„Wymiar sprawiedliwości znalazł się poza
wszelką kontrolą społeczną. To jest wielka władza – większa niż władza
polityczna, bo to władza nad losami ludzi. I ta władza dzisiaj sama się
wybiera, sama się kontroluje. Społeczeństwo nie ma wpływu na to, kto będzie
sędzią czy prokuratorem.
Minister sprawiedliwości jest ministrem bezradności.
Gdy się do niego pisze skargi czy nawet interwencje poselskie, w odpowiedzi
otrzymujemy instrukcję dotyczącą tego, czego minister nie może zrobić wobec
sądów. No nic nie może. Bo sąd jest niezawisły i niezależny.
Kasacja [ministra sprawiedliwości] jest bardzo wąska. Można powołać się tylko na bardzo rażące naruszenia prawa. Proponowana przez nas apelacja nadzwyczajna ma mieć szerszy zakres. Minister sprawiedliwości będzie mógł zaskarżyć merytorycznie każdy prawomocny wyrok, jeżeli widzi w nim krzywdę”.
Dobrze europoseł Wojciechowski mówi, ale… to
tylko słowa. Wynika z nich wszakże, iż nawet przy obecnych przepisach
ustawowych, mógłby on – po awansie na ministra – rozważyć moją sprawę, wyjątkowo
prostą i zarazem jednoznaczną interpretacyjnie. Kwadransik studiowania jej
powinien wystarczyć, by zauważyć właśnie rażące naruszenie litery prawa.
Podkreślam, że teraz już nie chcę żadnych pieniędzy, z których zostałem okradziony przez sędziów. Chcę tylko stwierdzenia popełnienia przez nich przestępstwa przekroczenia uprawnień.
O czym informując Pana Wojciechowskiego – załączam w korespondencji do niego jedną z moich blogowych publikacji, która zawiera w skrócie fakty orzeczniczej samowolki wymienionych z
imienia i nazwiska funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości. Pozostaję teraz z
nadzieją na jakikolwiek odzew…
SĄDOWA
PIRAMIDA BEZKARNYCH BEZPRAWNIKÓW
Konstytucja RP, art. 178 ust. 1:
"Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko
Konstytucji oraz ustawom".
Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, art. 2:
"Ilekroć w ustawie jest mowa o (…) bezrobotnym - oznacza to osobę
(…) niezatrudnioną i niewykonującą innej pracy zarobkowej".
Ustawa o świadczeniach przedemerytalnych, art. 2:
"Świadczenie przedemerytalne przysługuje osobie (…) po upływie co
najmniej 6 miesięcy pobierania zasiłku dla bezrobotnych (…) jeżeli osoba ta
spełnia łącznie następujące warunki: 1) nadal jest zarejestrowana jako
bezrobotna".
Kodeks karny, art. 231 par. 1:
"Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia
lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub
prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
Fundamentalna paremia prawnicza:
"Iura novit curia" (Sąd zna prawo).
Z powyższego zestawu cytatów dla jako tako inteligentnego czytelnika
wynika jednoznacznie, że:
1. Sędziowie, będący niewątpliwie funkcjonariuszami publicznymi, są
wprawdzie niezawiśli, ale nie od ustaw z konstytucją na czele.
2. Osoba zarejestrowana w urzędzie pracy jako bezrobotna nie może
legalnie dorobić nawet symbolicznej złotówki - skutkowałoby to bowiem utratą
zarówno zasiłku, jak i prawa do świadczenia przedemerytalnego.
3. Jeśli znający - patrz paremia - przepisy sędzia nie bierze tego
wymuszonego ustawowo zakazu aktywności zawodowej pod uwagę przy rozstrzyganiu
zasadności pozwu o odszkodowanie za wyliczalne - jak rzadko - z dokładnością do
grosza straty finansowe, popełnia oczywiste przestępstwo przekroczenia swoich
uprawnień (nadużycia władzy).
