„W XIV wieku literatura włoska dzieliła się na dwie kategorie: tragedię, do
której zaliczano najwyższych lotów literaturę oraz komedię, reprezentującą
teksty pomniejsze, czyli całą resztę. Niniejszy tekst opisuje sprawę, której każdy
uczestnik do jej nazwania użyłby określenia tragedia (w dzisiejszym tego słowa
znaczeniu). Dla osób postronnych, najlepszym określeniem jest komedia. Sprawa
wydarzyła się jednak naprawdę i trwa. Pulpitum* jest Sąd Rejonowy dla
Wrocławia-Krzyków. Aktorami - lichwiarz, sędziowie i komornik działający przy
tymże sądzie.
Pierwsza wzmianka o sprawie nosi datę 12 lipca 2004 r. W tym dniu na biurko
komornika Pana Bartosza trafił wniosek o wszczęcie egzekucji komorniczej. Na
rozpoczęcie procedury egzekucji z nieruchomości potrzebował blisko 3 lat.
O sprawie poinformował swojego znajomego, Roberta. W celu umożliwienia nabycia
nieruchomości w atrakcyjnej cenie, wbrew przepisom, powołał do wykonania
operatu szacunkowego, biegłego spoza listy ogłoszonej przez Prezesa Sądu
Okręgowego we Wrocławiu. Biegła oszacowała wartość nieruchomości (Krzyki-Borek)
na niecałe 500 tys. zł. W związku z tym opisem i szacowaniem skargi złożyli
uczestnicy postępowania. Sąd (przyznając rację skarżącym), postanowił oddalić
skargi przy jednoczesnym wezwaniu komornika do dokonania dodatkowego szacowania
nieruchomości. Druga wycena tego samego biegłego to blisko 900 tys. zł.
Podwojenie wartości nastąpiło w ciągu 8 miesięcy. Po 19 miesiącach od
pierwszego szacowania komornik ogłosił licytację, którą za cenę wywołania
wygrał znany nam już Pan Robert. Pojawił się jednak problem. Pan Robert
przegrał w sądzie sprawę cywilną za niezgodne z prawem skonsumowanie umowy
przewłaszczenia i w jednej chwili z wilka zmienił się w owcę. Nie może przejąć dopiero
co kupionej nieruchomości. Potrzebuje pomocy. W sukurs przychodzą mu znajomi
prawnicy. Najtańsza na świecie kancelaria notarialna, dokonała za kwotę 1,22
zł, przepisania całego majątku Pana Roberta, na będącą na jego utrzymaniu żonę,
która jest jednocześnie (gdy jest taka potrzeba) dyrektorem ds. handlowych w
jego firmie. Do sprawy włącza się również sędzia SR Pani Iwona. To za jej
działaniem, przybicie następuje „niezwłocznie” po licytacji tj. po 8
miesiącach. Skuteczne wezwanie do uiszczenia reszty ceny nabycia Pan Robert
otrzymuje 4 miesiące po ogłoszeniu postanowienia o przybiciu.
*(łac.)
