niedziela, 30 listopada 2014

Niezawisły sąd. Od czego i od kogo?

   Nawiedziły mnie dwie refleksje. Dobra i zła.

   Optymistyczna jest taka: coraz rzadziej widać i słychać (p)osłów i innych politycznych durniów, tudzież zwykłych obywateli lubiących być pożytecznymi idiotami, jak perorują wszem wobec, że „z wyrokami sądów się nie dyskutuje”. Jakby to była jakaś prawda objawiona i nie do podważenia.

   Natomiast pesymistyczna jest taka: coraz częściej - ostatnio przy okazji skarg na rzekome sfałszowanie wyników wyborów samorządowych - ludziska te klepią jak zdrowaśki, że obiektywnym arbitrem mogą być tylko i wyłącznie „niezawisłe sądy”. Np. wrocławski, okręgowy, pod prezesurą Ewy Barnaszewskiej? Doświadczyłem i potwierdzam: ten sąd faktycznie jest niezawisły - od ustaw dotyczących meritum sporu, od zdrowego rozsądku, od elementarnej przyzwoitości, od czegokolwiek. Czy od kogokolwiek (zwłaszcza od władzy politycznej) też, tego pewien nie jestem…