sobota, 19 kwietnia 2014

Chcesz zostać członkiem Krajowej Rady Sądownictwa? Toleruj orzeczniczą samowolkę

   Gdy Ewa Barnaszewska, prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu, w 2010 ponownie została członkiem Krajowej Rady Sądownictwa, była już wtedy negatywną bohaterką mojego bloga, w którym zarzucałem jej przyzwalanie nadzorowanym sędziom na orzekanie niezawiśle od litery ustaw. Patronka tego przestępczego procederu przestała tam zasiadać dopiero w 2014. Musiała zrezygnować bynajmniej nie dlatego, że postępowała w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych co najmniej nieetycznie. Zadecydował przepis o maksymalnej dwukadencyjności.

   Zamiast Barnaszewskiej, w składzie KRS pojawił się Andrzej Niedużak - prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. Ten sam, który podobnie jak poprzedniczka zareagował na moje skargi na przekraczanie przez sędziów ich konstytucyjnych uprawnień okazaniem swojej niemożności przeciwstawienia się orzeczniczemu bezprawiu.

   Jak coś podobnego było i jest możliwe w „państwie prawnym”?

   Po pierwsze: sędziego do KRS każdorazowo wybierają sami sędziowie. Im kandydat bardziej toleruje ich samowolkę, tym większą ma szansę wygrać w wewnątrzkorporacyjnym głosowaniu.

   Po drugie: orzecznictwa sędziów nie kontroluje nikt z zewnątrz. Chronieni dożywotnim immunitetem, mogą dowolnie decydować o cudzych losach w poczuciu pełnej bezkarności.

   W takim układzie zamkniętym krzywdzący obywateli „Barnaszewskie”, „Niedużacy” i im podobni w ogóle nie muszą się obawiać nawet ministra sprawiedliwości, premiera czy prezydenta. Zaszkodzić im mogą tylko sami swoi z własnej sitwy - nie dziwota więc, że jedynie z nimi się liczą.

   W efekcie w KRS nad przestrzeganiem zasad etycznych sędziów czuwają ci z nich, którzy wzorcami zawodowej uczciwości z pewnością nie są. Degrengolada trzeciej władzy w III RP osiąga dno…