Jest końcówka wieku XX. W banku w pewnym mieście
dwie psiapsiółki – szefowa i jej prawa (a może raczej lewa) ręka – zaczynały
dzień pracy od wspólnej kawki i prasówki. Szczególnie interesowały je nekrologi
w lokalnych gazetach. Co jakiś czas zawiadamiano w nich o zgonie klienta banku.
Obie panie sprawdzały wtedy stan konta nieboszczyka i czy mieszkał on z
rodziną. Jeśli trafiał się ktoś samotny, oczyszczały jego rachunek z forsy. Wystarczały
dwa podpisy na datowanym wstecznie dokumencie wypłaty…
W tymże mieście pewnego dnia pojawiła się
siostra mężczyzny osadzonego w więzieniu. Miała klucz do mieszkania brata, ale nie
pasował do zamka. Kiedy mocowała się z nim, drzwi uchyliła bratowa i zapytała
spokojnie: „A ty, kurwo, czego tutaj szukasz?”. Interwencja policjantów nic nie
dała, eksżona skazańca była bowiem tam legalnie zameldowana.
Zdesperowana siostra przypomniała sobie, że kiedyś
gadatliwa bratowa opowiadała o swojej pracującej w banku ciotce i usłyszanym od
niej procederze czyszczenia kont niektórych zmarłych klientów. Z wiedzą tą
udała się na spotkanie z szefową placówki. Dając do zrozumienia, co wie o wewnątrzbankowych
machlojkach, poprosiła o przekonanie owej zatrudnionej tam ciotki, aby ona z
kolei doradziła bratowej przeprowadzkę do swojego mieszkania. Efekt był
natychmiastowy. Bratowa wymeldowała się w ciągu kilku godzin!