„Sędziowanie - komentuje Tomasz G. w przesłanym
mi esemesie - pod wpływem prochów (jakichkolwiek) to kpina z nas wszystkich!
Nawet leki bez recepty mają potężne skutki uboczne, które wpływać mogą pośrednio
na stan psychiczny i fizyczny”.
W krytykowanej notce Falkenstein przyznaje,
że orzekał ostatnio przeziębiony, z bolącą głową i plecami. W pracy „ratował
się” kolejnymi tabletkami. Przewodnicząc rozprawom nie potrafił się
skoncentrować. „Całe szczęście miałem dobrego protokolanta” - bagatelizuje własną
niedyspozycję.
„Który to już raz - wywnętrza się
Falkenstein z rozbrajającą szczerością - służyłem w myśl hasła "ibuprofen i do
przodu", żeby tylko sesja nie spadła, żeby zaległość się nie zrobiła, żeby
termin nie przepadł. Ileż to razy siedziałem na sali nafaszerowany
przeciwgrypowcami, zmieniając tylko co jakiś czas ibuprofen na paracetamol żeby
nie przekroczyć maksymalnych dawek. Ileż razy próbowałem zachować kamienną
twarz gdy przy każdym ruchu głową prąd kopał mnie w rękę, ewentualnie
krasnoludki waliły mnie młotkami w kark albo słoń deptał po nodze, w zależności
od tego jakie były aktualnie konsekwencje uprawiania zdrowego trybu życia.
Pamiętam sesję, na którą poszedłem rano wyczerpany nocnymi modłami do
porcelanowej bogini będącymi konsekwencją wizyty w przydrożnym barze, do
którego zajechałem wracając znad morza. Nafaszerowany węglem i takimi tam
wytrzymałem wtedy prawie cały dzień, w tym przesłuchanie stron w strasznie spornym
podziale majątku chociaż - jak mi potem mówiono - wyglądałem jak żywy trup”.
Bulwersują nie tylko wynurzenia
Falkensteina, także niektóre komentarze jego koleżanek i kolegów po fachu. Np. internautka o nicku Rose („jestem
sędzią, pracowo-ubezpieczeniowym” - przedstawiła się) wtrąciła:
„Co tam choroby i zmęczenie – większość
sędziów co miesiąc ma okres i wtedy też niestety musimy wychodzić na salę. I
siłą woli powstrzymywać chęć okazywania swojego PMSowego [premenstrual
syndrome, czyli zespół napięcia przedmiesiączkowego - przypisek mój] focha
wszystkim stronom procesu ;-)”.
Przypomniałem sobie w tym momencie, że w
sprawie moich roszczeń finansowych wobec ZUS, niezawiśle od ustaw orzekało
dziewięcioro wrocławskich sędziów, w tym aż osiem kobiet. Czyżby wszystkie
miały akurat „focha”, a jedyny mężczyzna był na „prochach”?