ówczesnej asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście (obecnie nazywa się Anna Sobczak-Kolek i jest sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi Północ). Przyznała mi tylko 3 tys. zł zadośćuczynienia (nie rekompensując nim choćby samych kosztów procesu), odmówiła natomiast jakiegokolwiek odszkodowania (bo jakoby nie udowodniłem strat finansowych, skądinąd oczywistych dla każdego legalisty potrafiącego sensownie zinterpretować literę ustaw o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o świadczeniach przedemerytalnych).
   W imię iście mafijnej solidarności zawodowej, niedorzeczne orzeczenie Sobczak podtrzymały pozornie od niej mądrzejsze i bardziej doświadczone sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz.
   Skargi z wnioskami o wznowienie postępowania z powodu nieuwzględnienia przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz wspomnianych na wstępie przepisów (w drugim z zażaleń jako dodatkowy argument wymieniłem wyrok Sądu Najwyższego o sygn. akt I UK 82/10, podzielający moją interpretację ustaw) - zostały bezrefleksyjnie uwalone przez recydywistkę Urszulę Kubowską-Pieniążek (podpisała się pod obu kompromitującymi postanowieniami uniemożliwiającymi powtórzenie procesu) oraz przez Grażynę Josiak, Beatę Stachowiak, Ewę Gorczycę i Czesława Chorzępę.
   Cała ta granda działa się za przyzwoleniem prezesa (początkowo wiceprezesa) Sądu Okręgowego we Wrocławiu i zarazem (wówczas) członka Krajowej Rady Sądownictwa - Ewy Barnaszewskiej, tudzież za wiedzą rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcina Cieślikowskiego, który uznał mój donos o przestępstwie za "oczywiście bezzasadny".
   Wśród ślepych i głuchych na moje sygnały o samowolce tych funkcjonariuszy Temidy byli też m.in. Andrzej Niedużak, do niedawna prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu i członek działającej przy ministrze sprawiedliwości Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, od niedawna członek Krajowej Rady Sądownictwa (ciekawostka: tuż po wprowadzeniu stanu wojennego został sędzią Rejonowego Sądu Wojskowego w Opolu) oraz Ryszard Pęk, prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, w opisywanym czasie również wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa. 
   I temu towarzystwu wzajemnej adoracji nic nie można zrobić (chyba że "skoczyć", jak w znanej odzywce). Skutecznie bowiem chroni ich dożywotni, a przez to sprzyjający przestępczym patologiom, immunitet.
   Niniejszy tekst napisałem zarówno pro domo sua, jak i pro publico bono. Wiedzie on bowiem od szczegółu (od mojej sprawy) do ogółu (do uświadomienia komu trzeba orzeczniczej bezkarności trzeciej władzy, zdolnej do upodlania obywateli już i tak wcześniej pokrzywdzonych przez innych funkcjonariuszy "państwa prawnego")”.

   Zamiast ministra Ziobry, na mojego mejla odpowiedziała listem z 3.12.2015 zastępca dyrektora Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości – Iwona Łapińska.

   „W związku z wniesionym pocztą elektroniczną w dniu 25 listopada 2015 r. pismem zawierającym powtórzenie wniosku z 13 czerwca 2013 r. o stwierdzenie przez Ministra Sprawiedliwości popełnienia przez wymienionych w piśmie sędziów przestępstwa przekroczenia uprawnień, informuję, że podtrzymuję stanowisko wyrażone w piśmie Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości z dnia 24 czerwca 2013 r. będącym odpowiedzią na wcześniejszą korespondencję zawierającą tożsame żądanie.
   Jednocześnie informuję, że stanowisko to jest ostateczne, a ewentualna dalsza korespondencja nie spowoduje jego zmiany”.

   Zamiast komentarza, powtórzę w całości nawiązujące do tej sprawy trzy teksty z mojego „Bloga weredyka” z czerwca i lipca 2013.

