wtorek, 28 lipca 2015

Muchy wyznanie wiary

   "Nie obawiam się, bo wierzę w polski wymiar sprawiedliwości". To słowa Joanny Muchy - rzeczniczki kampanii Platformy Obywatelskiej przed wyborami parlamentarnymi 25.10.2015, wyrażone po zapowiedzi pozwania tej posłanki i ministra finansów Mateusza Szczurka do sądu za jakoby nieprawdziwe informacje o zadłużonych spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych. Gdybym był politykiem partii rządzącej, też nie obawiałbym się wyroków rzekomo niezawisłych (ha, ha, ha! cha, cha cha!) sędziów. Jednak po całkiem prawdopodobnym powrocie do władzy Prawa i Sprawiedliwości, ich tzw. linia orzecznicza może się zmienić jak chorągiewka na wietrze albo barwa kameleona...

wtorek, 21 lipca 2015

Testuję wiarygodność potencjalnego ministra sprawiedliwości

   Najpoważniejszym kandydatem na ministra sprawiedliwości w prawdopodobnym rządzie PiS po wyborach parlamentarnych 25.10.2015 jest Janusz Wojciechowski. Przed kilkoma dniami w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, ten obecny poseł do Parlamentu Europejskiego powiedział m.in.:

   „Wymiar sprawiedliwości znalazł się poza wszelką kontrolą społeczną. To jest wielka władza – większa niż władza polityczna, bo to władza nad losami ludzi. I ta władza dzisiaj sama się wybiera, sama się kontroluje. Społeczeństwo nie ma wpływu na to, kto będzie sędzią czy prokuratorem.

   Minister sprawiedliwości jest ministrem bezradności. Gdy się do niego pisze skargi czy nawet interwencje poselskie, w odpowiedzi otrzymujemy instrukcję dotyczącą tego, czego minister nie może zrobić wobec sądów. No nic nie może. Bo sąd jest niezawisły i niezależny.

   Kasacja [ministra sprawiedliwości] jest bardzo wąska. Można powołać się tylko na bardzo rażące naruszenia prawa. Proponowana przez nas apelacja nadzwyczajna ma mieć szerszy zakres. Minister sprawiedliwości będzie mógł zaskarżyć merytorycznie każdy prawomocny wyrok, jeżeli widzi w nim krzywdę”.

   Dobrze europoseł Wojciechowski mówi, ale… to tylko słowa. Wynika z nich wszakże, iż nawet przy obecnych przepisach ustawowych, mógłby on – po awansie na ministra – rozważyć moją sprawę, wyjątkowo prostą i zarazem jednoznaczną interpretacyjnie. Kwadransik studiowania jej powinien wystarczyć, by zauważyć właśnie rażące naruszenie litery prawa.

   Podkreślam, że teraz już nie chcę żadnych pieniędzy, z których zostałem okradziony przez sędziów. Chcę tylko stwierdzenia popełnienia przez nich przestępstwa przekroczenia uprawnień.

   O czym informując Pana Wojciechowskiego – załączam w korespondencji do niego jedną z moich blogowych publikacji, która zawiera w skrócie fakty orzeczniczej samowolki wymienionych z imienia i nazwiska funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości. Pozostaję teraz z nadzieją na jakikolwiek odzew…

SĄDOWA PIRAMIDA BEZKARNYCH BEZPRAWNIKÓW

   Konstytucja RP, art. 178 ust. 1:

   "Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom".

    Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, art. 2:

    "Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza to osobę (…) niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej".

    Ustawa o świadczeniach przedemerytalnych, art. 2:

    "Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie co najmniej 6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta spełnia łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako bezrobotna".

    Kodeks karny, art. 231 par. 1:

    "Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

    Fundamentalna paremia prawnicza:

    "Iura novit curia" (Sąd zna prawo).

    Z powyższego zestawu cytatów dla jako tako inteligentnego czytelnika wynika jednoznacznie, że:

    1. Sędziowie, będący niewątpliwie funkcjonariuszami publicznymi, są wprawdzie niezawiśli, ale nie od ustaw z konstytucją na czele.

