środa, 1 października 2014

Gdyby Polska była normalnym krajem...

Tekst archiwalny
 
    Gdybym żył w normalnym kraju, nie musiałbym przez ponad 9 miesięcy być zdany na łaskę i niełaskę debilnych funkcjonariuszy ZUS. A moja sprawa, prosta jak konstrukcja cepa, nie skomplikowałaby się aż tak bardzo, że zaowocowała czterema procesami i piątym w drodze.

   Gdybym żył w normalnym kraju, urzędniczka Powiatowego Urzędu Pracy we Wrocławiu Ewa Kołaczek, mając przed sobą dokumentację mojej sprawy, potrafiłaby kompetentnie poinformować mnie we właściwym czasie o prawie do natychmiastowego przejścia z zasiłku dla bezrobotnych na świadczenie przedemerytalne. W rzeczywistości wprowadziła mnie 12.05.2006 w błąd, uruchamiając wirówkę biurokratycznych absurdów.

   Gdybym żył w normalnym kraju, sędzia Sądu Pracy i Ubezpieczeń Społecznych we Wrocławiu Anna Cieślińska mogłaby już w wyroku z 6.12.2006 uznać mnie za ofiarę nieudolności urzędniczki PUP i umożliwić skorzystanie z przepisu promującego aktywność zawodową, czyli wcześniejsze o ponad 4 miesiące przejście z zasiłku dla bezrobotnych na świadczenie przedemerytalne. Ta reprezentantka organu wymiaru sprawiedliwości wolała jednak tępo egzekwować literę niedorobionego prawa, zobowiązującego do ekspresowego (po co ów nadzwyczajny pośpiech, nie sposób pojąć) złożenia wniosku o tę premię.

   Gdybym żył w normalnym kraju, dostałbym świadczenie przedemerytalne z ZUS-u w zasadniczym trybie, na podstawie obowiązujących wszystkich uprawnionych bezrobotnych przepisów podstawowych, najpóźniej w miesiąc po 26.09.2006. W polskim realu należne pieniądze otrzymałem dopiero 12.07.2007, po wyroku sądowym z 27.04.2007, wcześniej bowiem decydujący o moim losie niedorozwinięci umysłowo funkcjonariusze wrocławskiego ZUS z dyrektorem oddziału Antonim Malaką i szefem prawników Zbigniewem Rakiem oraz kierowniczkami inspektoratu Anną Kapucińską i Danutą Marciniszyn nie potrafili zrozumieć, że nie można represjonować bezrobotnego za to, iż sam znalazł sobie zatrudnienie i utrzymywał się nie z zasiłku z budżetu państwa, lecz z płacy za pracę.

   Gdybym żył w normalnym kraju, nie musiałbym się dodatkowo procesować o odsetki za zwłokę w wypłacie świadczenia przedemerytalnego. Dostałem je dopiero po wyroku sądowym z 25.10.2007.

   Gdybym żył w normalnym kraju, otrzymałbym także godziwe zadośćuczynienie za doznane krzywdy moralne i zdrowotne oraz odszkodowanie za poniesione straty finansowe. Tymczasem w procesie z mojego powództwa cywilnego przeciwko ZUS-owi, wyrokiem z 10.06.2008, asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście Anna Sobczak przyznała mi jałmużnę w wysokości 3 tys. zł, nierekompensującą nawet samych kosztów procesowania się.

   Gdybym żył w normalnym kraju, to po zawiadomieniu przeze mnie prokuratury w marcu 2007 o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariuszy ZUS, nadużywających władzy i sabotujących politykę prozatrudnieniową państwa, powinni oni odpowiadać przed sądem w procesie karnym, za przekroczenie swoich uprawnień. Póki co, rozpoznający sprawę prokurator Prokuratury Rejonowej dla Wrocławia-Fabrycznej Bartosz Biernat dwukrotnie - 25.06.2007 i 29.11.2007 - postanowił o umorzeniu śledztw „z braku znamion czynu zabronionego”.

   Gdybym żył w normalnym kraju, moje zażalenie na te dziwaczne decyzje organu ścigania uwzględniłby organ wymiaru sprawiedliwości. Tymczasem orzeczeniem z 28.02.2008 asesor Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Śródmieście Miłosz Chwalibóg utrzymał w mocy postanowienia prokuratora Biernata, blokując tym samym rozpoznanie meritum sprawy.

   Gdybym żył w normalnym kraju, zwierzchnicy Malaki, Raka, Kapucińskiej i Marciniszyn z warszawskiej centrali ZUS-u (zwłaszcza kolejni prezesi: Aleksandra Wiktorow, Paweł Wypych i Sylwester Rypiński oraz była członek zarządu Wanda Pretkiel) powinni wyciągnąć konsekwencje służbowe wobec swych gwałcących przepisy podwładnych. Zamiast tego, przełożeni do dziś ściemniają sprawę i zwyczajnie rżną głupa, unikając też konkretnych odpowiedzi na moje kluczowe pytania, dotyczące m.in. łamania Konstytucji RP, w tym gwarancji równości wobec prawa i niedyskryminowania z jakiejkolwiek przyczyny (w szczególności represjonowania za aktywność zawodową)…

   W PRL-u jajcarz Jan Pietrzak śpiewał czasem patetycznie: „Żeby Polska była Polską”. Od nastania III RP już - zdaje się - nią jest. I co? W kontekście moich przygód z PUP-em, ZUS-em, prokuraturą i niektórymi sądami, zamiast „hip, hip, hura!” wznoszę okrzyk „ratunku!!!”.

08.2008