czwartek, 3 grudnia 2015

Komuch, solidaruch i Trybunał Konstytucyjny

   Kto wierzy w apolityczność i niezależność sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ten – najkulturalniej diagnozując – naiwniakiem jest. Bez powiązania z partią zdolną do przegłosowania kandydatury w parlamencie, żaden – nawet najwybitniejszy – prawnik nie ma szans załapania się na tę gwarantowaną na 9 lat i godziwie płatną posadę „niezawisłej” (ha, ha, ha!) i „bezstronnej” (cha, cha, cha!) wyroczni w sprawach zgodności ustaw zwykłych z zasadniczą.
   Znam z kontaktów dziennikarskich dwóch wrocławskich profesorów uniwersyteckich – byłego i obecnego sędziego TK. Nie mam wątpliwości, że obaj dostali się tam przede wszystkim za zasługi w działalności politycznej.
   Marek Mazurkiewicz był sędzią TK (pod koniec kadencji nawet wiceprezesem) w latach 2001-2010. Poprzednie 10 lat sprawował mandat posła Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a jeszcze wcześniej działał w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i był nawet członkiem egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PZPR we Wrocławiu.
   Z kolei Leon Kieres, jeden ze współzałożycieli „Solidarności” i pierwszy z prezesów Instytutu Pamięci Narodowej, został sędzią TK w 2012 i będzie nim do 2021. W ten sposób odwdzięczyli się mu koledzy z Platformy Obywatelskiej, gdy w 2011 niewdzięczni wyborcy nie wybrali go po raz trzeci na senatora (mimo że jeszcze 4 lata wcześniej zdobył w okręgu wrocławskim najwięcej głosów).
   Dwa ciekawe fakty z cefałek obu profesorów. Pod oryginałem obowiązującej, choć coraz głośniej krytykowanej Konstytucji RP z 1997, podpisani są: ówczesny prezydent Aleksander Kwaśniewski i właśnie Marek Mazurkiewicz jako ostatni przewodniczący Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego. Natomiast Leon Kieres to ten prezes IPN, który próbował zataić epizodyczną współpracę Lecha Wałęsy z PRL-owską Służbą Bezpieczeństwa w charakterze donosiciela o pseudonimie „Bolek”.