środa, 19 listopada 2014

Zbrodniarz w trójkącie bermudzkim

Tekst archiwalny

   Wygląda na to, że trójkąt bermudzki ma swojego klona w Polsce. W kraju nazywanym przez martwą konstytucję „państwem prawnym”, a przez żywych polityków u władzy - „państwem prawa”.

   Wierzchołki naszego rodzimego trójkąta wyznaczają: Zakład Ubezpieczeń Społecznych oraz bezwolne wobec niego prokuratury i sądy. Gdzieś pomiędzy nimi ginie zdrowy rozsądek, nie sposób też znaleźć elementarną sprawiedliwość. A ja wciąż mam czelność upominać się o to, mimo pokazywania mi przez ów systemowy trójkąt tzw. gestu Kozakiewicza. I mimo że jestem traktowany jak sprawca dwóch zbrodni nie do wybaczenia.

   Pierwszej z nich dopuściłem się przeciwko ZUS-owi, gdy latem 2006 nie skorzystałem na czas (co prawda mogłem, ale wcale nie musiałem!) z przepisu premiującego mnie - bezrobotnego za znalezienie i podjęcie pracy. Nic to, że przyczyną przepuszczenia okazji do wcześniejszego otrzymania świadczenia przedemerytalnego było wprowadzenie mnie w błąd przez nieudolną inspektor Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu Ewę Kołaczek. Spotkała mnie zasłużona kara: ponad 9-miesięczne represjonowanie za aktywność zawodową. Dopiero po odbyciu tego „wyroku” bezkarni sabotażyści polityki prozatrudnieniowej państwa, a zarazem jego aparatczycy: Antoni Malaka, Zbigniew Rak, Anna Kapucińska i Danuta Marciniszyn, łaskawie zgodzili się na wypłacenie mi należnych pieniędzy wraz z zaległościami.

   Drugą ze zbrodni popełniłem niedawno przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, a konkretnie Wydziałowi Cywilnemu Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia. We wniosku o odpis niezadowalającego mnie wyroku z 10.06.2008 (w pierwszej instancji przyznano mi tylko 3 tys. zadośćuczynienia, co nie rekompensuje nawet samych kosztów procesowania się z ZUS-em) nie dopisałem słów „wraz z uzasadnieniem”. Przestępstwo to asesor Anna Sobczak uznała za tak poważne, że jednoznacznie odmówiła mi (co wprawdzie mogła, ale bynajmniej nie musiała!)  tzw. przywrócenia terminu na podstawie Kodeksu postępowania cywilnego, uniemożliwiając poprawienie uchybienia formalnego. Tym samym usiłuje ona udaremnić pokrzywdzonemu złożenie apelacji od swojego wyroku, występując poniekąd w roli sędziego we własnej sprawie.

   Właściwie to powinienem się cieszyć, że żyję. Że władcy mojego losu: ZUS, prokuratura i sąd jeszcze mnie, podwójnego zbrodniarza, nie aresztowali i nie uwięzili. Tymczasem ja, głupiec, mam im za złe, że robią sobie kpiny z prawa i sprawiedliwości. Przecież już każde rozsądne dziecko w Polsce wie, że co wolno funkcjonariuszowi państwowemu, to wara zwykłemu obywatelowi.

10.2008