Decyzja pośredniczki z SO między mną a SN
miała jednoznaczną podstawę formalną. Artykuł 87(1) paragraf 1 Kodeksu postępowania
cywilnego obligatoryjnie nakazuje sporządzenie takiej skargi przez adwokata lub
radcę prawnego (powód nie może tego zrobić sam).
Durne to, ale obowiązujące. Tzw. przymus
adwokacko-radcowski zakłada, że wszyscy poza mecenasami w szwarckieckach z zielonym
lub niebieskim podgardlem są niezdolni do samodzielnego napisania skargi do SN.
Rozumując równie konsekwentnie, należałoby uchwalić…
przymus polonistyczny dla adwokatów i radców prawnych (przy okazji dla sędziów i prokuratorów także). Większość z nich bowiem nie
potrafi pisać poprawną polszczyzną, zastępując ją straszliwym bełkotem.
Przypomnę, że Kubowska-Pieniążek, obecna
przewodnicząca Wydziału Cywilnego Odwoławczego SO we Wrocławiu, podpadła mi za
uprawianie bezkarnej (póki co) recydywy. Dwukrotnie ukatrupiła moje skargi z
wnioskiem o wznowienie postępowania w sprawie roszczeń finansowych wobec
Zakładu Ubezpieczeń Społecznych: najpierw uznała za normalkę niezastosowanie
przez sędzie litery ustaw dotyczącej meritum moich żądań, a następnie olała wyrok SN z
identyczną do mojej interpretacją owych niezastosowanych przepisów.