Z powyrokowej homilii sędzi Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu - Elżbiety Sobolewskiej-Hajbert wynika, że w okresie
od 26.09.2006 do 12.07.2007, zamiast uświadamiać ZUS-owskim debilom
niedopuszczalność zastosowania przepisu promocyjnego w celu restrykcyjnym,
powinienem już wtedy pomyśleć o dowodach gwarantujących przyznanie mi
odszkodowania. Najlepiej gdybym miał świadków, że pielgrzymowałem wówczas po
redakcjach z takim mniej więcej tekstem: „Chciałbym coś dla was napisać, ale
nie mogę, bo jestem więźniem przepisów. Zablokowano mi świadczenie
przedemerytalne umożliwiające dorabianie, a warunkiem brania zasiłku dla
bezrobotnych jest brak jakiegokolwiek innego dochodu”.
Sędzia Sobolewska-Hajbert najwyraźniej nie ma pojęcia o specyfice kontaktów
dziennikarskich wolnych strzelców z redakcjami. Owszem, mogą oni tam odwiedzić
znajomych, pobiadolić na nieszczęśliwy los i nawet zebrać wyrazy współczucia.
Ale żeby tylko łazić i gadać, a nie siąść i pisać… Już słyszę na odległość, jak
mój serdeczny kumpel z branży, używający swoistego języka, rozwesela mnie
słowami: „Adaś, proszę cię! Mam roboty od chuja i trochę, a ty mi tu zawracasz
dupę, że chciałbyś, ale nie możesz, bo nie pozwala na to jakieś
zasrane prawo! Spierdalaj w podskokach, bo nie mam czasu na oral z tobą!”.
Chyba nieco pojechałem bez trzymanki, ale bynajmniej nie po bandzie. Tylko
co z tego - poza wulgaryzmami - zrozumie sędzia Sobolewska-Hajbert?
05.2009