    2. Osoba zarejestrowana w urzędzie pracy jako bezrobotna nie może legalnie dorobić nawet symbolicznej złotówki - skutkowałoby to bowiem utratą zarówno zasiłku, jak i prawa do świadczenia przedemerytalnego.

    3. Jeśli znający - patrz paremia - przepisy sędzia nie bierze tego wymuszonego ustawowo zakazu aktywności zawodowej pod uwagę przy rozstrzyganiu zasadności pozwu o odszkodowanie za wyliczalne - jak rzadko - z dokładnością do grosza straty finansowe, popełnia oczywiste przestępstwo przekroczenia swoich uprawnień (nadużycia władzy).

   Proste jak konstrukcja cepa? Nie dla sędziów orzekających w sprawie moich roszczeń pieniężnych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za bezprawne (fakt bezsporny) blokowanie mi przez ponad 9 miesięcy należnego świadczenia przedemerytalnego, którego pobieranie pozwala - w przeciwieństwie do zasiłku dla bezrobotnych - na limitowaną kwotowo pracę zarobkową. 

   To logiczne rozumowanie okazało się czymś ponad możliwości intelektualne Anny Sobczak, autorki debilnego wyroku z 10.06.2008, ówczesnej asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście (obecnie nazywa się Anna Sobczak-Kolek i jest sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi Północ). Przyznała mi tylko 3 tys. zł zadośćuczynienia (nie rekompensując nim choćby samych kosztów procesu), odmówiła natomiast jakiegokolwiek odszkodowania (bo jakoby nie udowodniłem strat finansowych, skądinąd oczywistych dla każdego legalisty potrafiącego sensownie zinterpretować literę ustaw o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o świadczeniach przedemerytalnych).

    W imię iście mafijnej solidarności zawodowej, niedorzeczne orzeczenie Sobczak podtrzymały pozornie od niej mądrzejsze i bardziej doświadczone sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz. 

    Skargi z wnioskami o wznowienie postępowania z powodu nieuwzględnienia przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz wspomnianych na wstępie przepisów (w drugim z zażaleń jako dodatkowy argument wymieniłem wyrok Sądu Najwyższego o sygn. akt I UK 82/10, podzielający moją interpretację ustaw) - zostały bezrefleksyjnie uwalone przez recydywistkę Urszulę Kubowską-Pieniążek (podpisała się pod obu kompromitującymi postanowieniami uniemożliwiającymi powtórzenie procesu) oraz przez Grażynę Josiak, Beatę Stachowiak, Ewę Gorczycę i Czesława Chorzępę.  

   Cała ta granda działa się za przyzwoleniem prezesa (początkowo wiceprezesa) Sądu Okręgowego we Wrocławiu i zarazem (wówczas) członka Krajowej Rady Sądownictwa - Ewy Barnaszewskiej, tudzież za wiedzą rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcina Cieślikowskiego, który uznał mój donos o przestępstwie za "oczywiście bezzasadny".

   Wśród ślepych i głuchych na moje sygnały o samowolce tych funkcjonariuszy Temidy byli też m.in. Andrzej Niedużak, do niedawna prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu i członek działającej przy ministrze sprawiedliwości Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, od niedawna członek Krajowej Rady Sądownictwa (ciekawostka: tuż po wprowadzeniu stanu wojennego został sędzią Rejonowego Sądu Wojskowego w Opolu) oraz Ryszard Pęk, prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, w opisywanym czasie również wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa. 

   I temu towarzystwu wzajemnej adoracji nic nie można zrobić (chyba że "skoczyć", jak w znanej odzywce). Skutecznie bowiem chroni ich dożywotni, a przez to sprzyjający przestępczym patologiom, immunitet. 

   Niniejszy tekst napisałem zarówno pro domo sua, jak i pro publico bono. Wiedzie on bowiem od szczegółu (od mojej sprawy) do ogółu (do uświadomienia komu trzeba orzeczniczej bezkarności trzeciej władzy, zdolnej do upodlania obywateli już i tak wcześniej pokrzywdzonych przez innych funkcjonariuszy "państwa prawnego").

poniedziałek, 20 lipca 2015

Zapłacił Skarbnicy Narodowej i... jest jej dłużnikiem

   Teoretyczne „państwo prawne” (art. 2 Konstytucji RP) znów dało o sobie znać w praktyce jednemu z moich internetowych (pozafejsbukowych) znajomych.

