Pierwszym, który w 2015 autentycznie mnie zaskoczył,
był znajomy z niegdysiejszych kontaktów dziennikarskich, minister spraw zagranicznych,
magister historii Grzegorz Schetyna. Oświadczył on, że hitlerowski obóz koncentracyjny
Auschwitz, zlokalizowany podczas II wojny światowej na terenie Polski przez
okupujących ją Niemców, wyzwolili nie tyle krasnoarmiejcy z Rosjanami na
czele, ile Ukraińcy. Podzielam zdanie satyryka Andrzeja Mleczki, wyrażone 1
lutego w cotygodniowym „Drugim śniadaniu mistrzów” w TVN 24, że to jedna z
najgłupszych wypowiedzi rodzimych polityków. I że równie sensownie o zbrodnię
katyńską można obwinić nie Sowietów, lecz Gruzinów, wszak wyrok śmierci na
Polaków podpisywał wtedy niejaki Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili, znany ludzkości
pod ksywą Stalin.
Równie dołujące okazało się obejrzenie i
wysłuchanie tegoż dnia w Polsacie innego coniedzielnego programu telewizyjnego „Państwo
w państwie”. Dowiedziałem się z niego m.in., że 500-złotowym mandatem ukarano sklepikarza
Wojciecha Magdzińskiego z Raciborza, którego Państwowa Inspekcja Handlowa
przyłapała na próbie sprzedaży dwóch butelek z 36-procentową zawartością
alkoholu. Bo na fabrycznej etykiecie miały niezgodny z normami Unii Europejskiej
napis: „Wódka”. Inspektorów nie interesowało, że ten napój spirytusowy
oznakował tak, a nie inaczej legalny producent. Że po drodze do konsumenta jakiś
urzędnik państwowy bez zastrzeżeń dokleił do butelek banderolę akcyzową. I że
identyczne flaszki z wódkopodobną wódką można obecnie kupić w niemal każdym sklepie
monopolowym w naszym absurdalnie pięknym kraju…