Nie byłoby tu mnie w roli blogera w ogóle,
gdyby nie decyzje funkcjonariuszy wrocławskiego oddziału Zakładu Ubezpieczeń Społecznych pod genialną dyrekcją Antoniego Malaki. Serdeczne im „Biurokracy
zapłać” za sabotowanie polityki prozatrudnieniowej rządu, któremu służbowo
podlegają. Zastosowanie przez nich przepisu promocyjnego w celu restrykcyjnym
uważam – subiektywnie i obiektywnie – wręcz za
majstersztyk.
Nie byłoby mnie w roli blogera aż tak długo,
gdyby nie orzeczenia aparatczyków wrocławskiego tzw. wymiaru sprawiedliwości pod równie
niezrównaną prezesurą Ewy Barnaszewskiej z Sądu Okręgowego.
Serdeczne im „Temido zapłać” za wyrokowanie niezawiśle od litery ustaw, którym
podlegają konstytucyjnie. A już arcydziełem jest trzymanie się przez nich dogmatu,
że bezprawie po uprawomocnieniu jest prawem nie do podważenia .
Że co? Że z ZUS-em w sądzie wygrałem?
Finansowo więcej na tym „zwycięstwie” straciłem niż zyskałem. Że dziękuję urzędnikom ZUS i
sędziom za popełnienie przez nich przestępstw przekroczenia uprawnień? No cóż, skoro
żyjemy w „państwie prawnym”, w którym takie postępowanie funkcjonariuszy
publicznych pozostaje całkowicie bezkarne, trzeba być obywatelem przyjaznym
władzy – jakakolwiek ona jest.