Wygląda na to, że trójkąt bermudzki ma swojego klona w Polsce. W kraju nazywanym przez martwą konstytucję „państwem prawnym”, a przez żywych polityków u władzy - „państwem prawa”.
Wierzchołki naszego rodzimego trójkąta wyznaczają: Zakład Ubezpieczeń
Społecznych oraz bezwolne wobec niego prokuratury i sądy. Gdzieś pomiędzy nimi
ginie zdrowy rozsądek, nie sposób też znaleźć elementarną sprawiedliwość. A ja
wciąż mam czelność upominać się o to, mimo pokazywania mi przez ów systemowy
trójkąt tzw. gestu Kozakiewicza. I mimo że jestem traktowany jak sprawca dwóch
zbrodni nie do wybaczenia.
Pierwszej z nich dopuściłem się przeciwko ZUS-owi, gdy latem 2006 nie
skorzystałem na czas (co prawda mogłem, ale wcale nie musiałem!) z przepisu
premiującego mnie - bezrobotnego za znalezienie i podjęcie pracy. Nic to, że
przyczyną przepuszczenia okazji do wcześniejszego otrzymania świadczenia
przedemerytalnego było wprowadzenie mnie w błąd przez nieudolną inspektor
Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu Ewę Kołaczek. Spotkała mnie zasłużona
kara: ponad 9-miesięczne represjonowanie za aktywność zawodową. Dopiero po
odbyciu tego „wyroku” bezkarni sabotażyści polityki prozatrudnieniowej państwa,
a zarazem jego aparatczycy: Antoni Malaka, Zbigniew Rak, Anna Kapucińska i
Danuta Marciniszyn, łaskawie zgodzili się na wypłacenie mi należnych pieniędzy
wraz z zaległościami.
Drugą ze zbrodni popełniłem niedawno przeciwko wymiarowi sprawiedliwości, a
konkretnie Wydziałowi Cywilnemu Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieścia. We
wniosku o odpis niezadowalającego mnie wyroku z 10.06.2008 (w pierwszej
instancji przyznano mi tylko 3 tys. zadośćuczynienia, co nie rekompensuje nawet
samych kosztów procesowania się z ZUS-em) nie dopisałem słów „wraz z
uzasadnieniem”. Przestępstwo to asesor Anna Sobczak uznała za tak poważne, że
jednoznacznie odmówiła mi (co wprawdzie mogła, ale bynajmniej nie
musiała!) tzw. przywrócenia terminu na podstawie Kodeksu postępowania
cywilnego, uniemożliwiając poprawienie uchybienia formalnego. Tym samym usiłuje
ona udaremnić pokrzywdzonemu złożenie apelacji od swojego wyroku, występując
poniekąd w roli sędziego we własnej sprawie.
Właściwie to powinienem się cieszyć, że żyję. Że władcy mojego losu: ZUS, prokuratura
i sąd jeszcze mnie, podwójnego zbrodniarza, nie aresztowali i nie uwięzili.
Tymczasem ja, głupiec, mam im za złe, że robią sobie kpiny z prawa i
sprawiedliwości. Przecież już każde rozsądne dziecko w Polsce wie, że
co wolno funkcjonariuszowi państwowemu, to wara zwykłemu obywatelowi.
10.2008