piątek, 16 października 2015

Opcja zerowa w sądownictwie

   Opcja zerowa, czyli – lecąc Wojciechem Cejrowskim – "wszyscy sędziowie won!", brzmi jak wyrok z tytułu odpowiedzialności zbiorowej za faktyczną – niestety – degrengoladę tzw. wymiaru sprawiedliwości ze swym nieprzewidywalnym – jak na loterii – orzecznictwem. No dobrze, a kto miałby szybko zastąpić ponad 10 tys. funkcjonariuszy trzeciej władzy III RP?

   Zaraz po II wojnie światowej niemal totalną czystkę w sądach zrobili komuniści. Obsadzili je w pierwszej kolejności absolwentami osławionej „Duraczówki”, wyszkolonymi na przyśpieszonych kursach wymierzania tzw. sprawiedliwości ludowej. Negatywne skutki tamtych gwałtownych zmian kadrowych widać aż nadto. O cudzych losach w przybytkach Temidy decydują do dziś wychowankowie tamtych prawniczych półanalfabetów – ludzie szczególnie zdeprawowani swoją niezawisłością (czytaj: bezkarnością).

   Dlatego teraz jestem za opcją zerową, ale ograniczoną do wyeliminowania z zawodu najbardziej niereformowalnych sędziów sądów: najwyższego, apelacyjnych i okręgowych. Niech na ich miejsca awansują ci młodsi z rejonówek. Może widząc, jaka kara spotkała starszych, zaczną wreszcie orzekać nie jak oni – nierzetelnie i samowolnie, lecz jak nakazuje przyzwoitość – zgodnie z literą prawa i elementarną sprawiedliwością? W każdym razie jakaś terapia wstrząsowa jest tu konieczna, dla dobra państwa i jego obywateli.