Proste jak konstrukcja cepa? Nie dla sędziów orzekających w sprawie moich
roszczeń pieniężnych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych za bezprawne (fakt
bezsporny) blokowanie mi przez ponad 9 miesięcy należnego świadczenia
przedemerytalnego, którego pobieranie pozwala - w przeciwieństwie do zasiłku
dla bezrobotnych - na limitowaną kwotowo pracę zarobkową.
To logiczne rozumowanie okazało się czymś ponad możliwości intelektualne Anny
Sobczak, autorki debilnego wyroku z 10.06.2008, ówczesnej asesor Sądu
Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście (obecnie nazywa się Anna Sobczak-Kolek i jest
sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi Północ). Przyznała mi tylko 3 tys. zł
zadośćuczynienia (nie rekompensując nim choćby samych kosztów procesu),
odmówiła natomiast jakiegokolwiek odszkodowania (bo jakoby nie udowodniłem
strat finansowych, skądinąd oczywistych dla każdego legalisty potrafiącego
sensownie zinterpretować literę ustaw o promocji zatrudnienia i instytucjach
rynku pracy oraz o świadczeniach przedemerytalnych).
W imię iście mafijnej solidarności zawodowej, niedorzeczne orzeczenie
Sobczak podtrzymały pozornie od niej mądrzejsze i bardziej doświadczone sędzie
Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu: Elżbieta
Sobolewska-Hajbert, Anna Kuczyńska i Izabela Bamburowicz.
Skargi z wnioskami o wznowienie postępowania z powodu nieuwzględnienia
przez Sobczak, Sobolewską-Hajbert, Kuczyńską i Bamburowicz wspomnianych na
wstępie przepisów (w drugim z zażaleń jako dodatkowy argument wymieniłem wyrok
Sądu Najwyższego o sygn. akt I UK 82/10, podzielający moją interpretację ustaw)
- zostały bezrefleksyjnie uwalone przez recydywistkę Urszulę Kubowską-Pieniążek
(podpisała się pod obu kompromitującymi postanowieniami uniemożliwiającymi
powtórzenie procesu) oraz przez Grażynę Josiak, Beatę Stachowiak, Ewę Gorczycę
i Czesława Chorzępę.
Cała ta granda działa się za przyzwoleniem prezesa (początkowo wiceprezesa)
Sądu Okręgowego we Wrocławiu i zarazem (wówczas) członka Krajowej Rady
Sądownictwa - Ewy Barnaszewskiej, tudzież za wiedzą rzecznika dyscyplinarnego
dolnośląsko-opolskich sędziów - Marcina Cieślikowskiego, który uznał mój donos
o przestępstwie za "oczywiście bezzasadny".
Wśród ślepych i głuchych na moje sygnały o samowolce tych funkcjonariuszy
Temidy byli też m.in. Andrzej Niedużak, do niedawna prezes Sądu Apelacyjnego we
Wrocławiu i członek działającej przy ministrze sprawiedliwości Komisji
Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego, od niedawna członek Krajowej Rady
Sądownictwa (ciekawostka: tuż po wprowadzeniu stanu wojennego został
sędzią Rejonowego Sądu Wojskowego w Opolu) oraz Ryszard Pęk, prezes
Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, w opisywanym czasie również
wiceprzewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa.
I temu towarzystwu wzajemnej adoracji nic nie można zrobić (chyba że
"skoczyć", jak w znanej odzywce). Skutecznie bowiem chroni ich
dożywotni, a przez to sprzyjający przestępczym patologiom, immunitet.
Niniejszy tekst napisałem zarówno pro domo sua, jak i pro publico bono. Wiedzie
on bowiem od szczegółu (od mojej sprawy) do ogółu (do uświadomienia komu trzeba
orzeczniczej bezkarności trzeciej władzy, zdolnej do upodlania obywateli już i
tak wcześniej pokrzywdzonych przez innych funkcjonariuszy "państwa
prawnego").