czwartek, 27 listopada 2014

Prochy i fochy

   Stały Czytelnik, pan Tomasz G. z Poznania, zachęcił mnie do lektury najnowszego wpisu w blogu „Sub iudice”, autorstwa młodego warszawskiego sędziego o pseudonimie artystycznym Falkenstein (jakiś czas temu pisałem o nim wielokrotnie). Tekst opublikowany 19.11.2014 ma tytuł „Szlachetne zdrowie”.

   „Sędziowanie - komentuje Tomasz G. w przesłanym mi esemesie - pod wpływem prochów (jakichkolwiek) to kpina z nas wszystkich! Nawet leki bez recepty mają potężne skutki uboczne, które wpływać mogą pośrednio na stan psychiczny i fizyczny”.

   W krytykowanej notce Falkenstein przyznaje, że orzekał ostatnio przeziębiony, z bolącą głową i plecami. W pracy „ratował się” kolejnymi tabletkami. Przewodnicząc rozprawom nie potrafił się skoncentrować. „Całe szczęście miałem dobrego protokolanta” - bagatelizuje własną niedyspozycję.

   „Który to już raz - wywnętrza się Falkenstein z rozbrajającą szczerością - służyłem w myśl hasła "ibuprofen i do przodu", żeby tylko sesja nie spadła, żeby zaległość się nie zrobiła, żeby termin nie przepadł. Ileż to razy siedziałem na sali nafaszerowany przeciwgrypowcami, zmieniając tylko co jakiś czas ibuprofen na paracetamol żeby nie przekroczyć maksymalnych dawek. Ileż razy próbowałem zachować kamienną twarz gdy przy każdym ruchu głową prąd kopał mnie w rękę, ewentualnie krasnoludki waliły mnie młotkami w kark albo słoń deptał po nodze, w zależności od tego jakie były aktualnie konsekwencje uprawiania zdrowego trybu życia. Pamiętam sesję, na którą poszedłem rano wyczerpany nocnymi modłami do porcelanowej bogini będącymi konsekwencją wizyty w przydrożnym barze, do którego zajechałem wracając znad morza. Nafaszerowany węglem i takimi tam wytrzymałem wtedy prawie cały dzień, w tym przesłuchanie stron w strasznie spornym podziale majątku chociaż - jak mi potem mówiono - wyglądałem jak żywy trup”.

   Bulwersują nie tylko wynurzenia Falkensteina, także niektóre komentarze jego koleżanek i kolegów po fachu. Np. internautka o nicku Rose („jestem sędzią, pracowo-ubezpieczeniowym” - przedstawiła się) wtrąciła:

   „Co tam choroby i zmęczenie – większość sędziów co miesiąc ma okres i wtedy też niestety musimy wychodzić na salę. I siłą woli powstrzymywać chęć okazywania swojego PMSowego [premenstrual syndrome, czyli zespół napięcia przedmiesiączkowego - przypisek mój] focha wszystkim stronom procesu ;-)”.

   Przypomniałem sobie w tym momencie, że w sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS, niezawiśle od ustaw orzekało dziewięcioro wrocławskich sędziów, w tym aż osiem kobiet. Czyżby wszystkie miały akurat „focha”, a jedyny mężczyzna był na „prochach”?