czwartek, 3 września 2015

Z Kukizem (nie) po drodze

   Przyznam jak na spowiedzi: ja – dziennikarz i politolog – rozważałem niedawno, czy nie tylko pisać o polityce, lecz również stać się politykiem. Sprawił to Paweł Kukiz ze swoim hasłem rozwalania systemu, jakże niesprawiedliwego i nieprzyjaznego dla uczciwych Polaków.

   Moja chcica na wlezienie do politycznego szamba zaczęła się i… skończyła na podpisie (złożonym w takiej procedurze po raz pierwszy w życiu) na liście poparcia Kukiza jako kandydata na prezydenta. W wyborach głowy państwa już na niego (jak i na żadnego konkurenta) nie głosowałem.

   Nawet nie próbowałem się wkręcić do Ruchu Kukiza, nawiązując kontakt z najbliższymi współpracownikami rockmana. Mimo że znam trzy „jedynki” na jego listach kandydatów na posłów w najbliższych wyborach parlamentarnych: Kornela Morawieckiego z Wrocławia (z kontaktów dziennikarskich) oraz Janusza Sanockiego z Nysy na Opolszczyźnie i Jerzego Jachnika z Bielska-Białej (ze wspólnych akcji protestacyjnych przeciwko bezprawiu funkcjonariuszy publicznych, sędziów i prokuratorów w szczególności).

   Dziś, obserwując potężniejącą rozpierduchę wewnątrz Ruchu Kukiza, dziękuję – jakem agnostyk – Bogu za ustrzeżenie samego siebie przed utytłaniem w tym politycznym gównie. I jedynie idei tworzenia autentycznego społeczeństwa obywatelskiego mi szkoda...