wtorek, 21 października 2014

Bloger Falkenstein, czyli wizerunek sędziego III RP (16)

SOFIZMATYK

   Blogowa twórczość sędziego Falkensteina stanowi niewyczerpalne, wylewne źródło zadziwiającej stronniczości. Typowej dla reprezentowanego przez niego - rzekomo wzorcowo obiektywnego - środowiska zawodowego. Wygarniają to co i rusz czytelnicy "Sub iudice". Wnioskując po wpisach - nie tylko jacyś tam dyletanci, lecz również prawnicy.

   Pod ostatnim postem Falkensteina z 22.07.2011, zatytułowanym "Stawiennictwo nieobowiązkowe", anonimowy internauta najpierw cytuje autora bloga: "No to nie rozumiemy się. Żądanie to strona ma do drugiej strony. A sąd to ona prosi, by on co do tego żądania wydał rozstrzygnięcie" - po czym punktuje: "Pan sędzia wnosi twórczy wkład w naukę prawa o postępowaniu cywilnym. Zawsze wydawało mi się, że wobec drugiej strony powód ma roszczenie, a powództwo jest skierowanym do sądu ż ą d a n i e m udzielenia ochrony prawnej, a tu się dowiaduję, że jest jednak tylko "prośbą". Z całym szacunkiem, ale jak się coś palnęło, to czasami warto schować honor głęboko w kieszeń i się przyznać do błędu, a nie brnąć w sofizmaty".

   Autorze komentarza, niedoczekanie twoje! Bo sędzia (każdy) ma zawsze rację, a jeśli nawet jej nie ma… - patrz "paragraf 22".

   Bezpośrednio pod tym anonimem, ktoś o nicku Zarobiony rozprawia się z nieprzyzwoicie subiektywnymi poglądami Falkensteina tak (cytuję ze skrótami):

   "Zwalniam się z pracy, czekam w sądzie 2 godziny. Żadnego najzwyklejszego "przepraszam za opóźnienie". Na sali dowiaduję się, że wydział, w którym rozstrzygana jest moja sprawa, w ciągu miesiąca nie był w stanie przesłać sobie (sic!) akt innej sprawy z tego samego wydziału (sprawa mająca być przesłana, leży na tej samej półce co sprawa, do której była żądana, i nawet tego samego dnia przeglądałem jej akta). Odroczono na miesiąc.

   Proszę więc nie wydziwiać, że tylko strony robią problemy i zawracają głowę wysokiemu sądowi. I nie przemawia do mnie argument, że coś tam jest winą sekretariatu, bo nie ma to żadnego znaczenia dla żadnej ze stron.

   Potknięcia stron są najczęściej niewybaczalne i rodzą nieodwracalne negatywne skutki. Ja się nie stawię (bo według kpc nie muszę) - obraza wysokiego sądu. Złożę wniosek o uzasadnienie - no jak śmiałem! Ale jak sąd nie może sam sobie przesłać akt, to już wszystko OK - a moje żale to tylko zawracanie głowy przez namolnego petenta?".

   Tuż po tych słowach swoje dokłada Paweł Krawczyk (też cytuję go w skrócie):

   "Jechałem 250 km na wezwanie jako świadek po to, by po 15 minutach rozprawy (spóźnionej o godzinę) usłyszeć od pani sędzi, że odracza na miesiąc, bo dwa tygodnie wcześniej oskarżony przysłał zwolnienie lekarskie. I taki sam cyrk miałem potem w sądzie apelacyjnym.

   Przykro mi, ale takiego bałaganu (delikatnie mówiąc) nie tłumaczą żadne przepisy, żaden legalizm ani formalizm. Tłumaczy Pan to niskimi kwalifikacjami sekretariatu, ale to chyba sędzia, a nie sekretarka odracza rozprawę po tym, jak dostanie 2 tygodnie wcześniej zwolnienie od oskarżonego?".

   Co na to Falkenstein? Jak zwykle przy takich komentarzach, kuli ogon pod siebie i wymownie milczy.

07.2011