GŁOWĄ MURU NIE PRZEBIJESZ
   Co nowego pod kierownictwem kolejnego ministra sprawiedliwości z Platformy Obywatelskiej – Marka Biernackiego? Wszystko po staremu, a nawet jeszcze beznadziejniej: sędziowska mafia jest nadal nie do ruszenia.
   25.06.2013 otrzymałem list z Ministerstwa Sprawiedliwości, datowany 19.06. Zawierał spóźnioną o dekadę odpowiedź na mojego mejla do ministra z 9.05 i na ponaglenie z 13.06.
   Prosiłem szefa resortu „zwłaszcza o jednoznaczną ocenę, czy wrocławscy sędziowie, którzy na żadnym etapie postępowania w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nie zastosowali przepisów ustawowych, dotyczących meritum sporu, przekroczyli swoje uprawnienia, popełniając tym samym przestępstwo ścigane z art. 231 par. 1 Kodeksu karnego”. Liczyłem naiwnie, że może Biernacki poleci któremuś z podległych urzędników poświęcić kilka, góra kilkanaście minut (tyle czasu wystarczyłoby), na analizę wyszczególnionych krótko i precyzyjnie faktów, świadczących o samowolce sędziów, polegającej na orzekaniu przez nich niezawiśle od litery obowiązującego prawa.
   W imieniu ministra w czterech zdaniach odezwał się Waldemar Szmidt, dyrektor Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości. Jak ustaliłem przy pomocy guglarki – sędzia oddelegowany na posadę rządową (czyli wzorzec niezawisłości po polsku).
   W zdaniu pierwszym autor korespondencji informuje, że zawarte w moim mejlu „twierdzenia o popełnieniu przestępstw przez wymienionych w piśmie sędziów (…) nie uzasadniają podjęcia czynności przez Ministra Sprawiedliwości”.
   W zdaniu drugim i trzecim wyjaśnia prawniczym bełkotem, że od 31.03.2010 „Minister Sprawiedliwości nie sprawuje funkcji Prokuratora Generalnego”, wobec czego „nie jest uprawniony do wszczęcia postępowania karnego, ani do podejmowania innych czynności procesowych w związku z zawiadomieniem o przestępstwie”.
   Natomiast w zdaniu ostatnim radzi: „Jeśli posiada Pan wiarygodne [nie potrafił przeczytać mojego mejla ze zrozumieniem, czy rżnie głupa? – przypisek mój] dowody popełnienia przestępstwa przez wskazane w piśmie osoby, zgodnie z art. 304 par. 1 k.p.k. ewentualne zawiadomienie może Pan złożyć na Policji lub do prokuratora”.
   Uff… – ja tego już dawno próbowałem, donosząc w zawiadomieniu z 7.12.2010 do Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Starego Miasta o przekroczeniu uprawnień służbowych i naruszeniu konstytucyjnej podległości ustawom przez trzy sędzie miejscowego Sądu Okręgowego z Urszulą Kubowską-Pieniążek na czele. Postanowieniem z 15.12.2010 (proszę zauważyć, jaka fantastyczna szybkość „załatwienia” sprawy), prokurator Kinga Kaźmierska-Rataj odmówiła wszczęcia śledztwa, uzasadniając tę decyzję niestwierdzeniem zaistnienia przestępstwa.
   Świadom odtąd bezskuteczności bicia głową w mur, dałem sobie spokój z walką z bezkarnymi sędziami za pośrednictwem organów ścigania. W III RP prawniczy układ zamknięty trzyma się mocno i jest nie do obalenia bez obywatelskiej rewolucji.
SĘDZIOWSKA SITWA NIE DA SIEBIE UKARAĆ
ZA SWOJE PRZESTĘPSTWA ORZECZNICZE
   W odstępstwie zaledwie trzech dni, 28.06.2013 znalazłem w swojej skrzynce pocztowej drugi list z Ministerstwa Sprawiedliwości. Datowany 24.06., podpisany tym razem przez zastępcę dyrektora Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości – Iwonę Łapińską, zawiera odpowiedź (szybką nadzwyczaj) na mojego powtórnego mejla, adresowanego do szefa resortu Marka Biernackiego.
   Autorka korespondencji napisała w pierwszym zdaniu (cytuję bez jakiejkolwiek korekty): „W związku z pismem z dnia 13 czerwca 2013 r., w którym ponowił Pan twierdzenia zawarte w piśmie z dnia 13 maja 2013 r. [w rzeczywistości pierwszego mejla przesłałem 9.05.] o popełnieniu przestępstw przez wymienionych w nim sędziów, wnosząc dodatkowo o dokonanie przez Ministra Sprawiedliwości oceny czy sędziowie popełnili przestępstwo z art. 231 par. 1 k.k. informuję, że na pismo z dnia 13 maja 2013 r. została udzielona odpowiedź w dniu 19 czerwca 2013 r. i podtrzymuję wyrażone w niej stanowisko”.
   Po czym w dwóch następnych i już ostatnich zdaniach dodała: „Jednocześnie wyjaśniam, że Minister Sprawiedliwości nie jest uprawniony do wyrażania opinii dotyczących popełnienia przestępstwa. Wyłączną kompetencję do uznania określonej osoby za winną popełnienia przestępstwa posiadają sądy orzekające w postępowaniu regulowanym przepisami ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks postępowania karnego (Dz.U. nr 89, poz. 555 ze zm.)”.
   Ustaliłem, że Łapińska to (podobnie jak autor poprzedniego listu, dyrektor tego samego  departamentu MS – Waldemar Szmidt) sędzia oddelegowany na posadę w rządzie. Trafiła tam z Białegostoku (jej bezpośredni resortowy szef – z Katowic).

