środa, 14 stycznia 2015

Pomyłki sądowe i nietykalni biegli

   Telewizja Polsat w cyklicznym programie „Państwo w państwie” powróciła 11.01.2015 do sprawy Jacka Wacha, skazanego na dożywocie za rzekome zabójstwo Tomasza Sadowskiego.

   – Mieliśmy do czynienia z tzw. pomyłką sądową – przyznał 21.11.2014 sędzia Sądu Najwyższego Rafał Malarski.

   Wyrok został uchylony, a sprawę przekazano do ponownego rozpatrzenia.

   – My nie mieliśmy do czynienia z pomyłką, tylko z manipulacją – komentuje Wach.

   Póki co, nadal przebywa w więzieniu.

   Posiedzenie SN miało związek z ujawnieniem nowych okoliczności w sprawie tego mordu. Okazało się bowiem, że kawałki poćwiartowanego człowieka, które wyłowiono pod koniec roku 1999 z jeziora Pluszne koło Olsztyna, wcale nie były szczątkami Sadowskiego (do dziś nie wiadomo, czyimi naprawdę!), a jego zwłoki wykopano na początku 2014, w miejscu wskazanym przez rzeczywistego zabójcę.

    Przejmujące wrażenie zrobiła na telewidzach Polsatu matka Sadowskiego – Halina Kozłowska. Płacząc opowiadała, jak uwierzyła śledczym, że fragmenty ciała, które pochowała na cmentarzu, należą do jej syna Tomasza.

   W programie „Państwo w państwie” znów wystąpiła też siostra Wacha – Grażyna Romanowa. Od lat walczy ona, z nieomal nadludzką determinacją, o oczyszczenie brata z zarzutu zabicia Sadowskiego.

   Poznałem Grażynkę w blogosferze, rozmawialiśmy m.in. podczas jej pobytów we Wrocławiu (na co dzień mieszka w Toronto w Kanadzie). Z jej słów wnioskuję, że kluczowymi sprawcami owej – jak się wyraził sędzia Malarski – pomyłki sądowej była opinia biegłych genetyków z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku: prof. dr hab. Witolda Pepińskiego i dr hab. Jerzego Janicy. Przeprowadzając badanie porównawcze DNA szczątków wyłowionych z jeziora Pluszne z profilami matki i siostry Tomasza Sadowskiego, naukowcy ci stwierdzili w swej opinii z 1.02.2000 „bliskość pokrewieństwa” denata z obu kobietami.

   W tym kontekście warto zacytować w całości jedną z ostatnich publikacji Romanowej w jej blogu „Bezprawie”, w którym pisze ona pod pseudonimem Faxe. Tekst datowany 8.12.2014 autorka zatytułowała „Biegli, kasta nietykalnych”.

   „Opinia eksperta pomaga w ustaleniu fundamentalnych dla postępowania sądowego kwestii, jak np. przebiegu zdarzenia, stanu faktycznego, okoliczności etc., nie tylko w celu określenia przyszłej winy lub jej braku, ale zdeterminowania prawidłowej kwalifikacji czynu, zwłaszcza jeśli chodzi o zdarzenia kryminalne.

   Jedna błędna opinia biegłego może zniszczyć życie kilku, a czasem i kilkunastu osób. Opinia biegłego oceniona przez nierzetelnego, niedouczonego lub zawisłego sędziego, może  wsadzić człowieka do więzienia nawet na dożywocie, pozbawić ludzi majątku, domu, rodziny, kontaktów z dziećmi itp. Sam biegły najczęściej nie ponosi żadnej odpowiedzialności za swoją nierzetelność, niefrasobliwość, niedouczenie, a nawet fałszowanie opinii i sprzeniewierzanie się etyce zawodowej.

   Profesor Kazimierz Jaegermann, wybitny medyk sądowy, biegły, uczony i myśliciel, napisał w liście do przyjaciela na rok przed śmiercią (1988 r.):

   „…Smutna refleksja, przyglądam się współczesności z poważnym niepokojem (czy nawet z przerażeniem). Zachodzi pytanie: czy obecni adiunkci odbudują naszą dyscyplinę jako zawód, jako naukę? (...) To wymagałoby nie tylko samokrytyki, ale wielu wyrzeczeń oraz odwagi...”.

