poniedziałek, 15 grudnia 2014

Pokrzywdzony? Raczej poszkodowany!

   Mierziło mnie, gdy w sprawie moich roszczeń finansowych wobec Zakładu Ubezpieczeń Społecznych byłem nazywany przez prokuratorów i sędziów „pokrzywdzonym”. Czułem się wtedy jak niepotrafiąca powalczyć o swoje ofiara losu.

   Zarazem uznanie mnie za pokrzywdzonego nie przeszkadzało tymże prokuratorom i sędziom grać cudzą rolę: bronić bezprawnie postępujących urzędników ZUS przed odpowiedzialnością karną i materialną niczym najęty adwokat. Taka ich pokrętna logika...

   Uważam siebie przede wszystkim za poszkodowanego, za okradzionego przez ZUS i sąd z należnych mi pieniędzy. Dostałem wszak tylko symboliczne zadośćuczynienie (nierekompensujące nawet poniesionych kosztów procesów) i ani grosza odszkodowania (mimo udokumentowania strat z dokładnością do jednego grosza).

   Nie wyrządzono mi krzywdy w podstawowym tego pojęcia rozumieniu. Wyrządzono mi precyzyjnie wyliczalną szkodę.