   Mam uzasadnione wrażenie, że w korespondencjach do mnie oboje funkcjonariusze tzw. wymiaru sprawiedliwości, będący czasowo ministerialnymi urzędnikami, rżną głupa na potęgę. Mogą to, niestety, robić w poczuciu kompletnej bezkarności.
   O ile jeszcze sędzia Szmidt radzi mi donieść na przekraczających uprawnienia sędziów do prokuratury, o tyle sędzia Łapińska sugeruje wprost procesowanie się w sądzie. Już to sobie wyobrażam, jak sędziowie skazują sędziów za orzekanie niezawiśle od ustaw.
   Ta korporacyjna sitwa nie da sobie zrobić krzywdy. I tak będzie dopóty, dopóki upodlani obywatele nie wybiorą sobie władzy politycznej, która całe to zdeprawowane towarzystwo w szwarckieckach z fioletowymi podgardlami wreszcie uczciwie rozliczy.
SĘDZIA SĘDZIEMU GŁOWY NIE URWIE (NOWE DOWODY STAREJ PRAWDY)
   Odpowiadając na moje wcześniejsze donosy do Ministerstwa Sprawiedliwości, m.in. na wrocławskich sędziów – przestępców przekraczających konstytucyjne uprawnienia i orzekających niezawiśle od ustaw, urzędnicy tego resortu nie ukrywali na swych imiennych pieczątkach, że są oddelegowanymi tam sędziami.
   O tym, że autorzy dwóch ostatnich pism do mnie z MS: dyrektor Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości – Waldemar Szmidt oraz jego zastępczyni – Iwona Łapińska również są delegowanymi sędziami, dowiedziałem się nie z ich osobistego stempelka, lecz za pośrednictwem wszechwiedzącej internetowej guglarki.
   Nie zmienił się natomiast schemat odpowiedzi na moje skargi i wnioski. Także Szmidt i Łapińska nie twierdzą, że nie mam racji. Twierdzą tylko w imieniu ministra sprawiedliwości, że sędziów mogą osądzić tylko inni sędziowie. Z wyjątkiem tych oddelegowanych na posady rządowe, oczywizda.
   Jakże zdeprawowanym trzeba być sędzią, aby obywatelowi ewidentnie pokrzywdzonemu przez sędziów wciskać kit, że sędziów za ich orzeczniczą samowolkę mogą rozliczyć i nawet ukarać sami sędziowie. Takie cuda z pewnością nie w III RP!

czwartek, 10 grudnia 2015

Co ma TK do JK

   Poseł PO Stefan Niesiołowski, występując dziś (10.12.2015) po jedenastej w TVN 24, przyrównał sędziów, wybranych do Trybunału Konstytucyjnego przez PiS, do… Józefa K., bohatera „Procesu” Kafki. Analogia pasująca jak pięść do nosa!
   Niesiołowski nie byłby sobą, gdyby na pytanie, co mogą ci „niekonstytucyjni” sędziowie robić, jeśli nie zostaną dopuszczeni do orzekania, odpowiedział z właściwą sobie złośliwością: „niech liżą znaczki i przyklejają do kopert”. Aż dziw, że nie wspomniał o znaczkach z podobizną Jarosława Kaczyńskiego.

