sobota, 17 stycznia 2015

Sądy niechcąco pomogły dziennikarzowi zostać doktorem

   Na wieść o wygraniu - patrz mój blogowy tekst pt. „Sądy nie są wyjęte spod krytyki (nawet ostrej)” - z polskim tzw. wymiarem sprawiedliwości w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu przez redaktora Mariana Maciejewskiego, pogratulowałem mu sukcesu, a przy okazji również zrobienia przez niego przed trzema laty - co wyczytałem w internecie dopiero teraz, gdy poszukiwałem jego adresu mejlowego - doktoratu. Okazało się, że jedno z drugim na coś wspólnego.

   Otóż Maciejewski zrobił doktorat właśnie na podstawie swojego procesu, w którym został oskarżony i skazany za rzekome słowne zniesławienie sędziów i prokuratorów. Zainspirowało go to do napisania pracy naukowej o różnicach między językiem mediów a językiem prawa.

   Znamy się z Maciejewskim od dawna, choć zakolegować się bliżej jakoś nie mieliśmy okazji. Pisaliśmy - on w „Gazecie Wybrorczej”, ja w „Gazecie Robotniczej/„Gazecie Wrocławskiej” - na inne tematy, więc nasze ścieżki dziennikarskie się rozmijały.

   Red. dr Maciejewski to ciekawa postać. Młodszy ode mnie o 6 lat (rocznik 1955). Absolwent studiów polonistycznych na Uniwersytecie Wrocławskim. W mediach debiutował w 1974, w tutejszej rozgłośni Polskiego Radia, w audycji satyrycznej „Studio 202”, gdzie rej wodzili Andrzej Waligórski i członkowie kabaretu „Elita”.

    Zanim współtworzył w 1990 dolnośląski oddział „Gazety Wyborczej”, pracował - jak wspomina jego redakcyjna koleżanka Beata Maciejewska (zbieżność nazwisk przypadkowa) - jako konserwator urządzeń elektrycznych w telewizji i na śluzach, pielęgniarz zwierząt kopytnych w zoo i kosztorysant w biurze projektów, występował na estradzie, a na rowerowe wędrówki po Europie zarabiał robiąc ciastka w londyńskiej cukierni. W stanie wojennym też pisał, ale tylko w prasie podziemnej (m.in. polityczne szopki noworoczne pod egidą „Solidarności Walczącej”). 

   W „Gazecie Wyborczej” przepracował prawie 17 lat, awansując z reportera na szefa działu kryminalnego. Obecnie jest tzw. wolnym strzelcem. Udziela się w zarządzie dolnośląskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Pełni(ł) tam funkcje wiceprzewodniczącego, sekretarza i skarbnika.

   Jest autorem interesującej książki „Kulisy dziennikarstwa, czyli granice wolności kija”, wydanej w 2009. Opowiada w niej z właściwą sobie swadą o mediach w PRL i III RP.

   Od 2005 pracuje w Wydziale Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Swoje doświadczenie zawodowe przekazuje studentom.