– scena”
Publikacja ta została skrócona przez redaktorów „Trybuny” z przyczyn
technicznych (gazeta nie z gumy). Ja znam ciąg dalszy, który za zgodą autora też
zacytuję:
„Pomimo braku zgody sądu na oznaczenie dłuższego terminu uiszczenia ceny
nabycia, wpłata niepełnej kwoty dokonana jest pół roku od przybicia i to nie
przez Pana Roberta tylko jego żonę. Z formalnego punktu widzenia wpłaty
(przelewu) ceny nabycia winien jest dokonać licytant (jeden z dwóch warunków
licytacyjnych - termin i osoba), jednak dla Sądu Rejonowego Wrocław-Krzyki nie
miało to żadnego znaczenia i ostatecznie wpłata została zaksięgowana na koncie
depozytowym Pana Roberta. Równocześnie wnioskował o zaliczenie części ceny
nabycia jako wierzytelność dłużnika. Procedura ostatecznego uznania tego
wniosku trwała 992 dni. Po 1349 dniach od licytacji nastąpiło przysądzenie
nieruchomości Panu Robertowi. Obecnie, tj. po 2020 dniach sprawa dla wierzycieli
dalej nie jest załatwiona. W dalszym ciągu Pan Robert wraz z Sądem Rejonowym
Wrocław-Krzyki „naciągają” prawo, aby z podziału sumy przeznaczonej dla
wierzycieli jak najwięcej przypadło jemu i jego żonie. W zależności od potrzeby
Pana Roberta, komornik Pan Bartosz wykonywał symulacje i plany podziału. Kiedy
była potrzeba zaliczenia wierzytelności w cenie nabycia, w planie miał więcej,
gdy realna była groźba egzekucji Pan Bartosz pozostawiał mu mniej. Działania
komornika nie były jednak skierowane przeciwko rodzinie Pana Roberta. Gdy
zabierał Robertowi, dodawał jego żonie. W trakcie postępowania występowali
również sędziowie Sądu Okręgowego. Ich działania w 2 instancji doprowadziły do
przewlekłości o 2 lata i 8 miesięcy lecz w ich ocenie przewlekłość w rozumieniu
przepisów ustawy o skardze na naruszenie prawa strony do rozpoznania
sprawy w postępowaniu sądowym bez nieuzasadnionej zwłoki, nie nastąpiła. Gwoli
przypomnienia Panie i Panowie Sędziowie, swoimi działaniami naruszyliście
przepisy: art. 988, 697, 1035, 730 § 1, 1025 § 1 pkt. 5, 48 § 1 oraz 808
kodeksu postępowania cywilnego. Wszystko w zgodzie z własnym sumieniem,
bezinteresownie w imię dobrze spełnionego obowiązku.
Ilekroć mam do czynienia z podobnymi sprawami, przypominają mi się czasy studenckie,
gdy na aplikacje dostawało się niewielu chętnych, a hierarchia była
następująca: najlepsi przydzielani byli na adwokacką, trochę mniej przebojowi
na notarialną. W dalszej kolejności prokuratorskie i dziwnym trafem ci najgorsi
zostawali przyszłymi sędziami. Działo się to co prawda ponad 30 lat temu, a
wydaje mi się jakby to było wczoraj.
Ps. zbieżność imion i sytuacji nie jest przypadkowa”.
Uważni Czytelnicy mojego bloga skojarzyli zapewne, że podobną puentę miał mój
tekst „Między ustawami a ustawkami” sprzed tygodnia. Przypomnę tamten fragment:
„W jednej z rozmów z Biernaczykiem usłyszałem od niego, że kiedy studiował
prawo na Uniwersytecie Wrocławskim, jego koledzy marzyli głównie o karierze
adwokata, ewentualnie notariusza. Ci mniej ambitni bardziej niż sędziami
chcieli być prokuratorami.
W pierwszym momencie zareagowałem na te słowa Biernaczyka nieukrywanym
zdziwieniem. Jednak po zastanowieniu musiałem przyznać, że studenci prawa z
jego roku rozumowali całkiem sensownie. Wszak posada sędziego to może nie
najwyższa wśród zawodów prawniczych, ale z pewnością gwarantowana co miesiąc
kasa. To duże możliwości dorabiania do płacy dzięki korupcjogennemu prawu do
„swobodnej (a de facto - dowolnej) oceny dowodów”. To dożywotnia nieodpowiedzialność
za orzecznicze przekręty i błędy, które gdzie indziej (aby nie szukać daleko,
np. w dziennikarstwie) skutkowałyby zwolnieniami dyscyplinarnymi”.
Zapewniam, że w sprawie puenty w ogóle się nie umawialiśmy. Ja wcześniej swoje
opublikowałem w blogu, Biernaczyk wcześniej swoje napisał dla „Trybuny”, a
wyszło, że z kolejnością było na odwrót.
Dodam jeszcze, że oczywiście znam nazwiska osób występujących w tekście „Układ
czyli najdłuższy przetarg współczesnej Europy” jedynie po imieniu. Wiem, kto
zacz „Pan Bartosz”, „Pan Robert” i „Pani Iwona”. Będę jednak mniej dyskretny od
Biernaczyka i ujawnię, że kobieta ma na nazwisko Popiołek-Sikora. Sędziowie to
przecież funkcjonariusze publiczni i jako tacy, utrzymywani z podatków obywateli, nie mogą być w swej pracy
anonimowi.