środa, 16 grudnia 2015

Co nowego za ministra Ziobry? Wszystko po staremu!

   Przypomnę, że 25.11. 2015, dokładnie miesiąc po wyborach parlamentarnych, postanowiłem przetestować wiarygodność starego - nowego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, przesyłając do niego mejl o treści:

   „Szanowny Panie Ministrze, ograniczając się tylko do obecnie obowiązujących przepisów ustawowych, proszę o rozważenie mojej sprawy, wyjątkowo prostej i zarazem jednoznacznej interpretacyjnie. Kwadrans wstępnego studiowania jej powinien wystarczyć, by zauważyć rażące naruszenie litery prawa.
   Podkreślam, że teraz już nie chcę żadnych pieniędzy, z których zostałem okradziony przez sędziów. Chcę tylko stwierdzenia popełnienia przez nich przestępstwa przekroczenia uprawnień.
   Załączam jedną z moich blogowych publikacji, która zawiera w skrócie fakty orzeczniczej samowolki wymienionych z imienia i nazwiska funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości. W razie potrzeby jestem gotów niezwłocznie przedstawić szczegółową dokumentację sprawy.
SĄDOWA PIRAMIDA BEZKARNYCH BEZPRAWNIKÓW
   Konstytucja RP, art. 178 ust. 1:
   "Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom".
   Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, art. 2:
   "Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza to osobę (…) niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej".
   Ustawa o świadczeniach przedemerytalnych, art. 2:
   "Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie co najmniej 6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta spełnia łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako bezrobotna".
   Kodeks karny, art. 231 par. 1:
   "Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
   Fundamentalna paremia prawnicza:
   "Iura novit curia" (Sąd zna prawo).
   Z powyższego zestawu cytatów dla jako tako inteligentnego czytelnika wynika jednoznacznie, że:
   1. Sędziowie, będący niewątpliwie funkcjonariuszami publicznymi, są wprawdzie niezawiśli, ale nie od ustaw z konstytucją na czele.
   2. Osoba zarejestrowana w urzędzie pracy jako bezrobotna nie może legalnie dorobić nawet symbolicznej złotówki - skutkowałoby to bowiem utratą zarówno zasiłku, jak i prawa do świadczenia przedemerytalnego.
   3. Jeśli znający - patrz paremia - przepisy sędzia nie bierze tego wymuszonego ustawowo zakazu aktywności zawodowej pod uwagę przy rozstrzyganiu zasadności pozwu o odszkodowanie za wyliczalne - jak rzadko - z dokładnością do grosza straty finansowe, popełnia oczywiste przestępstwo przekroczenia swoich uprawnień (nadużycia władzy).
   Proste jak konstrukcja cepa? Nie dla sędziów orzekających w sprawie moich roszczeń pieniężnych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za bezprawne (fakt bezsporny) blokowanie mi przez ponad 9 miesięcy należnego świadczenia przedemerytalnego, którego pobieranie pozwala - w przeciwieństwie do zasiłku dla bezrobotnych - na limitowaną kwotowo pracę zarobkową. 
   To logiczne rozumowanie okazało się czymś ponad możliwości intelektualne Anny Sobczak, autorki debilnego wyroku z 10.06.2008, ówczesnej asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście (obecnie nazywa się Anna Sobczak-Kolek i jest sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi Północ). Przyznała mi tylko 3 tys. zł zadośćuczynienia (nie rekompensując nim choćby samych kosztów procesu), odmówiła natomiast jakiegokolwiek odszkodowania (bo jakoby nie udowodniłem strat finansowych, skądinąd oczywistych dla każdego legalisty potrafiącego sensownie zinterpretować literę ustaw o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o świadczeniach przedemerytalnych).
   W imię iście mafijnej solidarności zawodowej, niedorzeczne orzeczenie Sobczak podtrzymały pozornie od niej mądrzejsze i bardziej doświadczone sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz.
   Skargi z wnioskami o wznowienie postępowania z powodu nieuwzględnienia przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz wspomnianych na wstępie przepisów (w drugim z zażaleń jako dodatkowy argument wymieniłem wyrok Sądu Najwyższego o sygn. akt I UK 82/10, podzielający moją interpretację ustaw) - zostały bezrefleksyjnie uwalone przez recydywistkę Urszulę Kubowską-Pieniążek (podpisała się pod obu kompromitującymi postanowieniami uniemożliwiającymi powtórzenie procesu) oraz przez Grażynę Josiak, Beatę Stachowiak, Ewę Gorczycę i Czesława Chorzępę.
   Cała ta granda działa się za przyzwoleniem prezesa (początkowo wiceprezesa) Sądu Okręgowego we Wrocławiu i zarazem (wówczas) członka Krajowej Rady Sądownictwa - Ewy Barnaszewskiej, tudzież za wiedzą rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcina Cieślikowskiego, który uznał mój donos o przestępstwie za "oczywiście bezzasadny".
   Wśród ślepych i głuchych na moje sygnały o samowolce tych funkcjonariuszy Temidy byli też m.in. Andrzej Niedużak, do niedawna prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu i członek działającej przy ministrze sprawiedliwości Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, od niedawna członek Krajowej Rady Sądownictwa (ciekawostka: tuż po wprowadzeniu stanu wojennego został sędzią Rejonowego Sądu Wojskowego w Opolu) oraz Ryszard Pęk, prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, w opisywanym czasie również wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa. 
   I temu towarzystwu wzajemnej adoracji nic nie można zrobić (chyba że "skoczyć", jak w znanej odzywce). Skutecznie bowiem chroni ich dożywotni, a przez to sprzyjający przestępczym patologiom, immunitet.
   Niniejszy tekst napisałem zarówno pro domo sua, jak i pro publico bono. Wiedzie on bowiem od szczegółu (od mojej sprawy) do ogółu (do uświadomienia komu trzeba orzeczniczej bezkarności trzeciej władzy, zdolnej do upodlania obywateli już i tak wcześniej pokrzywdzonych przez innych funkcjonariuszy "państwa prawnego")”.

