piątek, 27 lutego 2015

Mój wyrok na sędziów

   Gdyby marsz ustawy (tej umożliwiającej karanie sędziów za orzecznicze bezprawie) z ziemi włoskiej do polskiej via Unia Europejska powiódł się – niezwłocznie wystąpiłbym z pozwem przeciwko wrocławskim funkcjonariuszom tzw. wymiaru sprawiedliwości, którzy podpisali się pod wyrokami i postanowieniami w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. O co wnioskowałbym?

   O ukaranie wedle „zasług” dziewięciorga sędziów za bodaj najpoważniejsze przestępstwo służbowe: orzekanie niezawiśle od litery obowiązującego prawa i interpretacji tych przepisów przez Sąd Najwyższy. Moim zdaniem, półroczna utrata zarobków należałaby się Urszuli Kubowskiej-Pieniążek, pięciomiesięczna – Grażynie Josiak i Elżbiecie Sobolewskiej-Hajbert, czteromiesięczna – Czesławowi Chorzępie, Beacie Stachowiak, Ewie Gorczycy, Annie Kuczyńskiej i Izabeli Bamburowicz, a kwartalna – Annie Sobczak-Kolek.

   Byłbym skłonny wykorzystać otrzymane zadośćuczynienie na pomoc finansową dla ofiar bezprawia funkcjonariuszy publicznych.

   Nie zapomniałbym ponadto o nadzorcach wymienionych bezprawników: prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu – Ewie Barnaszewskiej, prezesie Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu – Andrzeju Niedużaku i rzeczniku dyscyplinarnym dolnośląsko-opolskich sędziów – Marcinie Cieślikowskim. Oni też powinni być rozliczeni za świadome chronienie Kubowskiej-Pieniążek, Josiak, Sobolewskiej-Hajbert, Chorzępy, Stachowiak, Gorczycy, Kuczyńskiej, Bamburowicz i Sobczak-Kolek przed jakąkolwiek odpowiedzialnością za przekroczenie uprawnień, czyli za nadużycie władzy.

   Wiem, że prawo nie działa wstecz, a przestępstwa ulegają przedawnieniu, cóż jednak mi szkodzi trochę pomarzyć...