   Pan Waldemar Korczyński z Kielc zamówił w Skarbnicy Narodowej i otrzymał stamtąd medal platerowany 24-karatowym złotem, upamiętniający zwycięstwo piłkarzy polskich nad brazylijskimi w Toronto podczas olimpiady w 1976. Termin zapłaty 148,95 zł wyznaczono nabywcy na 6 marca 2015. Kupujący numizmat całą żądaną kwotę przelał sprzedawcy na jego konto za pośrednictwem ING Bank Śląski już 10 dni wcześniej.

   Jakież było zdziwienie Korczyńskiego, gdy w połowie kwietnia dostał pismo zatytułowane: „Ostateczne wezwanie do zapłaty” (należności uiszczonej przeszło półtora miesiąca wcześniej). Załącznikiem była groźba przekazania sprawy „firmie windykacyjnej Intrum Justitia”, co – dodano – „wiązać się będzie z dodatkowymi kosztami” oraz „może (…) uniemożliwić w przyszłości uzyskanie kredytu lub pożyczki”.

   Po czym odezwała się… kancelaria prawna Wratislavia Lex z Wrocławia. Jej pracownicy dwukrotnie (29 maja i 12 czerwca) telefonicznie, a raz (17 czerwca) listownie ponaglali Korczyńskiego do uregulowania rzekomego długu wobec Skarbnicy Narodowej. Nagabywany zareagował listem z wyjaśnieniami i skserowanym dowodem terminowej zapłaty kwoty 148,95 zł.

   Ponieważ minął miesiąc i żadnej odpowiedzi nie otrzymał, kielczanin Korczyński poprosił mnie – wrocławianina – abym jeszcze jeden jego list z dokumentem bankowym doręczył do kancelarii Wratislavia Lex osobiście. Co też dziś – 20 lipca – zrobiłem, prosząc zastaną tam sekretarkę o potwierdzenie na kopii faktu przyjęcia przesyłki ode mnie.

   Jak ta sprawa się zakończy? W państwie urzędniczego bałaganu wszystko jest możliwe, zwłaszcza na niekorzyść uczciwego obywatela.

niedziela, 12 lipca 2015

Odpowiednie dać rzeczy słowo

   Uzasadniając swój postulat własną sprawą pokrzywdzonego przez funkcjonariuszy publicznych, proponuję zmienić nazwy niektórych instytucji państwowych III RP na bardziej adekwatne do rzeczywistości. ZUS powinno się przemianować na samowolnię, prokuraturę - na umarzalnię, sąd - na przedawnialnię. A wszystkim trzem należy nadać status szczególnych zorganizowanych grup przestępczych, wyjętych spod prawa obowiązującego resztę społeczeństwa. Zapewniam, że gdy to się ziści - natychmiast zaprzestanę jednoosobowej akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa.

piątek, 10 lipca 2015

Nie mam wyboru

   Jestem politologiem, ale nie politykiem. Różnica jak między kryminologiem i kryminalistą.

   Nie ma dla mnie miejsca w polityce, bo staram się być prawym lewicowcem. A tacy nie mają czego szukać w partiach od prawa do lewa.

   Pozostaje obserwacja życia politycznego z pozycji autsajdera. Lepsza ona od statusu pożytecznego idioty, głosującego w wyborach z ponawianą kadencyjnie wiarą w prawdziwość obietnic władzy lub opozycji.

czwartek, 9 lipca 2015

Moje pytania referendalne

   Nadążając za modą na wymyślanie trzech pytań referendalnych, obwieszczam własne:

   1. Czy jesteś za "wam już dziękujemy" pod adresem rządzących na przemian polityków – beneficjentów okrągłostołowego układu solidarnościowo-komunistycznego?