niedziela, 6 grudnia 2015

Naród to nie państwo

   „Sędziowie są niezawiśli i orzekają w imieniu narodu” – oznajmił dziś (6.12.2015) w programie „Kawa na ławę” w TVN 24 poseł Platformy Obywatelskiej Cezary Grabarczyk. Oniemiałem z wrażenia. Przeciętny Polak może nie odróżniać narodu od państwa. Jednakże prawnika z wykształcenia i byłego ministra sprawiedliwości taki znak równości zwyczajnie kompromituje. Tym bardziej, że akurat sędziowie są jedyną z trzech władz wybieraną niedemokratycznie przez samych swoich (mianowanie przez prezydenta to tylko rytuał). Nazwanie najbardziej wyalienowanych ze społeczeństwa wyrazicielem jego woli jest czymś wyjątkowo absurdalnym.
 

"Solidarność" niekonstytucyjna

   Zauważam, jak na politologa przystało, podobieństwa i różnice w sytuacji Polski w przełomowym dla ustroju państwa roku 1989 i obecnym 2015.
   Wówczas niekonstytucyjne były działania „Solidarności”, dziś – Prawa i Sprawiedliwości. Wtedy demokracji zagrażało Radio Wolna Europa, a broniła jej „Trybuna Ludu”; teraz ich propagandowymi odpowiednikami są z jednej strony barykady – Radio Maryja, z drugiej natomiast – „Gazeta Wyborcza”.
   Wszystko już było, tylko inaczej się nazywało. Mijają lata, a podzieleni Polacy nadal żyją w społeczno-politycznym wariatkowie.
   A propos: protokoły z wyborów w tzw. obwodach specjalnych dowodzą, że zdecydowana większość pacjentów szpitali psychiatrycznych głosuje na PiS, zaś więźniów zakładów karnych – na Platformę Obywatelską. Swój na swego?
 

sobota, 5 grudnia 2015

Kukiz mówi, Kaczyński robi

   Sorry, ale rewolucjonista ze mnie jak z koziej dupy trąba. Z Pawła Kukiza też. Obaj drzemy mordy, że ten antyobywatelski system trzeba rozwalić. A jak przyszło co do czego, to zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy w tym zbożnym dziele popierać Jarosława Kaczyńskiego, który przy pomocy swojaków tworzących parlamentarną większość, tudzież wymyślonego przez siebie prezydenta Andrzeja Dudy, przystąpił niezwłocznie do realizacji hasła: „Róbta co chceta”. Po zamachu Prawa i Sprawiedliwości na Trybunał Konstytucyjny, nawet Jurek Owsiak mógłby się uczyć od posłów tej partii jazdy po bandzie bez trzymanki.
  Tymczasem sędziowie sądów powszechnych, odważni jak Papkin, anonimowo alarmują za pośrednictwem tygodnika „Nie”, że czują się coraz bardziej niepewni swego losu. Podobno pisiory wykombinowały, jak szybko pozbyć się najstarszych spośród nich mimo ustawowej gwarancji nieusuwalności. Chcą mianowicie obniżyć wysokie sędziowskie emerytury, zwane uposażeniem w stanie spoczynku, z 75 do 50 procent wynagrodzenia za pracę. Jeśli to prawda, to jestem – zapewne razem z Kukizem – za!

