środa, 10 grudnia 2014

Między przetargiem a zatargiem

   Tydzień po pierwszej, w „Trybunie” z 8-9.12.2014 pojawiła się druga część publikacji magistra prawa Arkadiusza Biernaczyka o wrocławskim "wymiarze sprawiedliwości". Najpierw zacytuję, co wydrukowano w tekście zatytułowanym „Układ czyli najdłuższy przetarg nowoczesnej Europy”:

   „W XIV wieku literatura włoska dzieliła się na dwie kategorie: tragedię, do której zaliczano najwyższych lotów literaturę oraz komedię, reprezentującą teksty pomniejsze, czyli całą resztę. Niniejszy tekst opisuje sprawę, której każdy uczestnik do jej nazwania użyłby określenia tragedia (w dzisiejszym tego słowa znaczeniu). Dla osób postronnych, najlepszym określeniem jest komedia. Sprawa wydarzyła się jednak naprawdę i trwa. Pulpitum* jest Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Krzyków. Aktorami - lichwiarz, sędziowie i komornik działający przy tymże sądzie.

   Pierwsza wzmianka o sprawie nosi datę 12 lipca 2004 r. W tym dniu na biurko komornika Pana Bartosza trafił wniosek o wszczęcie egzekucji komorniczej. Na rozpoczęcie procedury egzekucji z nieruchomości potrzebował blisko 3 lat.  O sprawie poinformował swojego znajomego, Roberta. W celu umożliwienia nabycia nieruchomości w atrakcyjnej cenie, wbrew przepisom, powołał do wykonania operatu szacunkowego, biegłego spoza listy ogłoszonej przez Prezesa Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Biegła oszacowała wartość nieruchomości (Krzyki-Borek) na niecałe 500 tys. zł. W związku z tym opisem i szacowaniem skargi złożyli uczestnicy postępowania. Sąd (przyznając rację skarżącym), postanowił oddalić skargi przy jednoczesnym wezwaniu komornika do dokonania dodatkowego szacowania nieruchomości. Druga wycena tego samego biegłego to blisko 900 tys. zł. Podwojenie wartości nastąpiło w ciągu 8 miesięcy. Po 19 miesiącach od pierwszego szacowania komornik ogłosił licytację, którą za cenę wywołania wygrał znany nam już Pan Robert. Pojawił się jednak problem. Pan Robert przegrał w sądzie sprawę cywilną za niezgodne z prawem skonsumowanie umowy przewłaszczenia i w jednej chwili z wilka zmienił się w owcę. Nie może przejąć dopiero co kupionej nieruchomości. Potrzebuje pomocy. W sukurs przychodzą mu znajomi prawnicy. Najtańsza na świecie kancelaria notarialna, dokonała za kwotę 1,22 zł, przepisania całego majątku Pana Roberta, na będącą na jego utrzymaniu żonę, która jest jednocześnie (gdy jest taka potrzeba) dyrektorem ds. handlowych w jego firmie. Do sprawy włącza się również sędzia SR Pani Iwona. To za jej działaniem, przybicie następuje „niezwłocznie” po licytacji tj. po 8 miesiącach. Skuteczne wezwanie do uiszczenia reszty ceny nabycia Pan Robert otrzymuje 4 miesiące po ogłoszeniu postanowienia o przybiciu.

*(łac.) – scena”

   Publikacja ta została skrócona przez redaktorów „Trybuny” z przyczyn technicznych (gazeta nie z gumy). Ja znam ciąg dalszy, który za zgodą autora też zacytuję:

   „Pomimo braku zgody sądu na oznaczenie dłuższego terminu uiszczenia ceny nabycia, wpłata niepełnej kwoty dokonana jest pół roku od przybicia i to nie przez Pana Roberta tylko jego żonę. Z formalnego punktu widzenia wpłaty (przelewu) ceny nabycia winien jest dokonać licytant (jeden z dwóch warunków licytacyjnych - termin i osoba), jednak dla Sądu Rejonowego Wrocław-Krzyki nie miało to żadnego znaczenia i ostatecznie wpłata została zaksięgowana na koncie depozytowym Pana Roberta. Równocześnie wnioskował o zaliczenie części ceny nabycia jako wierzytelność dłużnika. Procedura ostatecznego uznania tego wniosku trwała 992 dni. Po 1349 dniach od licytacji nastąpiło przysądzenie nieruchomości Panu Robertowi. Obecnie, tj. po 2020 dniach sprawa dla wierzycieli dalej nie jest załatwiona. W dalszym ciągu Pan Robert wraz z Sądem Rejonowym Wrocław-Krzyki „naciągają” prawo, aby z podziału sumy przeznaczonej dla wierzycieli jak najwięcej przypadło jemu i jego żonie. W zależności od potrzeby Pana Roberta, komornik Pan Bartosz wykonywał symulacje i plany podziału. Kiedy była potrzeba zaliczenia wierzytelności w cenie nabycia, w planie miał więcej, gdy realna była groźba egzekucji Pan Bartosz pozostawiał mu mniej. Działania komornika nie były jednak skierowane przeciwko rodzinie Pana Roberta. Gdy zabierał Robertowi, dodawał jego żonie. W trakcie postępowania występowali również sędziowie Sądu Okręgowego. Ich działania w 2 instancji doprowadziły do przewlekłości o 2 lata i 8 miesięcy lecz w ich ocenie przewlekłość w rozumieniu przepisów ustawy o skardze  na naruszenie prawa strony do rozpoznania sprawy w postępowaniu sądowym bez nieuzasadnionej zwłoki, nie nastąpiła. Gwoli przypomnienia Panie i Panowie Sędziowie, swoimi działaniami naruszyliście przepisy: art. 988,  697, 1035, 730 § 1, 1025 § 1 pkt. 5, 48 § 1 oraz 808 kodeksu postępowania cywilnego. Wszystko w zgodzie z własnym sumieniem, bezinteresownie w imię dobrze spełnionego obowiązku.

   Ilekroć mam do czynienia z podobnymi sprawami, przypominają mi się czasy studenckie, gdy na aplikacje dostawało się niewielu chętnych, a hierarchia była następująca: najlepsi przydzielani byli na adwokacką, trochę mniej przebojowi na notarialną. W dalszej kolejności prokuratorskie i dziwnym trafem ci najgorsi zostawali przyszłymi sędziami. Działo się to co prawda ponad 30 lat temu, a wydaje mi się jakby to było wczoraj.

   Ps. zbieżność imion i sytuacji nie jest przypadkowa”.

   Uważni Czytelnicy mojego bloga skojarzyli zapewne, że podobną puentę miał mój tekst „Między ustawami a ustawkami” sprzed tygodnia. Przypomnę tamten fragment:

   „W jednej z rozmów z Biernaczykiem usłyszałem od niego, że kiedy studiował prawo na Uniwersytecie Wrocławskim, jego koledzy marzyli głównie o karierze adwokata, ewentualnie notariusza. Ci mniej ambitni bardziej niż sędziami chcieli być prokuratorami.

   W pierwszym momencie zareagowałem na te słowa Biernaczyka nieukrywanym zdziwieniem. Jednak po zastanowieniu musiałem przyznać, że studenci prawa z jego roku rozumowali całkiem sensownie. Wszak posada sędziego to może nie najwyższa wśród zawodów prawniczych, ale z pewnością gwarantowana co miesiąc kasa. To duże możliwości dorabiania do płacy dzięki korupcjogennemu prawu do „swobodnej (a de facto - dowolnej) oceny dowodów”. To dożywotnia nieodpowiedzialność za orzecznicze przekręty i błędy, które gdzie indziej (aby nie szukać daleko, np. w dziennikarstwie) skutkowałyby zwolnieniami dyscyplinarnymi”.

   Zapewniam, że w sprawie puenty w ogóle się nie umawialiśmy. Ja wcześniej swoje opublikowałem w blogu, Biernaczyk wcześniej swoje napisał dla „Trybuny”, a wyszło, że z kolejnością było na odwrót.

   Dodam jeszcze, że oczywiście znam nazwiska osób występujących w tekście „Układ czyli najdłuższy przetarg współczesnej Europy” jedynie po imieniu. Wiem, kto zacz „Pan Bartosz”, „Pan Robert” i „Pani Iwona”. Będę jednak mniej dyskretny od Biernaczyka i ujawnię, że kobieta ma na nazwisko Popiołek-Sikora. Sędziowie to przecież funkcjonariusze publiczni i jako tacy, utrzymywani z podatków obywateli, nie mogą być w swej pracy anonimowi.