czwartek, 15 stycznia 2015

Sądy nie są wyjęte spod krytyki (nawet ostrej)

   Wrocławianin Marian Maciejewski, były dziennikarz „Gazety Wyborczej”, obecnie freelancer, nie powinien być ukarany przez polskie sądy za ich rzekome zniesławienie – orzekł 13.01.2015 Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Niesłusznie skazanemu przed blisko 11 laty na 1800 zł  grzywny i 1000 zł nawiązki na cel społeczny, przyznał teraz 5 tys. euro zadośćuczynienia.

   W roku 2000 redaktor Maciejewski opublikował w dolnośląskiej mutacji „GW” cykl tekstów o nieprawidłowościach w pracy jednego z tutejszych prokuratorów, który prowadził sprawę przeciwko komornikowi podejrzanemu o kradzież trofeów myśliwskich. Dziennikarz zarzucał też sędziom Sądu Okręgowego we Wrocławiu i Sądu Rejonowego dla dzielnicy Krzyki brak właściwego nadzoru nad działalnością kancelarii komorniczej.

   Adresaci krytyki wytoczyli jej autorowi proces z art. 212 Kodeksu karnego. Poczuli się pomówieni zwłaszcza jednym z podtytułów: „Złodzieje w wymiarze sprawiedliwości” i zacytowaniem słów: „mafijny układ prokuratorsko-sędziowski”. Uznali, że zostali poniżeni i narażeni na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu. Nie kwestionując, że pozwany napisał prawdę o nieprawidłowościach, zarzucili mu, że negatywny wydźwięk jego publikacji jest sprzeczny z interesem społecznym.

   Na wniosek Maciejewskiego i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, w 2008 sprawą zajął się Trybunał Konstytucyjny. Zmienił wykładnię art. 213 par. 2 Kodeksu karnego, orzekając, że kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną, nie popełnia przestępstwa z art. 212 kk.

  Ponieważ TK nie jest uprawniony do zmiany wyroku sądów dwóch instancji (rejonowego w Brzegu i okręgowego w Opolu), skazany Maciejewski zwrócił się ze skargą do ETPC. Tam stwierdzono, że doszło do naruszenia wolności słowa w stopniu, który nie może być akceptowalny w demokratycznym państwie. Dziennikarz był rzetelny i miał prawo do krytyki funkcjonariuszy publicznych. Natomiast sędziowie nie potrafili w jego tekstach odróżnić subiektywnych (dozwolonych) opinii od obiektywnych (wymaganych) faktów.

   – Nie czuję satysfakcji, tylko niesmak – skomentował Maciejewski swoją wygraną w Strasburgu – Sprawa ciągnęła się ponad 14 lat. Aż do zatarcia wyroku w 2010 roku moje nazwisko figurowało w rejestrze skazanych. Wrocławscy sędziowie, zamiast przyznać się do błędów popełnianych w swojej pracy, zajęli się dziennikarzem, który wymagał przestrzegania prawa.