Dziennik „Fakt” z 29.10.2015 poinformował,
że przed czterema laty Wróblewski wybrał się z żoną do pubu. Zamówił kilka
drinków. Po godzinie chciał zapłacić barmanowi, ale żądana kwota wydawała mu
się za wysoka. Poprosił więc o paragon. Usłyszał, że szef zabrania ich
wydawania. Zażądał więc rozmowy z nim. Szef pojawił się szybko, ale ani myślał
czegokolwiek wyjaśniać. Po prostu wyjął pistolet, przystawił panu Krzysztofowi
broń do głowy i zagroził, że go zabije.
Na sali był monitoring i wszystko się
nagrało. Na podstawie niepodważalnych dowodów Sąd Rejonowy w Kielcach po długim
procesie skazał przestępcę na rok więzienia i 3 tysiące złotych
zadośćuczynienia.
Wróblewski uznał wyrok za zbyt niski i
odwołał się do Sądu Okręgowego. Tam przeżył szok. Sędzia nie tylko zmniejszył
wysokość zadośćuczynienia do 200 zł. Nakazał ofierze napaści zapłacić 240 zł
tytułem zwrotu kosztów ponownego procesu.
Skąd ja znam taką „sprawiedliwość”? Z
własnego doświadczenia.
Swego czasu wrocławskie sądy przyznały mi za
bezprawne (fakt bezsporny) decyzje Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i naruszenie
przez jego urzędników moich dóbr osobistych zaledwie 3 tys. zł
zadośćuczynienia. Więcej kosztowały mnie same obowiązkowe opłaty za procesy w
obu instancjach!