   Zamiast ministra Ziobry, na mojego mejla odpowiedziała listem z 3.12.2015 zastępca dyrektora Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości – Iwona Łapińska.

   „W związku z wniesionym pocztą elektroniczną w dniu 25 listopada 2015 r. pismem zawierającym powtórzenie wniosku z 13 czerwca 2013 r. o stwierdzenie przez Ministra Sprawiedliwości popełnienia przez wymienionych w piśmie sędziów przestępstwa przekroczenia uprawnień, informuję, że podtrzymuję stanowisko wyrażone w piśmie Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości z dnia 24 czerwca 2013 r. będącym odpowiedzią na wcześniejszą korespondencję zawierającą tożsame żądanie.
   Jednocześnie informuję, że stanowisko to jest ostateczne, a ewentualna dalsza korespondencja nie spowoduje jego zmiany”.

   Zamiast komentarza, powtórzę w całości nawiązujące do tej sprawy trzy teksty z mojego „Bloga weredyka” z czerwca i lipca 2013.

GŁOWĄ MURU NIE PRZEBIJESZ
   Co nowego pod kierownictwem kolejnego ministra sprawiedliwości z Platformy Obywatelskiej – Marka Biernackiego? Wszystko po staremu, a nawet jeszcze beznadziejniej: sędziowska mafia jest nadal nie do ruszenia.
   25.06.2013 otrzymałem list z Ministerstwa Sprawiedliwości, datowany 19.06. Zawierał spóźnioną o dekadę odpowiedź na mojego mejla do ministra z 9.05 i na ponaglenie z 13.06.
   Prosiłem szefa resortu „zwłaszcza o jednoznaczną ocenę, czy wrocławscy sędziowie, którzy na żadnym etapie postępowania w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nie zastosowali przepisów ustawowych, dotyczących meritum sporu, przekroczyli swoje uprawnienia, popełniając tym samym przestępstwo ścigane z art. 231 par. 1 Kodeksu karnego”. Liczyłem naiwnie, że może Biernacki poleci któremuś z podległych urzędników poświęcić kilka, góra kilkanaście minut (tyle czasu wystarczyłoby), na analizę wyszczególnionych krótko i precyzyjnie faktów, świadczących o samowolce sędziów, polegającej na orzekaniu przez nich niezawiśle od litery obowiązującego prawa.
   W imieniu ministra w czterech zdaniach odezwał się Waldemar Szmidt, dyrektor Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości. Jak ustaliłem przy pomocy guglarki – sędzia oddelegowany na posadę rządową (czyli wzorzec niezawisłości po polsku).
   W zdaniu pierwszym autor korespondencji informuje, że zawarte w moim mejlu „twierdzenia o popełnieniu przestępstw przez wymienionych w piśmie sędziów (…) nie uzasadniają podjęcia czynności przez Ministra Sprawiedliwości”.
   W zdaniu drugim i trzecim wyjaśnia prawniczym bełkotem, że od 31.03.2010 „Minister Sprawiedliwości nie sprawuje funkcji Prokuratora Generalnego”, wobec czego „nie jest uprawniony do wszczęcia postępowania karnego, ani do podejmowania innych czynności procesowych w związku z zawiadomieniem o przestępstwie”.
   Natomiast w zdaniu ostatnim radzi: „Jeśli posiada Pan wiarygodne [nie potrafił przeczytać mojego mejla ze zrozumieniem, czy rżnie głupa? – przypisek mój] dowody popełnienia przestępstwa przez wskazane w piśmie osoby, zgodnie z art. 304 par. 1 k.p.k. ewentualne zawiadomienie może Pan złożyć na Policji lub do prokuratora”.
   Uff… – ja tego już dawno próbowałem, donosząc w zawiadomieniu z 7.12.2010 do Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Starego Miasta o przekroczeniu uprawnień służbowych i naruszeniu konstytucyjnej podległości ustawom przez trzy sędzie miejscowego Sądu Okręgowego z Urszulą Kubowską-Pieniążek na czele. Postanowieniem z 15.12.2010 (proszę zauważyć, jaka fantastyczna szybkość „załatwienia” sprawy), prokurator Kinga Kaźmierska-Rataj odmówiła wszczęcia śledztwa, uzasadniając tę decyzję niestwierdzeniem zaistnienia przestępstwa.
   Świadom odtąd bezskuteczności bicia głową w mur, dałem sobie spokój z walką z bezkarnymi sędziami za pośrednictwem organów ścigania. W III RP prawniczy układ zamknięty trzyma się mocno i jest nie do obalenia bez obywatelskiej rewolucji.
SĘDZIOWSKA SITWA NIE DA SIEBIE UKARAĆ
ZA SWOJE PRZESTĘPSTWA ORZECZNICZE
   W odstępstwie zaledwie trzech dni, 28.06.2013 znalazłem w swojej skrzynce pocztowej drugi list z Ministerstwa Sprawiedliwości. Datowany 24.06., podpisany tym razem przez zastępcę dyrektora Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości – Iwonę Łapińską, zawiera odpowiedź (szybką nadzwyczaj) na mojego powtórnego mejla, adresowanego do szefa resortu Marka Biernackiego.
   Autorka korespondencji napisała w pierwszym zdaniu (cytuję bez jakiejkolwiek korekty): „W związku z pismem z dnia 13 czerwca 2013 r., w którym ponowił Pan twierdzenia zawarte w piśmie z dnia 13 maja 2013 r. [w rzeczywistości pierwszego mejla przesłałem 9.05.] o popełnieniu przestępstw przez wymienionych w nim sędziów, wnosząc dodatkowo o dokonanie przez Ministra Sprawiedliwości oceny czy sędziowie popełnili przestępstwo z art. 231 par. 1 k.k. informuję, że na pismo z dnia 13 maja 2013 r. została udzielona odpowiedź w dniu 19 czerwca 2013 r. i podtrzymuję wyrażone w niej stanowisko”.
   Po czym w dwóch następnych i już ostatnich zdaniach dodała: „Jednocześnie wyjaśniam, że Minister Sprawiedliwości nie jest uprawniony do wyrażania opinii dotyczących popełnienia przestępstwa. Wyłączną kompetencję do uznania określonej osoby za winną popełnienia przestępstwa posiadają sądy orzekające w postępowaniu regulowanym przepisami ustawy z dnia 6 czerwca 1997 r. – Kodeks postępowania karnego (Dz.U. nr 89, poz. 555 ze zm.)”.
   Ustaliłem, że Łapińska to (podobnie jak autor poprzedniego listu, dyrektor tego samego  departamentu MS – Waldemar Szmidt) sędzia oddelegowany na posadę w rządzie. Trafiła tam z Białegostoku (jej bezpośredni resortowy szef – z Katowic).

