Nie coby się chwalić w stylu „a nie pisałem?” – niemniej
zacytuję w całości swoją notkę z 29.12.2015, zatytułowaną „Nic prostszego”:
„Zagadnęła
mnie znajoma:
– Ogarniasz rozpierduchę wokół wyboru nowych
sędziów Trybunału Konstytucyjnego i potrafisz powiedzieć w jednym zdaniu, jak
ten prawny burdel uporządkować?...
Odparłem jak dobrze przygotowany do egzaminu
z elementarnej logiki i zdrowego rozsądku (w nawiasach kwadratowych moje
fejsbukowe uzupełnienia o konkretne nazwiska):
– Ależ to proste: zgodnie z przepisami
ustawowymi, obowiązującymi w dniach wyboru pięciu sędziów przez sejmową
koalicję Platformy Obywatelskiej z Polskim Stronnictwem Ludowym oraz tyluż
sędziów na te same wolne miejsca przez posłów Prawa i Sprawiedliwości,
wystarczyłoby uznać ważność wyboru trzech z woli PO-PSL [Romana Hausera,
Krzysztofa Ślebzaka i Andrzeja Jakubeckiego, zablokowanych przez prezydenta
Andrzeja Dudę] i dwojga z woli PiS [Julii Przyłębskiej i Piotra
Pszczółkowskiego, zablokowanych z kolei przez prezesa TK Andrzeja
Rzeplińskiego].
Obawiam się, że dla polityków to aż za
proste...”.
Minęły dokładnie dwa tygodnie (czyli – wedle
wykładni Sądu Najwyższego – nastąpiło to jeszcze „niezwłocznie” :) ) i oto
12.01.2016 prawnik Rzepliński zakomunikował, że dopuścił do orzekania w TK
sędziów Przyłębską i Pszczółkowskiego. Kolej na równie sensowny ruch prawnika
Dudy, czyli na zaprzysiężenie też legalnie wybranych sędziów Hausera, Ślebzaka
i Jakubeckiego.