Aby nie mieć dylematu, powtarzam dziś tu,
com pomieścił wtedy tam:
Z
UST MI TO WYJĄŁ
Wspominałem już o moim ulubionym blogu ekonomicznym, autorstwa
Roberta Gwiazdowskiego. Dziś o równie chętnie czytanym blogu prawniczym,
redagowanym przez wrocławianina Olgierda Rudaka.
Jest
on redaktorem naczelnym i wydawcą czasopisma internetowego „Lege Artis”.
Prawnikiem, który - jak mało kto z tego środowiska zawodowego - potrafi pisać!
Chociaż
mieszkamy w tym samym mieście, nigdy się nie spotkaliśmy. Podkreślam to, by
uniknąć ewentualnych zarzutów o „reklamowanie kolesia”.
Wydaje
się mi, że podobnie postrzegamy rzeczywistość. Na potwierdzenie zacytuję
fragmenty jednego w jego ostatnich felietonów, po przeczytaniu którego
pomyślałem: „On mi to z ust wyjął!” (poza skrótami, trochę pomajstrowałem przy
interpunkcji).
„Wpłynęło
ostatnio - pisze Rudak - kilka ciekawych listeli do redakcji. Podstawowa
kwestia: Czy ty strachu w sercu nie masz? Przecież ktoś się kiedyś może wkurzyć
i nabruździć. Co z tego, że masz rację, skoro oni mogą mieć dobrych prawników?
Można
to nazwać pytaniami o zakres wolności słowa i ewentualną odpowiedzialność za
słowo. Ja po prostu nazywam to zdrowym rozsądkiem i pilnowaniem swojego
interesu (czyli czterech liter) w taki sposób, aby samemu zaleźć komuś za
skórę, ale aby ten ktoś nie zalazł mi za skórę.
Podstawowa
sprawa to rzetelność: można być złośliwym, można być tendencyjnym i wpierać coś
w żywe oczy, ale trzeba mówić, co się myśli. Weredyków zwykle traktuje się
poważniej (oczywiście zaraz po tym, jak przestanie się ich traktować jako niebezpiecznych
wariatów).
Trzeba
mieć wyrobiony pogląd na każdą sprawę, którą bierze się na tapetę. Komentarz,
ocena, mogą być ostre, subiektywne, drażniące - czasem tylko w taki sposób
można zmusić niektórych do myślenia.
Inaczej
traktuję osoby ze świecznika. Zgodnie bowiem z literą Europejskiej Konwencji
Praw Człowieka, wolno mi wypowiadać nawet najbardziej surowe oceny na temat
osób publicznych.
Owszem,
zdarzało mi się otrzymywać głosy oburzenia czy niezadowolenia („Jak pan może
brać w obronę tego…”, albo: „Już my się z tobą policzymy, frustracie”), ale -
szczerze, bez cienia autopromocji - olbrzymia większość korespondencji jest
pozytywna.
Owszem,
są uparciuchy. Powiedz takiemu, że czyni bezprawie, on dalszym bezprawiem
odpowie, zagrozi konsekwencjami karnymi. Jeśli będzie komentarz, który mu się
nie spodoba - zażąda „natychmiast i bezzwłocznie usunięcia pod rygorem”. Ale
spytany o przedstawienie wiarygodnych przesłanek bezprawności danych, nabierze
wody w usta.
I
sprawa ostatnia: nie bójcie się śmiechu! nie dajcie sobie wmówić, że dowcip
jest nieprofesjonalny! Osobiście mam naprawdę serdecznie dosyć tych wszystkich
klimatów „ą-ę”. Gadki-szmatki, która nic nie daje, której nikt nie rozumie, a
która ma wyłącznie przykrywać brak kompetencji”.
Kto
chce polubić (albo wręcz przeciwnie) prawnika Rudaka za jego dziennikarstwo
„według reguł sztuki”, odsyłam pod adres: olgierd.bblog.pl.
12.2008