16.03.2000 w Wałbrzychu zamordowany został
w swoim sklepie znany miejscowy antykwariusz Henryk Śliwowski. Sprawców miało być ponoć trzech. Złapano
i oskarżono dwóch: 16-letniego wówczas Patryka Rynkiewicza i rok starszego
Radosława Krupowicza. Jedynym dowodem, który miał świadczyć o winie chłopaków,
były zeznania anonimowego świadka, który siedem miesięcy później, po obejrzeniu
programu TVP „997”, zgłosił się do prokuratury i stwierdził, że
widział ich obu na miejscu zbrodni.
– Straciłem szacunek do wymiaru sprawiedliwości
właśnie przy tej sprawie – mówi prowadzący ją niegdyś policjant Janusz Bartkiewicz,
dziś na emeryturze.
Żaden ze znalezionych w antykwariacie śladów
nie pasował do Rynkiewicza i Krupowicza. Ponadto mężczyźni ci zostali zbadani
wariografem, który wykazał, że nie kłamią twierdząc, iż są niewinni.
Mimo to wyroki Sądu Apelacyjnego we
Wrocławiu były skazujące. Przy powtórce procesu jedynie obniżono im karę
pozbawienia wolności z 25 do 15 lat.
Po blisko 14 latach od uwięzienia zadecydowano o przedterminowym zwolnieniu Krupowicza. Cenę odzyskania
wolności stanowiło… przyznanie się przez niego do zabójstwa, którego nie
popełnił – tzw. skrucha była bowiem warunkiem zgody sądu penitencjarnego na wcześniejszy
powrót skazańca do domu.
Drugi z osadzonych – Rynkiewicz wciąż przebywa w więzieniu. „Dają mi do zrozumienia, że póki się nie przyznam to opinia nie będzie pozytywna” – powiedział dziennikarzom.
Tak oto w „państwie prawnym” legalizuje się wątpliwe
dowodowo orzecznictwo sędziów. Bezkarnych za swoje pomyłki.