niedziela, 5 kwietnia 2015

To ten sam Kieres? Niestety - tak

   Dobra wiadomość dla PRL-owskich sędziów stanu wojennego, w tym dla obecnego kierownictwa Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu. Zła – dla demokratycznej, obywatelskiej III RP.

   Zgodnie z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 2.04.2015, sędziego można lustrować (zwłaszcza pociągać do odpowiedzialności karnej za złożenie nieprawdziwego oświadczenia o pracy lub współpracy z organami bezpieczeństwa państwa w latach 1944-1990) dopiero po uchyleniu mu immunitetu. Sęk w tym, że o uchyleniu immunitetu każdorazowo decydują tylko i wyłącznie sami sędziowie.

   Wyrokowało 5 członków TK. Jedynie Mirosław Granat miał tzw. zdanie odrębne, pozostali – Piotr Tuleja, Wojciech Hermeliński, Leon Kieres i Sławomira Wronkowska-Jaśkiewicz – podpisali się pod orzeczeniem bez zastrzeżeń.

   Szczególnie przykre wrażenie zrobił na mnie fakt, że jeśli nie za uniemożliwieniem, to z pewnością za utrudnieniem procesów lustracyjnych sędziów zagłosował Kieres. Profesor prawa z Wrocławia, którego zapamiętałem z kontaktów dziennikarskich w pierwszych latach III RP jako bardzo wtedy dbającego o własny wizerunek osoby bezpartyjnej i uczciwej.

   Coś się w Kieresie zmieniło na niekorzyść, gdy w 2000 został na 5 lat pierwszym prezesem Instytutu Pamięci Narodowej i zaczęło mu być po drodze z Platformą Obywatelską. To np. jego „zasługą” jest wykreowanie Lecha Wałęsy – tajnego współpracownika PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa w czasach gierkowskich – na osobę pokrzywdzoną przez esbecję, od której skądinąd niejaki „Bolek” brał pieniądze za donosy (znajomym ściemniał, że szczęściło się mu w grze w totolotka).

   Jeszcze w 2007 Kieres został po raz drugi senatorem z rekordowym poparciem wrocławskich wyborców, ale już w 2011 w tym samym okręgu reelekcji nie uzyskał. Na pocieszenie w 2012 rządząca PO usadowiła go jako „swojego człowieka” w Trybunale Konstytucyjnym.

   Nie od rzeczy będzie dodać, że utajnione przed społeczeństwem są nie tylko sędziowskie oświadczenia lustracyjne – majątkowe również. To m.in. sprawia, że mamy w „demokratycznym państwie prawnym” kastę nietykalnych, którzy zdeprawowani władzą prawie absolutną, w poczuciu niemal zupełnej bezkarności, pozwalają sobie nawet na orzekanie (patrz sprawa moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych) niezawiśle od litery ustaw, czyli na popełnianie przestępstwa przekroczenia uprawnień.