„Żeby nie wyszło, że dzielny pan Kłykow, specjalista od masakrowania leniwych
sędziów, zdominował całkowicie dyskusję”… - zaczął, po czym
przeszedł do rzeczy niemających już ze mną żadnego związku.
Uznałem, że po wywołaniu z nazwiska wypada się odezwać:
„Nie tyle "leniwych", co niezawisłych od ustaw. Czyli zwyczajnych
przestępców. Bezkarnych. Do czasu...
A poza tym - cytując klasyka - plus dodatni dla Pana za inteligentny,
złośliwy i dowcipny przytyk”.
Po chwili dopisałem:
„Uprzedzając "znawców" prawa: nie
jestem prawnikiem, ale będąc dziennikarzem (obecnie żem emeryt) byłem
sprawozdawcą parlamentarnym, dobrze poznałem legislacyjną kuchnię i potrafię -
w przeciwieństwie np. do niejednego sędziego - czytać ustawy ze
zrozumieniem i sensownie je interpretować”.
Zareagował Anonimowy (ten i inne cytaty jak w oryginale):
„nie wiem czy zdaje sobie Pan sprawę, że w
dzisiejszych czasach problemem jest stanowienie ustaw ze zrozumieniem. może w
tym kierunku powinien Pan skierować swoje działania?
i nie wiem też skąd u Pana takie poczucie
wyższości, które pozwala zarzucać sędziom, że nie potrafią czytać ustaw ze
zrozumieniem i sensownie ich interpretować. rzadko przegranie sprawy przez
stronę wynika z oczywiście błędnej wykładni prawa, najczęściej częściej ze
stanu faktycznego - tu pretensji o złą wykładnię mieć nie można. najwyżej
do ustawodawcy, że nie zadekretował, iż pan X. ma wygrywać wszystkie sprawy i
kropka”.
Zaczepkę o swoim poczuciu wyższości przemilczałem, bo kudy mi do poczucia
wyższości - boskości nawet - słynących ze skromności sędziów.
Poprzestałem na wyjaśnieniu:
„1. Ja z ZUS-em wygrałem, tyle że przyznane
zadośćuczynienie niezrekompensowało mi choćby tylko poniesionych kosztów
procesu.
2. Nie dostałem odszkodowania (wyliczalnego co do grosza na podstawie
oficjalnego dokumentu ZUS), bo nie udowodniłem, że próbowałem szukać pracy w
czasie, w którym przepisy nie zezwalały mi na dorobienie choćby złotówki.
Gdybym udowodnił - nie tylko nie dostałbym odszkodowania, ale jeszcze zostałbym
ukarany finansowo za naruszenie litery ustaw.
Po szczegóły odsyłam do mojego bloga, by nie
nadużywać gościnności Gospodarza "Sub iudice"”.
W międzyczasie do akcji wkroczył kolejny Anonimowy, dzieląc się ze mną i
ludzkością najprawdziwszą z prawd:
„Kłykow nudny jesteś i dlatego nie powinien cię Falken tu drukować: zaniżasz mu
poziom dyskusji, nudzisz czytelników” .
Ja na to:
„Bardzo ciekawy komentarz jakiegoś kolejnego Papkina (odważnego anonima)...”.
Następny Anonimowy zaapelował:
„Uprasza się o nie karmienie trolla”.
Znów
ja:
„Popieram! A zarazem współczuję wszystkim prawniczym nietrollom, niezdolnym do
racjonalnego myślenia”.
Swoje przemyślenia zaprezentował jeszcze jeden Anonimowy:
„I tak zazwyczaj mądre i dowcipne komentarze zdominował wielce szanowny pan
Kłykow, który wyraźnie na wszystkim się zna, ma monopol na racje i jako jedyny
posiadł "zdolność racjonalnego myślenia", normalnie pozazdrościć!!!
Faktycznie czas przestać karmić trolla!!!”.
Moje ostatnie - wczoraj - słowa brzmiały tak:
„Jakżebym śmiał odbierać monopol na wszechwiedzę i rację wielce szanowanym
przez naród sędziom! Toż to wyjątkowo wredna insynuacja!”.
O dziwo, Falkenstein tym razem uniknął obciachu (drzewiej rzeczono by: sromoty)
i nic nie ocenzurował - chyba że prewencyjnie, ale na to nie mam dowodów. Tak
czy owak, świadectwa inteligencji jego kolesiów widać w całej
okazałości.
Szkoda tylko, że gdzieś w całej polemice zupełnie zniknął wątek
mojej obrony skazanego za niewinność mężczyzny przed co najmniej
nieżyczliwością bywalców bloga „Sub iudice”.
Przypomnę, że nieszczęśnik ten, będąc inkasentem w konwoju, feralnego dnia
transportował do różnych wrzutni bankowych około pół miliona z utargów.
Zaginęła tylko jedna przesyłka z zawartością 11.650 zł. Kamera wideo
zarejestrowała fakt wrzucenia koperty z tą kwotą do wpłatomatu, który akurat
nie drukował - zdarza się - potwierdzeń transakcji. Koperta zaginęła
więc wewnątrz banku! Wyrokiem sądu, to jednak inkasent, nie rzeczywisty złodziej,
musi teraz spłacać dług, który z czasem wzrósł prawie 4-krotnie.
Dodam, że na procesie pechowiec ów prosił o przebadanie jego
prawdomówności wariografem. Wyśmiano go: „Tu nie Ameryka”.
Cóż z tego, że artykuł 5 paragraf 2 Kodeksu postępowania karnego stanowi: „Nie
dające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego”? Sądowi
zamiast dowodów wystarczyły poszlaki.
Mężczyzna - ofiara bylejakości pracy sędziów bez odrobiny empatii -
napisał do mnie we wczorajszym esemesie: „Gardzę taką sprawiedliwością, jeśli
choć jednemu człowiekowi dzieje się krzywda. Moja trwa od 2008 roku i jeszcze
trwać będzie 10 lat (kredyt)”. Gorzkie słowa obywatela „państwa prawnego”...