sobota, 14 lutego 2015

Jak się czyści konto bankowe samotnego zmarłego

   Ostatnio skrytykowałem trochę dyrektora Fundacji LEX NOSTRA – Macieja Lisowskiego za pisanie o prawniczym nepotyzmie na okrągło, bez nazwisk osób i nazw miejscowości. Dziś z konieczności sam muszę się do takiej formuły (nie wiadomo kto, nie wiadomo gdzie, ale zapewniam, że zdarzyło się naprawdę) ograniczyć, na prośbę mojego informatora (dla mnie nader wiarygodnego).

   Jest końcówka wieku XX. W banku w pewnym mieście dwie psiapsiółki – szefowa i jej prawa (a może raczej lewa) ręka – zaczynały dzień pracy od wspólnej kawki i prasówki. Szczególnie interesowały je nekrologi w lokalnych gazetach. Co jakiś czas zawiadamiano w nich o zgonie klienta banku. Obie panie sprawdzały wtedy stan konta nieboszczyka i czy mieszkał on z rodziną. Jeśli trafiał się ktoś samotny, oczyszczały jego rachunek z forsy. Wystarczały dwa podpisy na datowanym wstecznie dokumencie wypłaty…

   W tymże mieście pewnego dnia pojawiła się siostra mężczyzny osadzonego w więzieniu. Miała klucz do mieszkania brata, ale nie pasował do zamka. Kiedy mocowała się z nim, drzwi uchyliła bratowa i zapytała spokojnie: „A ty, kurwo, czego tutaj szukasz?”. Interwencja policjantów nic nie dała, eksżona skazańca była bowiem tam legalnie zameldowana.

   Zdesperowana siostra przypomniała sobie, że kiedyś gadatliwa bratowa opowiadała o swojej pracującej w banku ciotce i usłyszanym od niej procederze czyszczenia kont niektórych zmarłych klientów. Z wiedzą tą udała się na spotkanie z szefową placówki. Dając do zrozumienia, co wie o wewnątrzbankowych machlojkach, poprosiła o przekonanie owej zatrudnionej tam ciotki, aby ona z kolei doradziła bratowej przeprowadzkę do swojego mieszkania. Efekt był natychmiastowy. Bratowa wymeldowała się w ciągu kilku godzin!