piątek, 4 grudnia 2015

Przeciw sędziom trzeba się łączyć, nie dzielić

   Czy w „demokratycznym państwie prawnym” (art. 2 Konstytucji RP) samodzielnie rządzący mogą legalnie zrobić wszystko? Dwie obecnie najważniejsze osoby w tubylczej polityce: doktor prawa Jarosław Kaczyński i doktor prawa Andrzej Duda (kolejność nieprzypadkowa) uważają, że owszem.
   Co ja sądzę o awanturze wokół wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego? Wygląda to na początek rewolucji, której celem jest czystka w nieprawdopodobnie zdegenerowanym (temu zaprzeczyć nie sposób) tzw. wymiarze sprawiedliwości.
   Cieszy mnie, że wreszcie mamy u władzy polityków, którzy biorą pod uwagę, jak fatalny jest poziom zaufania społecznego do sędziów. Niepokoi, że zaczyna się od prostej wymiany „ich” na „swoich”.
   Inaczej się nie da? Dałoby, gdybyśmy byli rozumnym społeczeństwem obywatelskim, które zamiast się ochoczo dzielić – łączyłoby w celu wymuszenia na władzy i opozycji parlamentarnej wspólnego ustawowego działania na rzecz skutecznej sanacji sądownictwa, które już choćby tylko swoimi krańcowo różnymi orzeczeniami w tych samych sprawach kompromituje demokratyczne państwo prawne bardziej niż politycy.

czwartek, 3 grudnia 2015

Komuch, solidaruch i Trybunał Konstytucyjny

   Kto wierzy w apolityczność i niezależność sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ten – najkulturalniej diagnozując – naiwniakiem jest. Bez powiązania z partią zdolną do przegłosowania kandydatury w parlamencie, żaden – nawet najwybitniejszy – prawnik nie ma szans załapania się na tę gwarantowaną na 9 lat i godziwie płatną posadę „niezawisłej” (ha, ha, ha!) i „bezstronnej” (cha, cha, cha!) wyroczni w sprawach zgodności ustaw zwykłych z zasadniczą.
   Znam z kontaktów dziennikarskich dwóch wrocławskich profesorów uniwersyteckich – byłego i obecnego sędziego TK. Nie mam wątpliwości, że obaj dostali się tam przede wszystkim za zasługi w działalności politycznej.
   Marek Mazurkiewicz był sędzią TK (pod koniec kadencji nawet wiceprezesem) w latach 2001-2010. Poprzednie 10 lat sprawował mandat posła Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a jeszcze wcześniej działał w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i był nawet członkiem egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PZPR we Wrocławiu.
   Z kolei Leon Kieres, jeden ze współzałożycieli „Solidarności” i pierwszy z prezesów Instytutu Pamięci Narodowej, został sędzią TK w 2012 i będzie nim do 2021. W ten sposób odwdzięczyli się mu koledzy z Platformy Obywatelskiej, gdy w 2011 niewdzięczni wyborcy nie wybrali go po raz trzeci na senatora (mimo że jeszcze 4 lata wcześniej zdobył w okręgu wrocławskim najwięcej głosów).
   Dwa ciekawe fakty z cefałek obu profesorów. Pod oryginałem obowiązującej, choć coraz głośniej krytykowanej Konstytucji RP z 1997, podpisani są: ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski i właśnie Marek Mazurkiewicz jako ostatni przewodniczący Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego. Natomiast Leon Kieres to ten prezes IPN, który próbował zataić epizodyczną współpracę Lecha Wałęsy z PRL-owską Służbą Bezpieczeństwa w charakterze donosiciela o pseudonimie „Bolek”.

 

