Wytłumaczenie niby logiczne, ale też kazuistyczne - w pejoratywnym (wykrętne
argumentowanie) tego wyrazu znaczeniu. Rzecz bowiem nie w prostym podziale na
zwycięzców i pokonanych, lecz w antykonstytucyjnym podziale na równych i
równiejszych wobec prawa.
Polskie sądownictwo to, niestety, karykatura sprawiedliwego rozstrzygania
sporów. Bardziej od faktów i dowodów liczą się w nim układy („kto” ważniejsze
niż „co”) i kasa (ach, ten aromat korupcyjnego smrodku…).
W efekcie zwykły obywatel, pokrzywdzony często-gęsto m.in. przez
funkcjonariuszy publicznych, np. urzędników ZUS, zazwyczaj nie ma jednakowych
szans w walce z nimi w sądzie, gdzie jeszcze dodatkowo bywa upodlany przez
sędziów, też zresztą będących funkcjonariuszami publicznymi (łączy ich
żerowanie, a nawet pasożytowanie na podatkach).
Bo w naszym - z przeproszeniem - przyjaznym państwie prawa swój swemu łba nie
urwie. Prędzej już ci swojacy wspólnie uzmysłowią poszkodowanemu, że jest dla
nich wart mniej niż zero…