- Dzieje się tu coś z Kafki i Mrożka… Absurd powinien mieć jakieś granice... Pogratulować… - powiedziałem na odchodne trzem przedstawicielkom
wrocławskiej Temidy.
Taka była moja spontaniczna reakcja na ogłoszony 29.04.2009 wyrok Wydziału
Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego w składzie: Elżbieta Sobolewska-Hajbert
(przewodnicząca), Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz. Postanowiły one oddalić
obie apelacje - i pozwanego ZUS, i moją - od wyroku Anny Sobczak z Sądu
Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście z 10.06.2008, przyznającego mi 3 tys. zł
zadośćuczynienia, bez odszkodowania.
Sama rozprawa trwała raptem kilkanaście minut. Spośród sędziów mówiła - referując w skrócie sprawę bezzasadnego odmawiania mi świadczenia
przedemerytalnego w okresie od 26.09.2006 do 12.07.2007 - tylko
przewodnicząca, dwie pozostałe milczały niczym typowe ławniczki. Strony - szef
prawników wrocławskiego ZUS Zbigniew Rak i ja - dostały zaledwie po jednym, tym
samym pytaniu. Odpowiedzieliśmy, że podtrzymujemy swoje odwołania od
wyroku z 10.06.2008. Wtrąciłem też, że treść apelacji pozwanego to „jedno
wielkie mataczenie” i wyraziłem gotowość skonkretyzowania tej opinii, ale
nikt ze składu orzekającego nie chciał mnie wysłuchiwać.
W ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Sobolewska-Hajbert stwierdziła, że nie
przedstawiłem wystarczających dowodów na moje prawo do odszkodowania. Nie
uwzględniła moich szczegółowych wyliczeń potencjalnych strat
finansowych na podstawie ZUS-owskiego dokumentu limitującego
możliwości dorabiania do świadczenia przedemerytalnego. Przyklepała natomiast,
nie zgadzając się z kolei ze stanowiskiem pozwanego, 3-tysięczne
zadośćuczynienie. Uznała je za godziwe.
Wyrok SO z 29.04.2009 jest prawomocny, nie ma więc od niego
odwołania. Jednak nie zamierzam odpuścić: po otrzymaniu pisemnego uzasadnienia
i przeanalizowaniu go, zapewne poskarżę się na Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i
Bamburowicz do Krajowej Rady Sądownictwa, a jeśli to nie poskutkuje - poszukam
sprawiedliwości w Europejskim Trybunale Praw Człowieka.
Na razie na szukaniu sprawiedliwości w polskim sądzie wyszedłem jak Zabłocki na
mydle. „Wygrałem” 3.000 zł, tracąc jednocześnie 3.184 (tyle kosztowały mnie
obowiązkowe opłaty według taryfy dla spraw cywilnych).
Wygląda na to, że sąd pod przewodem Sobolewskiej-Hajbert zrobił majstersztykowy
geszeft. Wyłudził ode mnie (pokrzywdzonego) wszystkie pieniądze, które dostanę
od ZUS - i jeszcze wziął nawiązkę!
PS. W składzie 25-osobowej Krajowej Rady Sądownictwa jest Ewa Barnaszewska,
wiceprezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu - nadzorująca tu m.in. orzecznictwo w
sprawach cywilnych. Gdy tylko to ustaliłem, przesłałem do niej mejla z informacją o zamiarze skierowania do KRS skargi na
Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz.
05.2009