Zaraz po II wojnie światowej niemal totalną
czystkę w sądach zrobili komuniści. Obsadzili je w pierwszej kolejności
absolwentami osławionej „Duraczówki”, wyszkolonymi na przyśpieszonych kursach
wymierzania tzw. sprawiedliwości ludowej. Negatywne skutki tamtych gwałtownych
zmian kadrowych widać aż nadto. O cudzych losach w przybytkach Temidy decydują
do dziś wychowankowie tamtych prawniczych półanalfabetów – ludzie szczególnie
zdeprawowani swoją niezawisłością (czytaj: bezkarnością).
Dlatego teraz jestem za opcją zerową, ale
ograniczoną do wyeliminowania z zawodu najbardziej niereformowalnych sędziów
sądów: najwyższego, apelacyjnych i okręgowych. Niech na ich miejsca awansują ci
młodsi z rejonówek. Może widząc, jaka kara spotkała starszych, zaczną wreszcie
orzekać nie jak oni – nierzetelnie i samowolnie, lecz jak nakazuje przyzwoitość
– zgodnie z literą prawa i elementarną sprawiedliwością? W każdym razie jakaś
terapia wstrząsowa jest tu konieczna, dla dobra państwa i jego obywateli.