   Mam uzasadnione wrażenie, że w korespondencjach do mnie oboje funkcjonariusze tzw. wymiaru sprawiedliwości, będący czasowo ministerialnymi urzędnikami, rżną głupa na potęgę. Mogą to, niestety, robić w poczuciu kompletnej bezkarności.
   O ile jeszcze sędzia Szmidt radzi mi donieść na przekraczających uprawnienia sędziów do prokuratury, o tyle sędzia Łapińska sugeruje wprost procesowanie się w sądzie. Już to sobie wyobrażam, jak sędziowie skazują sędziów za orzekanie niezawiśle od ustaw.
   Ta korporacyjna sitwa nie da sobie zrobić krzywdy. I tak będzie dopóty, dopóki upodlani obywatele nie wybiorą sobie władzy politycznej, która całe to zdeprawowane towarzystwo w szwarckieckach z fioletowymi podgardlami wreszcie uczciwie rozliczy.
SĘDZIA SĘDZIEMU GŁOWY NIE URWIE (NOWE DOWODY STAREJ PRAWDY)
   Odpowiadając na moje wcześniejsze donosy do Ministerstwa Sprawiedliwości, m.in. na wrocławskich sędziów – przestępców przekraczających konstytucyjne uprawnienia i orzekających niezawiśle od ustaw, urzędnicy tego resortu nie ukrywali na swych imiennych pieczątkach, że są oddelegowanymi tam sędziami.
   O tym, że autorzy dwóch ostatnich pism do mnie z MS: dyrektor Departamentu Sądów, Organizacji i Analiz Wymiaru Sprawiedliwości – Waldemar Szmidt oraz jego zastępczyni – Iwona Łapińska również są delegowanymi sędziami, dowiedziałem się nie z ich osobistego stempelka, lecz za pośrednictwem wszechwiedzącej internetowej guglarki.
   Nie zmienił się natomiast schemat odpowiedzi na moje skargi i wnioski. Także Szmidt i Łapińska nie twierdzą, że nie mam racji. Twierdzą tylko w imieniu ministra sprawiedliwości, że sędziów mogą osądzić tylko inni sędziowie. Z wyjątkiem tych oddelegowanych na posady rządowe, oczywizda.
   Jakże zdeprawowanym trzeba być sędzią, aby obywatelowi ewidentnie pokrzywdzonemu przez sędziów wciskać kit, że sędziów za ich orzeczniczą samowolkę mogą rozliczyć i nawet ukarać sami sędziowie. Takie cuda z pewnością nie w III RP!