   Minęło ćwierć wieku od śmierci legendy medycyny sądowej i jego obawy potwierdza codzienna rzeczywistość na salach sądowych.

   Prof. Józef Gierowski z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego o opiniach biegłych sądowych:

   „…jest wiele opinii skandalicznych, prymitywnych, urągających podstawowym zasadom... Przeciętny sąd okazał się mało zainteresowany, aby biegły był kompetentny, ważniejsza jest szybkość działania i dyspozycyjność biegłych…”.

   Prof. Ewa Gruza, Katedra Kryminalistyki WPiA UW [Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego], potwierdza tę diagnozę:

    „…Nie chcę snuć czarnego scenariusza, nie chcę też nikogo obrazić, ale znalezienie dziś biegłego, który napisze opinię pod tezę, nie jest problemem…”. 

   Uregulowania statusu biegłych sądowych i wszystkich kwestii związanych z określeniem warunków nabywania, zawieszania i utraty prawa do wykonywania czynności biegłego sądowego, a także trybu nabywania i utraty statusu przez instytucje specjalistyczne uprawnione do wydawania opinii – w  jednym akcie prawnym – oczekują wszyscy uczestnicy postępowań sądowych. W naszym parlamencie zniknął w „czarnej dziurze” w niejasnych okolicznościach projekt takiej ustawy z 2008 r. (druk 667)

   Projekt ten –  moim zdaniem – był o niebo lepszy od obecnie konsultowanego. Przede wszystkim regulował  „detalicznie” większość „działań” biegłych i szczegółowo wymieniał przypadki zawieszania i skreślania biegłych z listy, która miała być scentralizowana i prowadzona przez MS [Ministerstwo Sraiedliwości]. Co więcej, projekt ten regulował szczegółowo kryteria wpisywania na tę listę przez powołaną specjalną komisję przy MS, a także zakładał kadencyjność wpisu biegłego na listę.

   Bez odnoszenia się tutaj do całości projektowanych uregulowań w  nowej wersji ustawy o biegłych, chciałabym zwrócić uwagę na kontrowersje, jakie wśród tak biegłych, jak i sędziów wywołuje przedstawiony do konsultacji projekt.

   Otóż art.13 projektu przewiduje w przypadku wszczęcia wobec biegłego postępowania o przestępstwo umyślne, postępowania dyscyplinarnego lub postępowania w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej, zawieszenie biegłego w pełnieniu jego funkcji przez prezesa sądu okręgowego. A zgodnie z art.15 z chwilą zawieszenia biegły nie będzie mógł używać tytułu biegłego sądowego.

   Sędziowie i biegli jednym głosem wołają – larum! W myśl maksymy „myśliciela“ PRL-u – raz otrzymanej władzy nigdy nie oddamy! Straszą paraliżem pracy sądów, przewlekłościami i zakłócaniem toku postępowań.

   Prezes Polskiego Stowarzyszenia Biegłych Sądowych do spraw Wypadków Drogowych Adam Reza twierdzi, że „…delikatnie rzecz ujmując, twórcy przepisów chyba nie zdają sobie sprawy, jaką pętlę zakładają sobie na szyję. Zwłaszcza że już teraz strony postępowania walczą nie tyle z opinią, ile z biegłym. Jeśli opinia nie jest po ich myśli, to zarzuca się mu wszystkie możliwe matactwa, by go ze sprawy wyeliminować…”.

   Sędzia  Hanna Kaflak-Januszko ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia zgadza się z tą diagnozą: „…Ten przepis poprzez automatyczne zawieszenie biegłego ma zapewnić wyeliminowanie nierzetelnych opinii, na których mógłby się oprzeć sąd. Jednak istnieje poważne ryzyko, że ta instytucja będzie nadużywana, co będzie prowadziło do zakłócenia toku postępowania. I obawa o to, że tak będzie się działo, jest większa niż spodziewana ochrona, jaką ten przepis ma przynieść…”.

   No proszę, czarno na białym – nie uwalane ręce biegłego i nie ewentualność nierzetelności czy fałszowanie opinii przez biegłego niepokoi sędzię, a podejrzenia o nadużywanie tej instytucji zawieszania biegłych przez oskarżonych w procesach karnych, czy strony w procesach cywilnych.

   Jak zwykle ci bezczelni „niezadowoleni”! Nie zasługują na żadne prawa i żadną ochronę! Sędziowie nie mogą sobie przecież pozwolić na takie „zakłócanie toku” postępowania.

