Wyobraź sobie, Czytelniku, że jednak żadnego
odszkodowania (nie licząc symbolicznego zadośćuczynienia za naruszenie twoich
dóbr osobistych) nie dostajesz. Dlaczego? Bo nie potrafisz udowodnić, że
próbowałeś podjąć pracę w czasie, w którym przepisy jednoznacznie nie pozwalały
ci dorobić do zasiłku dla bezrobotnych nawet symbolicznej złotówki – pod groźbą
całkowitej utraty bezprawnie blokowanego świadczenia przedemerytalnego, o które
trwa spór. Ponieważ bez naruszenia litery ustaw również to zadanie jest
niewykonalne, bilansujesz poniesione koszty i stwierdzasz, że na poszukiwaniu
sprawiedliwości w sądzie nie tylko nic nie zyskałeś, lecz jeszcze dodatkowo
straciłeś.
To bynajmniej nie jakiś koszmarny sen. To
opis odmętów absurdu (a może nawet - copyright prezydent Bronisław Komorowski -
szaleństwa) w sprawie moich roszczeń wobec ZUS, w której przed 6-7 laty w roli
głównej wystąpiła asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia Anna Sobczak
(obecnie: Anna Sobczak-Kolek, sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Pragi
Północ).