piątek, 25 kwietnia 2014

Cudotwórstwo i heroiczność sędzi Kubowskiej-Pieniążek

   Kto kolejnym - po papieżu Janie Pawle II - Polakiem, godnym statusu co najmniej błogosławionego, a może nawet świętego? Mam swojego faworyta, a ściślej faworytkę: wrocławską sędzię Urszulę Kubowską-Pieniążek.

   Aby zostać najpierw beatyfikowanym, a potem kanonizowanym, trzeba już nie żyć, legitymować się heroicznością cnót i czynić cuda. Daję niniejszym świadectwo, że Kubowska-Pieniążek dwa z trzech najważniejszych wymogów póki co spełnia.

   Czyż bowiem nie jest cudem parokrotne orzekanie przez nią, w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, niezawiśle od ustaw: o świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, a także od wykładni tych przepisów obowiązującego prawa przez Sąd Najwyższy? Werdykty Kubowskiej-Pieniążek z pewnością nie mają nic wspólnego z rozumem, dowodzą natomiast jej głębokiej wiary we własną nadprzyrodzoną bezbłędność.

   A czyż nie jest oznaką heroiczności cnót narażenie się tej reprezentantki tzw. wymiaru sprawiedliwości pewnemu facetowi, który w „Blogu weredyka” nie chce uznać jej boskiej nieomylności i krytykuje ile wlezie? Za odsądzanie Kubowskiej-Pieniążek od wiary w widzimisię, wyniesienie owej bohaterskiej niewiasty na ołtarze w celu kultowym (adoracyjnym) należy się jak najbardziej!

   Kilka godzin po opublikowaniu powyższego satyrycznego kawałka w moim poprzednim - tym ocenzurowanym - blogu jeden z rozbawionych Czytelników zaproponował, aby ustanowić przyszłą błogosławioną albo świętą Urszulę Kubowską-Pieniążek patronką bezprawników, za której wstawiennictwem mogliby się oni jeszcze owocniej ubogacać aż do samiuśkiego Sądu Ostatecznego.