Prywatnie bądź człowiekiem zaangażowanym w
ludzkie sprawy i miej swoje subiektywne poglądy, ale służbowo, jako dziennikarz,
zachowuj wobec opisywanych wydarzeń neutralność i staraj się być obiektywny –
powtarzałem sobie wielokrotnie, zanim pożegnałem się z pracą zawodową i zostałem
emerytem. Wciąż pamiętając o tej wytycznej, również w przypadku historii pani
Anny Kapeli (czytaj moje blogowe teksty „Stonoga atakuje wrocławski sąd” i „Sąd
nad sądem pod sądem”) nie mogę przemilczeć kilku faktów świadczących na niekorzyść
matki, której sędzia Magdalena Wacowska, orzekająca w imieniu państwa polskiego,
odebrała dwie 7-letnie córki i umieściła je w placówce zastępczej.
Z publicznych wypowiedzi Kapeli wynika, że sąd
dał jej szansę odzyskania dzieci pod paroma warunkami. Przede wszystkim jeśli
zdecyduje się na leczenie szpitalne. Jest bowiem chora na różę. To choroba
zakaźna, może więc swoje bliźniaczki po prostu zarazić. Powinna też wziąć
udział w kursie poprawienia kompetencji wychowawczych. Cóż w tym złego? Wiedzy
nigdy dosyć!
Ponadto dają do myślenia słowa pani Anny
na proteście solidarnościowym pod Sądem Okręgowym we Wrocławiu, że podczas
kolejnych odwiedzin córek w ich obecnym miejscu pobytu jedna z nich powiedziała
do niej „spierdalaj”. Świadectwo demoralizowania, prania mózgu przez nowych
opiekunów, czy raczej popełnienia błędów macierzyńskich, skutkujących niechęcią
dziecka do rodzicielki?