Na dzieńdoberek pojawił się komentarz
Anonimowego (to taka ksywa bodaj większości komentatorów bloga „Sub iudice”),
adresowany do mnie:
„Oj Panu wyraźnie też się coś pomyliło, ale
w końcu to wolny kraj, więc wolno Panu bredzić! Proszę jednak rozróżnić problem
ogólny od "ogólnika". Dalsza dyskusja z Panem jest marnowaniem czasu”.
Prawda, że na temat i treściwie?
Biorąc Anonimowego za wzór do naśladowania,
odezwałem się tymi słowy:
„Nie ucz Pan - bełkociarzu (trzymam się Pana poziomu, to za
"bredzenie") - ojca dzieci robić. Napisałem "ogólniki" w sensie: "banały",
"frazesy", "komunały", "pustosłowie", "slogany", "truizmy" itp. W tekstach
Falkensteina tego, co dziennikarze nazywają "ślizganiem się po temacie", nie brak.
Ja, stary pismak, wolę o konkretach, czyli o faktach.
A skoro już tu jestem - załączam kopię
mojego dzisiejszego tekstu ze swojego bloga. Na pamiątkę”.
Po czym wkleiłem swój pierwszy
tegoroczny wpis pt. „Pogadaliśmy jak pismak z sędzią”.
Zareagował Falkenstein, usuwając ten mój
komentarz wraz z dodatkiem i wstawiając na jego miejsce własny:
„Istnieje pewna granica przyzwoitości, a Pan
ją przekroczył, dlatego komentarz został skasowany. Ma Pan swojego bloga niech
więc pan tam pisze, a nie wykorzystuje mojego bloga to propagowania swoich
poglądów. I jeszcze jedno. Zapewne uzna Pan za stosowne zawrzeć na swoim blogu
ocenę mojej decyzji o skasowaniu komentarza. Proszę jednak, żeby Pan
powstrzymał się od przeklejania jej tutaj. Jeżeli moi czytelnicy będą chcieli
się z nią zapoznać z pewnością zajrzą na Pańskiego bloga, który trudno
przeoczyć.
Pana odsyłam do zamieszczonej na moim blogu listy zasad dotyczących komentowani artykułów i proszę o stosowanie się do nich. A moich wiernych czytelników proszę o nie kontynuowanie tej dyskusji”.
Pana odsyłam do zamieszczonej na moim blogu listy zasad dotyczących komentowani artykułów i proszę o stosowanie się do nich. A moich wiernych czytelników proszę o nie kontynuowanie tej dyskusji”.
Na co ja na gorąco:
„Pan o przyzwoitości? Ha, ha, ha!”.
A po kilku minutach na chłodno:
„Proszę Pana o minimum przyzwoitości i
pozostawienie przynajmniej pierwszej części usuniętego komentarza, akapitu
adresowanego do odważnego Anonimowego (Papkin jakiś?)”.
I zacytowałem raz jeszcze:
„Nie ucz Pan - bełkociarzu (trzymam się Pana poziomu, to za "bredzenie") - ojca dzieci robić. Napisałem "ogólniki" w sensie: "banały", "frazesy", "komunały", "pustosłowie", "slogany", "truizmy" itp. W tekstach Falkensteina tego, co dziennikarze nazywają "ślizganiem się po temacie", nie brak. Ja, stary pismak, wolę o konkretach, czyli o faktach”.
„Nie ucz Pan - bełkociarzu (trzymam się Pana poziomu, to za "bredzenie") - ojca dzieci robić. Napisałem "ogólniki" w sensie: "banały", "frazesy", "komunały", "pustosłowie", "slogany", "truizmy" itp. W tekstach Falkensteina tego, co dziennikarze nazywają "ślizganiem się po temacie", nie brak. Ja, stary pismak, wolę o konkretach, czyli o faktach”.
Falkenstein ocenzurował mnie ponownie,
uzasadniając to tak:
„Kolejny komentarz został usunięty z uwagi na zawarte w nim obraźliwe określenia pod adresem jednego z dyskutantów. Proszę o odrobinę kultury.
„Kolejny komentarz został usunięty z uwagi na zawarte w nim obraźliwe określenia pod adresem jednego z dyskutantów. Proszę o odrobinę kultury.
I proszę jeszcze raz o zapoznanie się z zasadami komentowania wpisów i stosowanie się do nich. To nie jest trudne, 99% komentujących jest w stanie to zrobić”.
Obiektywny
jak Kali (niewyszukany synonim niektórych polskich sędziów) Falkenstein uznał słowo
„bredzić” za kulturalne i dopuszczalne w polemice, a słowo „bełkociarz” za
obraźliwe i zabronione. Mimo że akurat „bełkot” jest epitetem ciut łagodniejszym
od „bredzenia”, a na dodatek to nie ja zacząłem tę wymianę uprzejmości
(zastosowałem tylko odwecik, nie jestem bowiem typem chłopca - a właściwie już
dziadka - do bicia).
Finałem sylwestrowo-noworocznego krótkiego
spięcia na blogu „Sub iudice” wydaje się być komunikat Falkensteina o treści:
„W związku z powtarzającymi się przypadkami
naruszania zasad komentowania artykułów, na prośbę kilku czytelników wprowadzam
niniejszym wstępną weryfikację komentarzy”.
Urocze zdanko! Przypomniało mi ono czasy
PRL-u, kiedy na prośbę bliżej niezidentyfikowanych towarzyszy ówczesna władza
weryfikowała tzw. elementy antysocjalistyczne.
Wszystkiego najlepszego w 2015 życzę :)