Polećmy
po datach, będących w tym przypadku dowodami na anarchię panującą w Sądzie
Okręgowym we Wrocławiu. Rzecz dotyczy sprawy moich roszczeń finansowych wobec
Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i przyznania mi tylko symbolicznego
zadośćuczynienia, bez należnego odszkodowania za wyliczalne straty materialne
na skutek bezprawnych (fakt bezsporny) decyzji urzędniczych.
3.08.2009
gościłem u ówczesnej wiceprezes (obecnie prezes) tej placówki tzw. wymiaru
sprawiedliwości - Ewy Barnaszewskiej. Pożaliłem się jej na niezawisłe od ustaw
wyroki z 10.06.2008 (pierwszoinstancyjny) i 29.04.2009 (prawomocny), autorstwa
Anny Sobczak oraz Elżbiety Sobolewskiej-Hajbert, Anny Kuczyńskiej i
Izabeli Bamburowicz.
4.08.2009
w liście do mnie prezes (wtedy) tegoż SO - Wacława Macińska napisała, że jeśli
uważam, iż "zachodzą jakiekolwiek podstawy do wznowienia
postępowania", to powinienem złożyć stosowną skargę. Co też niebawem -
dokładnie 13.08.2009, niezwłocznie po otrzymaniu tej przesyłki pocztowej -
uczyniłem.
Postanowieniem
z 10.09.2009, sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego SO we Wrocławiu: Urszula
Kubowska-Pieniążek (przewodnicząca składu orzekającego) oraz Beata Stachowiak i
Ewa Gorczyca odrzuciły moją pierwszą "skargę o wznowienie
postępowania" (nazwa niegramatyczna, ale obowiązująca w procedurze).
Uznały, że niezastosowanie litery ustaw - czyli najpoważniejsze z możliwych
przestępstw służbowych funkcjonariuszy publicznych! - przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert,
Kuczyńską i Bamburowicz nie jest wystarczającą przesłanką do powtórki procesu.
Natomiast
postanowieniem z 24.01.2011, sędziowie: Grażyna Josiak (przewodnicząca) oraz
Kubowska-Pieniążek i Czesław Chorzępa odrzucili moją drugą "skargę o wznowienie
postępowania". Tym razem uznali, że nie jest wystarczającą przesłanką do
powtórki procesu nawet wyrok Sądu Najwyższego o sygnaturze akt I UK 82/10,
który dowodzi trafności mojej interpretacji przepisów ustawowych, a tym samym -
zasadności roszczeń odszkodowawczych wobec ZUS na podstawie domniemania
prawnego.
Podkreślam:
obie odmowy nastąpiły już po mojej korespondencji z Macińską i wizycie u
Barnaszewskiej. Rozumiem prawniczą mantrę, że sędziowie, każdy z osobna, są w
swym orzecznictwie niezawiśli od kogokolwiek, od swoich szefów też. Nie
rozumiem jednak, dlaczego są oni niezawiśli również od czegokolwiek, a
konkretnie od ustaw, którym przecież - na mocy konstytucji - podlegają. Jeśli
obie prezeski sądu przyzwalają nadzorowanym na takie oczywiste przekraczanie
uprawnień, to muszą się liczyć z zarzutem kierowania zorganizowaną grupą
przestępczą (nadużywającą swojej władzy nad obywatelem, już i tak pokrzywdzonym
przez innych funkcjonariuszy publicznych).
Szczególnie
skandaliczna jest postawa recydywistki Kubowskiej-Pieniążek, która w kwietniu 2013 awansowała z zastępcy przewodniczącej na przewodniczącą Wydziału Cywilnego Odwoławczego SO we Wrocławiu. Trzymanie jej na funkcji administracyjnej, niechronionej immunitetem,
kompromituje głównie prezes Barnaszewską, będącą do niedawna również członkiem -
wyznaczającego sędziom standardy zawodowe i etyczne - Krajowej Rady
Sądownictwa.