   2. Czy jesteś za zbudowaniem rzeczywistego państwa prawnego, poczynając od zreformowania prokuratury i sądownictwa?

   3. Czy jesteś za stacjonowaniem w Polsce jakichkolwiek obcych wojsk, z amerykańskimi włącznie?

   W takim referendum wziąłbym udział, głosując „tak” w odpowiedzi na dwa pierwsze pytania i „nie” – na trzecie.

sobota, 4 lipca 2015

Sędzia - żona komornika

   Pisałem już, że 20.05.2015 nowym prezesem Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu została sędzia Grażyna Szyburska-Walczak. Żona legnickiego komornika Czesława Walczaka.

   Wątek ten rozwija tygodnik „Nie” z 3-9.07.2015 w tekście autorstwa Mateusza Cieślaka. Jej tytuł: „Bogaty mąż sądu”, a nadtytuł: „Kogo awansuje minister Budka” (Krzysztof Budka, minister sprawiedliwości).

   Z publikacji Cieślaka czytelnicy dowiadują się, że w 1999 ze świdnickiej hurtowni wrocławskiego przedsiębiorcy Przemysława Malinowskiego komornik Walczak zabrał – na podstawie nakazu zapłaty, orzeczonego przez sąd w Trzciance – towar o wartości 702.198,37 zł. Do dziś go nie oddał, mimo że po trzech latach egzekucja ta została uznana za bezzasadną.

   Zamiast zwrócić zagarnięte mienie jego właścicielowi, Walczak zaczął oskarżać Malinowskiego o fałszerstwa. Po czym w kolejnych procesach w różnych sądach to zazwyczaj komornik wygrywał z przedsiębiorcą.

   „Czy pani Walczakowa – pisze redaktor Cieślak – mogła nie wiedzieć, co zrobił jej mąż? Niemożliwe. Czy przyłożyła do grabieży swą sędziowską rękę? Na to pytanie odpowiedzieć powinien ten, kto mianował ją prezesem Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu”.

   Dodam, że tygodnik „Nie” cytuje pisma prokuratorsko-sądowe, z których wynika m.in., że sędzia Szyburska-Walczak i jej mąż – komornik spotkali się w 2002 w hotelu „Polonez” w Poznaniu z jednym z tamtejszych radców prawnych właśnie w sprawie Malinowskiego…

piątek, 3 lipca 2015

Ukarany, bo postępował... zgodnie z prawem

   W ambitnym współzawodnictwie tubylczych sędziów na najbardziej nonsensowny wyrok, do ścisłej czołówki dołączyła Magdalena Kubczak z Sądu Okręgowego w Warszawie. 1.07.2015 skazała ona wydawcę „Gazety Polskiej” za to, że zamieścił na okładce sprzedawanego wraz z tym tygodnikiem filmu „Córka” nazwiska reżysera i operatora z Polskiej Kroniki Filmowej: Jana Strękowskiego i Pawła Banasiaka. Towarzyszyli oni z kamerą Marcie Kaczyńskiej podczas pakowania rzeczy osobistych jej rodziców – Lecha i Marii po ich tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej. Wymienienie obu filmowców jako „realizatorów” dokumentu o córce pary prezydenckiej przysporzyło im potem kłopotów w życiu zawodowym.

   Wyrok sędzi Kubczak, stwierdzający naruszenie dóbr osobistych reżysera i operatora, nakazujący wypłacenie im po 30 tys. zł oraz przeproszenie ich w „Gazecie Polskiej” i „Rzeczpospollitej”, jest absurdalny, ponieważ wydawca „GP” postąpił w spornej sprawie zgodnie z obowiązującymi go przepisami. Wszak zakupując od PKF prawa autorskie, zobowiązał się w umowie, że w napisach końcowych „Córki” znajdzie się komunikat o treści: „W filmie wykorzystano materiały archiwalne Polskiej Kroniki Filmowej. Realizacja: Jan Strękowski, zdjęcia: Paweł Banasiak, dźwięk: Spas Hristov, współpraca: Mieszko Zieliński”.

   Inteligentna inaczej sędzia Kubczak najwyraźniej nie pojęła, że jeśli ktokolwiek miałby tu zostać za cokolwiek ukarany, to tylko ci, którzy uczestniczą w nagonce na Strękowskiego i Banasiaka za to, że PKF sprzedała ich robociznę wydawcy „GP”!