Jak wiadomo, żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku słowacki harnaś Janosik był
hersztem bandy, dokonującej łupieskich napadów w Karpatach. Powołując się na
niego, Malaka zapewne - jak mniemam - chciał dobrze, to znaczy miał zamiar
wywołać u czytelników wrażenie, że być może ZUS jest instytucją - jak
twierdzi mnóstwo jej niewdzięcznych klientów - grabieżczą, ale jednak
szlachetną, bo zabiera bogatym, by dawać biednym.
Pomijając zawartą w takim rozumowaniu hipokryzję, pan dyrektor dowiódł swojej
niewiedzy. Wbrew bowiem legendzie, Janosik, faktycznie ogołacający z
kosztowności głównie kupców i inne osoby majętne, wcale nie był miłośnikiem
dobroczynności i głodującymi bynajmniej się nie przejmował. Rabował przede
wszystkim z myślą o sobie i kompanach, by mieć za co z nimi chlać bez umiaru.
Obdarowywał niektórymi skradzionymi rzeczami co najwyżej panienki z okolicznych
wiosek (licząc - jak przystało na normalnego chłopa z jajami - że mu dziewuchy
w rewanżu dadzą dupy) oraz lokalnych przekupnych urzędników (kalkulując do
pewnego czasu jak najbardziej trafnie, że skorumpowani odwdzięczą się
chronieniem go przed prawem).
Reasumując: Malaka znów nie popisał się mądrością. Sufluję więc, aby zamiast
niefortunnie przyrównywać siebie i ZUS do kogoś, kto za swe niecne czyny został
w końcu powieszony na haku za żebro - poprzestał na jakichś bezpieczniejszych
skojarzeniach, np. z ruskim bankiem, gdzie podobno nic z czyichś pieniędzy nie
ginie, ale zarazem skąd nie sposób coś dostać…
12.2008