piątek, 16 stycznia 2015

Sasanka obnaża obłudę sędziów

   Znów - powtarzając za klasykiem - „nie chcem, ale muszem” o blogu sędziego Falkensteina „Sub iudice”. Tym razem ograniczę się do fragmentów polemiki z 12.01.2015 w komentarzach pod tekstem pt. „36 minut” (cytaty z moimi minimalnymi poprawkami redakcyjnymi).

   Internautka Sasanka do Falkensteina i jego korporacyjnych współtowarzyszy:

   „Właśnie zdążyłam zauważyć, że na tym forum wypowiadają się głównie sędziowie uważający się za pokrzywdzonych niesprawiedliwymi ocenami wystawianymi im przez podsądnych. Miałam jednak nadzieję, że – jak to w normalnej dyskusji bywa – ktoś z podsądnych (np. ja) może odpowiedzieć sędziom tym samym.

   Podałam wprawdzie przykład konkretnej sprawy, nie przeczę, ale inni dyskutanci (sędziowie, adwokaci, radcowie prawni, asystenci sędziów) przecież robią to samo. Podobnie jak oni (w tym Pan Sędzia) nie podałam żadnych danych mogących zidentyfikować kogoś. Nie podałam danych sędziów, stron procesu, nie wskazałam Sądu, sygnatury sprawy…

   Uznałam, że skoro Pan opisuje konkretne, prawdziwe – jak sam Pan twierdzi – przypadki (bez wskazywania danych), mające świadczyć o niesprawiedliwych ocenach podsądnych wystawianych sędziom, to wolno mi – jako podsądnej – odpowiedzieć w analogiczny sposób, naświetlając sprawę z drugiej strony.

    Inaczej nie jest to żadna dyskusja, walka na argumenty, tylko biadolenie członków towarzystwa wzajemnej adoracji, nie służące niczemu dobremu. No, może poza poprawieniem sobie samopoczucia”.

   Falkenstein do Sasanki:

   „Powtórzę jeszcze raz. To nie jest miejsce, w którym osoba uważająca się za pokrzywdzoną przez sądy może poszukiwać wsparcia czy potępienia złych sędziów, tudzież uskarżać się na orzeczenia, które zapadły w jej sprawie. Odsyłam do podstrony "o komentarzach", tam napisałem wszystko na ten temat”.

   Sasanka do Falkensteina:

   „Przeczytałam już podstronę "o komentarzach" i oczywiście dostosuję się do ustalonych przez Pana zasad. Pana blog – Pan ustala zasady.
 
   Proszę natomiast o przemyślenie moich uwag i ewentualną zmianę tych zasad. Bo czy dyskusja – czyli walka na argumenty – prowadzona w konwencji: „My (sędziowie) bijemy. Nas bić nie wolno”, której wynik jest oczywisty – PEWNE, NIEUCHRONNE ZWYCIĘSTWO sędziów nad interlokutorami będącymi podsądnymi, może doprowadzić do założonego przez Pana celu? Jaka jest szansa, że doprowadzi do zwiększenia zaufania obywateli do sędziów, gdy czytelnicy tego bloga widzą, iż nawet w dyskusji sędziowie stosują (bez urazy) nieuczciwe zasady?
 
   I z innej strony: Czy taka dyskusja, według takich zasad, GWARANTUJĄCYCH sędziom zwycięstwo, daje Panu (i innym sędziom) choć odrobinę satysfakcji? Śmiem w to wątpić.
 
   Poza tym proszę zauważyć, że mój wpis nie stanowił ani uskarżania się na złych sędziów, ani poszukiwania wsparcia. Stanowił jedynie odpowiedź na głos w dyskusji (zapewne sędziego), że sędziowie niewinnie obrywają za złą pracę sekretariatu.

   Podałam przykład, że jest też odwrotnie”.
 
   Anonim, zapewne jakiś koleś autora bloga:

   „Falky nie karm więcej trolla”.

   Falkenstein oczywiście skorzystał z tej porady (typowej, gdy członkom prawniczej sitwy brakuje sensownych argumentów) i wymownie – w wątku rozwijanym przez Sasankę – zamilkł.