wtorek, 21 lipca 2015

Testuję wiarygodność potencjalnego ministra sprawiedliwości

   Najpoważniejszym kandydatem na ministra sprawiedliwości w prawdopodobnym rządzie PiS po wyborach parlamentarnych 25.10.2015 jest Janusz Wojciechowski. Przed kilkoma dniami w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, ten obecny poseł do Parlamentu Europejskiego powiedział m.in.:

   „Wymiar sprawiedliwości znalazł się poza wszelką kontrolą społeczną. To jest wielka władza – większa niż władza polityczna, bo to władza nad losami ludzi. I ta władza dzisiaj sama się wybiera, sama się kontroluje. Społeczeństwo nie ma wpływu na to, kto będzie sędzią czy prokuratorem.

   Minister sprawiedliwości jest ministrem bezradności. Gdy się do niego pisze skargi czy nawet interwencje poselskie, w odpowiedzi otrzymujemy instrukcję dotyczącą tego, czego minister nie może zrobić wobec sądów. No nic nie może. Bo sąd jest niezawisły i niezależny.

   Kasacja [ministra sprawiedliwości] jest bardzo wąska. Można powołać się tylko na bardzo rażące naruszenia prawa. Proponowana przez nas apelacja nadzwyczajna ma mieć szerszy zakres. Minister sprawiedliwości będzie mógł zaskarżyć merytorycznie każdy prawomocny wyrok, jeżeli widzi w nim krzywdę”.

   Dobrze europoseł Wojciechowski mówi, ale… to tylko słowa. Wynika z nich wszakże, iż nawet przy obecnych przepisach ustawowych, mógłby on – po awansie na ministra – rozważyć moją sprawę, wyjątkowo prostą i zarazem jednoznaczną interpretacyjnie. Kwadransik studiowania jej powinien wystarczyć, by zauważyć właśnie rażące naruszenie litery prawa.

   Podkreślam, że teraz już nie chcę żadnych pieniędzy, z których zostałem okradziony przez sędziów. Chcę tylko stwierdzenia popełnienia przez nich przestępstwa przekroczenia uprawnień.

   O czym informując Pana Wojciechowskiego – załączam w korespondencji do niego jedną z moich blogowych publikacji, która zawiera w skrócie fakty orzeczniczej samowolki wymienionych z imienia i nazwiska funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości. Pozostaję teraz z nadzieją na jakikolwiek odzew…

SĄDOWA PIRAMIDA BEZKARNYCH BEZPRAWNIKÓW

   Konstytucja RP, art. 178 ust. 1:

   "Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom".

    Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, art. 2:

    "Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza to osobę (…) niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej".

    Ustawa o świadczeniach przedemerytalnych, art. 2:

    "Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie co najmniej 6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta spełnia łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako bezrobotna".

    Kodeks karny, art. 231 par. 1:

    "Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".

    Fundamentalna paremia prawnicza:

    "Iura novit curia" (Sąd zna prawo).

    Z powyższego zestawu cytatów dla jako tako inteligentnego czytelnika wynika jednoznacznie, że:

    1. Sędziowie, będący niewątpliwie funkcjonariuszami publicznymi, są wprawdzie niezawiśli, ale nie od ustaw z konstytucją na czele.

    2. Osoba zarejestrowana w urzędzie pracy jako bezrobotna nie może legalnie dorobić nawet symbolicznej złotówki - skutkowałoby to bowiem utratą zarówno zasiłku, jak i prawa do świadczenia przedemerytalnego.

    3. Jeśli znający - patrz paremia - przepisy sędzia nie bierze tego wymuszonego ustawowo zakazu aktywności zawodowej pod uwagę przy rozstrzyganiu zasadności pozwu o odszkodowanie za wyliczalne - jak rzadko - z dokładnością do grosza straty finansowe, popełnia oczywiste przestępstwo przekroczenia swoich uprawnień (nadużycia władzy).

   Proste jak konstrukcja cepa? Nie dla sędziów orzekających w sprawie moich roszczeń pieniężnych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za bezprawne (fakt bezsporny) blokowanie mi przez ponad 9 miesięcy należnego świadczenia przedemerytalnego, którego pobieranie pozwala - w przeciwieństwie do zasiłku dla bezrobotnych - na limitowaną kwotowo pracę zarobkową. 

   To logiczne rozumowanie okazało się czymś ponad możliwości intelektualne Anny Sobczak, autorki debilnego wyroku z 10.06.2008, ówczesnej asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście (obecnie nazywa się Anna Sobczak-Kolek i jest sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi Północ). Przyznała mi tylko 3 tys. zł zadośćuczynienia (nie rekompensując nim choćby samych kosztów procesu), odmówiła natomiast jakiegokolwiek odszkodowania (bo jakoby nie udowodniłem strat finansowych, skądinąd oczywistych dla każdego legalisty potrafiącego sensownie zinterpretować literę ustaw o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz o świadczeniach przedemerytalnych).

    W imię iście mafijnej solidarności zawodowej, niedorzeczne orzeczenie Sobczak podtrzymały pozornie od niej mądrzejsze i bardziej doświadczone sędzie Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz. 

    Skargi z wnioskami o wznowienie postępowania z powodu nieuwzględnienia przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz wspomnianych na wstępie przepisów (w drugim z zażaleń jako dodatkowy argument wymieniłem wyrok Sądu Najwyższego o sygn. akt I UK 82/10, podzielający moją interpretację ustaw) - zostały bezrefleksyjnie uwalone przez recydywistkę Urszulę Kubowską-Pieniążek (podpisała się pod obu kompromitującymi postanowieniami uniemożliwiającymi powtórzenie procesu) oraz przez Grażynę Josiak, Beatę Stachowiak, Ewę Gorczycę i Czesława Chorzępę.  

   Cała ta granda działa się za przyzwoleniem prezesa (początkowo wiceprezesa) Sądu Okręgowego we Wrocławiu i zarazem (wówczas) członka Krajowej Rady Sądownictwa - Ewy Barnaszewskiej, tudzież za wiedzą rzecznika dyscyplinarnego dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcina Cieślikowskiego, który uznał mój donos o przestępstwie za "oczywiście bezzasadny".

   Wśród ślepych i głuchych na moje sygnały o samowolce tych funkcjonariuszy Temidy byli też m.in. Andrzej Niedużak, do niedawna prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu i członek działającej przy ministrze sprawiedliwości Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, od niedawna członek Krajowej Rady Sądownictwa (ciekawostka: tuż po wprowadzeniu stanu wojennego został sędzią Rejonowego Sądu Wojskowego w Opolu) oraz Ryszard Pęk, prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, w opisywanym czasie również wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa. 

   I temu towarzystwu wzajemnej adoracji nic nie można zrobić (chyba że "skoczyć", jak w znanej odzywce). Skutecznie bowiem chroni ich dożywotni, a przez to sprzyjający przestępczym patologiom, immunitet. 

   Niniejszy tekst napisałem zarówno pro domo sua, jak i pro publico bono. Wiedzie on bowiem od szczegółu (od mojej sprawy) do ogółu (do uświadomienia komu trzeba orzeczniczej bezkarności trzeciej władzy, zdolnej do upodlania obywateli już i tak wcześniej pokrzywdzonych przez innych funkcjonariuszy "państwa prawnego").