piątek, 2 stycznia 2015

Jaka Krajowa Rada Sądownictwa, taki wymiar - z przeproszeniem - sprawiedliwości

   Jakich w wolnej Polsce mamy polityków, widać (zwłaszcza w Sejmie wśród posłów wybieranych przez pożytecznych idiotów od lewa do prawa), słychać (ta wszechobecna moralność Kalego w ich wystąpieniach publicznych) i czuć (ten smród z szamb zwanych partiami).

  Jakich w wolnej Polsce mamy sędziów, widać, słychać i czuć niemal non stop za pośrednictwem mediów (wszystkich, nawet tych szczególnie wślizgodupnych  władzy).

   Swoistą mieszanką obu profesji jest 25-osobowa Krajowa Rada Sądownictwa, składająca się właśnie z sędziów (17) i polityków (8) - co widać, słychać i czuć w dwójnasób.

   KRS w praktyce decyduje o nominacjach kandydatów na nowych sędziów (ich powoływanie przez prezydenta państwa to czysta formalność), zaś w teorii ma czuwać nad przestrzeganiem zasad etyki zawodowej funkcjonariuszy tzw. wymiaru sprawiedliwości.

   I kogóż my w tej elitarnej KRS mamy?

   Mamy np. posła Polskiego Stronnictwa Ludowego - Jana Burego, podejrzewanego przez Centralne Biuro Antykorupcyjne m.in. o wzięcie sztabki złota od biznesmena z Leżajska na Podkarpaciu - Mariana D. za obietnicę (ostatecznie niespełnioną) załatwienia jego córce Klaudii nominacji sędziowskiej.

   Mamy - na stolcu wiceprzewodniczącego - sędziego pułkownika Piotra Raczkowskiego, który jako prezes Wojskowego Sądu Garnizonowego w Warszawie miał - zdaniem Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu - osiągnąć korzyść majątkową w wysokości ponad 51 tys. zł, gdy za darmochę jeździł samochodami służbowymi w celach prywatnych.

   Mamy prezesa Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu - Andrzeja Niedużaka, który karierę sędziowską rozpoczynał w wieku zaledwie 26 lat w Wojskowym Sądzie Rejonowym w Opolu w pierwszych dniach stanu wojennego, i który w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych do dziś współuczestniczy w trzymaniu parasola ochronnego nad sędziami orzekającymi niezawiśle od ustaw dotyczących meritum sporu.

   Niedużak robi to razem z prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu - Ewą Barnaszewską, którą w 2014 zastąpił w KRS po jej dwóch 4-letnich kadencjach (maksymalnie dopuszczalnych), a która w 2009 (będąc wtedy wiceprezesem) uznała za etyczne „zaszczycić” (jak pochwalili się gospodarze w internecie) jubileusz oddziału ZUS-u (instytucji bodaj najczęściej pozywanej przez poszkodowanych obywateli).

    Barnaszewska z kolei znalazła się w KRS na miejscu zwolnionym przez poprzednią prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu - Wacławę Macińską, której syn Adam Kamil został sędzią tegoż SO w 2009 (a więc wtedy, gdy jego matka była tam szefową).

   I jeszcze na marginesie: Ostatnio znów było głośno o tzw. aferze korupcyjnej w Sądzie Najwyższym, ze znaczącym udziałem sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego w stanie spoczynku - Bogusława Moraczewskiego, który w swej karierze też był członkiem KRS i jej rzecznikiem prasowym.