czwartek, 2 października 2014

Wirus zusizmu

Tekst archiwalny

   Zusizmem nazywam szczególną odmianę debilizmu prawniczego, który dopuszcza represjonowanie bezrobotnego na podstawie przepisu nagradzającego aktywność zawodową nieszczęśnika. Nic to, że takie postępowanie to oczywisty sabotaż polityki prozatrudnieniowej państwa. Funkcjonariusze ZUS rządzą się własnymi prawami i nieodgadnioną logiką. Odporni na zdrowy rozsądek, zaczadzeni oparami absurdu – aparatczycy tej instytucji czynią z niej swoiste państwo w państwie, przy biernej postawie nadzorców z Kancelarii Premiera oraz Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej.

   Wewnątrz ZUS-u debilizm prawniczy okazuje się być chorobą zaraźliwą. Po wystąpieniu jej, w mojej sprawie, u kierowniczek jednego z wrocławskich inspektoratów – Danuty Marciniszyn i Anny Kapucińskiej, zawirusowała ich szefów z oddziału – Antoniego Malakę i Zbigniewa Raka, a następnie dopadła byłych i obecnych zwierzchników z warszawskiej centrali – Aleksandrę Wiktorow, Wandę Pretkiel, Pawła Wypycha, Grażynę Melanowicz, Sylwestra Rypińskiego, Jarosława Sochę i Halinę Wolińską, że poprzestanę na samych figurach, o pionkach nie wspominając. Po prostu epidemia, nie dająca się wyleczyć nawet korzystnymi dla mnie wyrokami sądowymi.

   Zarażeni zusizmem nikczemnicy, chciwi na prowizję za odmówienie mi nabytego i należnego prawa do świadczenia przedemerytalnego, sami wpadli w pułapkę, którą na mnie zastawili. W swej pewności siebie, przemieszanej ze zwyczajną głupotą, zagalopowali się tak dalece, aż popełnili przestępstwa przekroczenia uprawnień i poświadczenia nieprawdy. Nie mogą się teraz wyłgać nawet swoją dyżurną wymówką, że postępowali, jak postępowali, bo ”takie są przepisy”. Zawinili, bo je bezsensownie zinterpretowali.

   Zastosowanie w celu represyjnym przepisu premiującego podjęcie pracy powinno dyskwalifikować nawet szeregowych urzędników. Tymczasem w ZUS-ie takie intelektualne zera nadal pełnią kierownicze stanowiska i decydują o cudzych losach!

09.2008