Zwracają oni uwagę, że istnieje w naszym kraju fundamentalny problem
interpretacji prawa. Większość sądów ogranicza się do jego wykładni językowej.
Jednocześnie codzienną praktyką organów wymiaru sprawiedliwości jest unikanie
wykładni funkcjonalnej, czyli unikanie myślenia o faktycznych konsekwencjach
stosowania pewnych przepisów. W rezultacie tworzy się iluzję demokracji i
rządów prawa.
Stawecki i Staśkiewicz mówią, że brak współpracy między TK a innymi sądami
umacnia formalistyczne postawy sędziów. Ścisłe trzymanie się przez nich litery
prawa to swoiste dziedzictwo PRL-u. Najwyższy czas, aby zaczęli oni zastanawiać
się, co jest właściwe i sprawiedliwe dla obywateli.
Dwa komentarze internautów pod tym wywiadem.
Najpierw wpisał się Bogumił:
„Sąd, który z tchórzostwa, lenistwa lub wygodnictwa trzyma się ściśle przepisu;
sąd, dla którego norma prawna jest ważniejsza niż dobro człowieka, logika,
zdrowy rozsądek, moralność czy etyka - taki sąd należy bezwzględnie zastąpić
komputerem. Będzie znacznie taniej i sto razy szybciej, a obywatel będzie
wiedział, że z durnym prawem nie podyskutuje, więc i korupcji nie będzie.
Jest też kwestia szkolenia prawników, a potem sędziów. Utrwaliło się w teorii,
że prawo należy przestrzegać, a nie mówi się, że prawo ma być po prostu ludzkie
i sprawiedliwe. Same władze państwowe są zainteresowane tym, by mieć
bezmyślnych sędziów, którzy nie będą się zastanawiać, czy dana norma prawna im
podsunięta jest słuszna, tylko w imię "poszanowania prawa" wydadzą każdy wyrok.
W tym kierunku tresuje się przyszłych prawników.
Sędzia powinien mieć odwagę odmówić stosowania prawa, które jest złe - wszak
robotnik nie może posługiwać się złymi narzędziami”.
Zareagował Tom:
„Nie wiem, skąd się wziąłeś chłopie, ale dla swojego dobra wracaj tam
bezpowrotnie. Pomyliły ci się sfera tworzenia i sfera stosowania prawa. Jeśli
masz pretensje o kształt ustawy, to kieruj je do organów ją tworzących, czyli
parlamentu i prezydenta, a nie do sądu. Gdyby każdy mógł oceniać normy prawne,
mielibyśmy miliony interpretacji i w efekcie anarchię”.
Podłączyłem się pod tę polemikę, pisząc do Bogumiła: „Gratuluję trafnej
analizy”, a do Toma: „Oto głos bezmyślnego prawnika”.
A internauta
o nicku Donosiciel spuentował zbyt często spotykane zbójeckie prawo sędziów do
- jak zauważył - „dowolnej (czytaj: idiotycznej) interpretacji faktów”,
zestawiając dwa autentyczne wyroki. Sędzia z Rzeszowa ukarał właściciela psa
tysiączłotową grzywną za to, że jego pupil zakłócał spokój szczekaniem.
Natomiast sędzia z Leska uniewinnił właściciela psa, który pogryzł dziecko.
11.2008