   To już jakieś nawet nie niepokojące, a oburzające usiłowanie ograniczenia prawa do rzetelnego procesu pod pretekstem obrony przed „nadużywaniem”  tych praw przez oskarżonych i strony, przy blankietowej zgodzie na opiniowanie przez biegłych – domniemanych przestępców! Jak dotąd uczestnicy postępowań sądowych doskonale wiedzą, jak słabym elementem postępowania są skorumpowani, pozbawionym elementarnej przyzwoitości, niezależności i bezstronności biegli na usługach sądu i prokuratur. Dzisiaj dowiadują się, że jakiekolwiek usiłowanie wprowadzenia regulacji, mających na celu  uzdrowienie tego stanu, są anatemą nie tylko dla biegłych, a i dla sędziów!

    Sędzia Kaflak-Januszko ordynarnie manipuluje brzmieniem tego proponowanego przepisu, mówiąc o „automatycznym” zawieszaniu biegłego. Przecież to zawieszanie ma mieć miejsce tylko wtedy, gdy przeciw biegłemu zostanie wszczęte któreś z postępowań wymienionych powyżej. I nie są to postępowania dotyczące jakichś bzdetów, a najcięższych deliktów. Gdzie tutaj sędzia doszukała się automatyczności?

   Pani sędzia twierdzi, że strony mają przecież gwarancje procesowe, które pozwalają merytorycznie podważać opinię za pomocą zarówno kontropinii, jak i innych dowodów. To brednie i bzdury! To sędzia decyduje – według niesprecyzownych szczegółowo kryteriów – o dopuszczeniu lub odrzucaniu wniosków dowodowych. Kontropinia wykonana przez fachowca, który nie jest na liście biegłych sądowych (a osoba prywatna przecież nie może zatrudnić biegłego sądowego!), czyli tzw. opinia prywatna, jak dotąd rzadko jest dopuszczana przez sędziów, a nawet jak jest, nie jest w rozumieniu polskiego prawa dowodem i sąd ewentualnie może, ale nie ma obowiązku brania tej opinii pod uwagę. Czy to nie za dużo arbitralności i dowolności w fundamentalnych dla rzetelnego procesu kwestiach?

   Co do wypowiedzi pana Rezy, jest ona aroganckim szantażem. Od prezesa jednego ze stowarzyszeń biegłych, klienci sądów i same sądy mają i prawo, i obowiązek wymagać głębszej refleksji i zrozumienia, jaka jest rola biegłego w postępowaniu sądowym. Samo zarzucanie biegłemu matactw nie wyeliminuje przecież automatycznie biegłego ze sprawy. Takich uprawnień ani oskarżeni, ani strony, ani sąd nie mają w postępowaniu sądowym! Musi być wszczęte postępowanie o przestępstwo umyślne, dyscyplinarne lub w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej, aby sąd mógł zawiesić biegłego. A jak wiedzą klienci sądów, zawiadomienia prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez biegłego sądowego jest tak samo skuteczne, jak zawiadomienie o przestępstwie sędziego lub prokuratora. O fasadowej odpowiedzialności dyscyplinarnej i zawodowej biegłych szkoda nawet wspominać. I o tym Adam Reza doskonale wie.

   Zamiast bić pianę ośmieszając siebie i stowarzyszenia biegłych, prezes i jego stowarzyszenie (i wszystkie inne stowarzyszenia) winny budować swój autorytet poprzez skupienie się na „wyśrubowanych” kryteriach zawodowych i etycznych przy rekrutacji członków. W sytuacji, kiedy stowarzyszenie poweźmie informacje na temat złamania przez członka norm zawodowych lub etycznych, winno wszcząć postępowanie dyscyplinarne i w zależności od wagi przewinienia ewentualnie zawiadomić prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa.

   Tak na marginesie, projekt ustawy o biegłych nie stawia kandydatom na biegłych wymogu nawet „nieskazitelnego charakteru” – jakie stawiają np. regulacje dotyczące zawodów prawniczych. Ale za to przewiduje, że biegły sądowy będzie korzystał z ochrony prawnej przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych.

   Raz zawłaszczonej nietykalności i braku odpowiedzialności bronią biegli jak honoru, którego zresztą większość z nich nie posiada”.