Kariera Zbigniewa Ziobry i jej upadek (?) powinny stanowić memento dla
wszystkich upojonych władzą tak nieprzytomnie, że aż do utraty kontaktu z
rzeczywistością.
Jeszcze do niedawna tropił nie tylko przestępców, dawał się we znaki także
opozycyjnym wówczas politykom. Skupiał przy tym - jak mało
kto - trzy rodzaje władzy, które w demokratycznym państwie powinny
być od siebie niezależne i jednocześnie nawzajem się kontrolować. Jako poseł
był (i jeszcze wciąż jest) władzą ustawodawczą, tworzącą prawo. Jako członek
rządu był władzą wykonawczą, realizującą prawo. A jako minister sprawiedliwości
był ponadto zwierzchnikiem władzy sądowniczej, która wyrokuje na podstawie
obowiązującego prawa. Tymczasem już w pierwszym lepszym bryku można
przeczytać, że powierzenie całej władzy jednej osobie niemal zawsze skutkuje
nadużyciami.
Nie minął rok i taki państwowy nadczłowiek ze ścigającego „nie wiadomo za co”
stał się ściganym „za niewinność”. Ot, chichot historii!
09.2008