Kto
kolejnym - po papieżu Janie Pawle II - Polakiem, godnym statusu co najmniej
błogosławionego, a może nawet świętego? Mam swojego faworyta, a ściślej faworytkę:
wrocławską sędzię Urszulę Kubowską-Pieniążek.
Aby
zostać najpierw beatyfikowanym, a potem kanonizowanym, trzeba już nie żyć,
legitymować się heroicznością cnót i czynić cuda. Daję niniejszym świadectwo,
że Kubowska-Pieniążek dwa z trzech najważniejszych wymogów póki co spełnia.
Czyż
bowiem nie jest cudem parokrotne orzekanie przez nią, w sprawie moich roszczeń
finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, niezawiśle od ustaw: o
świadczeniach przedemerytalnych oraz o promocji zatrudnienia i instytucjach
rynku pracy, a także od wykładni tych przepisów obowiązującego prawa przez
Sąd Najwyższy? Werdykty Kubowskiej-Pieniążek z pewnością nie mają nic wspólnego
z rozumem, dowodzą natomiast jej głębokiej wiary we własną nadprzyrodzoną
bezbłędność.
A czyż
nie jest oznaką heroiczności cnót narażenie się tej reprezentantki tzw.
wymiaru sprawiedliwości pewnemu facetowi, który w „Blogu weredyka” nie chce
uznać jej boskiej nieomylności i krytykuje ile wlezie? Za odsądzanie
Kubowskiej-Pieniążek od wiary w widzimisię, wyniesienie owej bohaterskiej
niewiasty na ołtarze w celu kultowym (adoracyjnym) należy się jak najbardziej!
Kilka godzin po opublikowaniu powyższego satyrycznego kawałka w moim poprzednim - tym ocenzurowanym - blogu jeden z
rozbawionych Czytelników zaproponował, aby ustanowić przyszłą
błogosławioną albo świętą Urszulę Kubowską-Pieniążek patronką
bezprawników, za której wstawiennictwem mogliby się oni jeszcze owocniej
ubogacać aż do samiuśkiego Sądu Ostatecznego.