Zadzwonił starszy mężczyzna o znanym mi imieniu i nazwisku, mieszkaniec Mirkowa. Oświadczył bez gry wstępnej, że właśnie jest we Wrocławiu i chce się ze mną spotkać.
- W jakiej sprawie?
- Nie mogę powiedzieć, bo jestem na
podsłuchu.
Przypomniałem sobie, że dokładnie w ten sam
sposób wymógł na mnie w listopadzie 2012 pierwsze i zarazem ostatnie spotkanie
w cztery oczy. Nalegał wtedy, abym coś napisał o jego konflikcie z sąsiadem. Po
wysłuchaniu nieweryfikowalnych szczegółów oświadczyłem, że skoro potrafi pisać
do policji, prokuratury i sądu, to niech się nikim nie wyręcza, tylko założy własnego
bloga i umieszcza w nim co chce na własną odpowiedzialność. Ja wtranżalać się
między wódkę a zakąskę nie zamierzam.
- Nie nadużywa pan mojej uprzejmości? -
zapytałem 28.12.2014 poirytowany. - Jest niedziela! - zauważyłem.
- Przepraszam, chciałem pana poprosić o
pomoc w przesłaniu danych z komputera na pendrajwa…
Te słowa tak mnie rozeźliły, że
telefonujący sam się rozłączył przed zakończeniem mojego paternoster.