środa, 2 grudnia 2015

Za co lubię prezesa Trybunału Konstytucyjnego? Za słowa prawdy o sędziach

   „Sądy i sędziowie zbierają więcej ocen negatywnych niż pozytywnych w badaniach opinii publicznej. Media informują o wcale licznych – jak na profesję ludzi o nieskazitelnych charakterach – aferach korupcyjnych, pijanych sędziach w gmachach sądów i pijanych sędziach za kierownicą samochodów, sędziach – sprawcach przestępstw pospolitych. Co do części tych afer dotychczasowe mechanizmy ustawowe korekcyjne są bezradne wobec siły układu, wobec przejawów demonstrowanej publicznie mentalności oblężonej twierdzy (…).
   Na ok. 7,5 tys. urzędujących sędziów sądów powszechnych, administracyjnych, wojskowych oraz Sądu Najwyższego mamy ok. 3,7 tys. sędziów funkcyjnych. Tam gdzie pilnie ich trzeba, niektórych nie widać. Pytani przez dziennikarzy o wyjaśnienie społeczeństwu opisywanego przypadku naruszenia prawa poza sądem lub drastycznego nadużycia władzy w sprawie, ci funkcyjni prezesi, przewodniczący wydziałów „rzeźbią” (używając języka studentów), że trzecia władza nic nie może: bo zarządzenia sędziego lekceważy policja, bo sędzia jest przywalony liczbą spraw, bo biegli miesiącami zwlekają z przedstawieniem opinii, bo prawo kiepskie, bo nie stawiają się świadkowie, bo brak sal, bo to, bo owo. Jednym słowem, litania biadoleń rzekomo bezbronnej i pozbawionej instrumentów władczych nie władzy, ale ofiary lekceważenia przez inne władze i klientów sądów.
   Z drugiej strony mamy przywileje specjalne, ustawowe lub zwyczajowe (nieusuwalność, immunitet, specjalna emerytura, de facto 30-godzinny tydzień pracy znacznej części sędziów). Z tych przywilejów kocha się korzystać. Ale wykorzystywać instrumenty władzy sędziowskiej – tak aby każdego urzędnika, policjanta, polityka lub uczestnika procesu sądowego, który lekceważy sąd, zdyscyplinować w ciągu godziny – to już się nie potrafi. Nie potrafi się, bo najczęściej nie chce się lub nie umie. Tych sędziów, którzy nie chcą bądź nie umieją, nikt tego nie nauczył. Nikt nie nauczył etyki pracy: w domu, szkole lub harcerstwie. Nikt nie nauczył organizacji pracy w czasie aplikacji”.
   Gdzie tak oszczerczo napisano o boskich w swoim mniemaniu funkcjonariuszach tzw. wymiaru sprawiedliwości III RP? W moim blogu? W „Gazecie Wyborczej” z 6.02.2004!

wtorek, 1 grudnia 2015

W służbie prawa nad narodem

   – Chcesz się pośmiać? – zapytał mnie dziś z rana znajomy i natychmiast dopowiedział: – Polecam tekst „Obywatele Wrocławia czytali konstytucję” we wczorajszej „Wybiórczej”.
  Zaglądam do internetu i pierwsze co zauważam, to imię i nazwisko autorki tekstu Magdaleny Kozioł. Pracowaliśmy razem w „Panoramie Dolnośląskiej” w latach 2005-2006. Kwalifikując teksty Magdy do druku, komplementowałem ją jak mało kogo z całego zespołu dziennikarskiego. Nie pamiętam, aby miała jakieś sprecyzowane poglądy polityczne. Te akurat szefów tygodnika (redaktora naczelnego Maćka Wełyczkę i jego zastępcę Łukasza Medekszę, również mnie jako sekretarza) interesowały najmniej.
   W „Gazecie Wyborczej” jednak apolitycznym (apartyjnym) najwyraźniej się być nie da. W rekomendowanym przez znajomego tekście Magda objawia więc jeszcze jeden talent – zdolnej propagandzistki w służbie PO:
   Lid jej relacji brzmi tak: „Na głos i w dużym ścisku wśród licznie przybyłych do Kawiarni Hiszpańskiej mieszkańców Wrocławia czytaliśmy w niedzielę Konstytucję RP. – Jako obywatele jesteśmy jej strażnikami – mówili uczestnicy spotkania”.
   Z załączonych zdjęć wynika, że we wspomnianej kawiarni „duży ścisk” może załatwić grupka kilkunastu samych swoich.
   W całym obszernym i stronniczym sprawozdaniu mnie najbardziej niezamierzenie rozbawiło zacytowanie takiego fragmentu wypowiedzi 80-letniej Danuty Giernatowskiej, jednej z garstki przestraszonych wizją PiS-owskiego (do spółki z Kukizem) zamachu stanu i państwa totalitarnego: „Poparłam "Solidarność", a dziś jestem zdumiona i oburzona, gdy Kornel Morawiecki w Sejmie mówi, że dobro narodu jest ponad prawem”.
   Magda, co z Tobą?! Podzielasz zdanie, że to naród (ludzie) jest (są) dla prawa, a nie prawo dla narodu (ludzi)?