Kto
z sędziów w mojej sprawie przeciwko Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych wygłupił
się najbardziej? Bynajmniej nie recydywistka Urszula Kubowska-Pieniążek, obecna
przewodnicząca Wydziału Cywilnego Odwoławczego Sądu Okręgowego we Wrocławiu,
dla której nie mają żadnego znaczenia ani art. 178 ust. 1 (w pełnym brzmieniu!)
Konstytucji RP, ani interpretacja spornych przepisów przez Sąd Najwyższy.
Spośród orzekających bardziej od niej wygłupiła się jej służbowa koleżanka Anna
Cieślińska. Wprawdzie akurat ona wyrokowała zgodnie z literą prawa, ale zarazem
skrajnie niesprawiedliwie i bezmyślnie. Uznała bowiem, że to ja jestem winien
wprowadzenia mnie w błąd przez urzędniczkę Powiatowego Urzędu Pracy - Ewę
Kołaczek. W efekcie rozkręciła spiralę biurokratycznego absurdu, której przez
ponad 9 miesięcy byłem bezsilną i zestresowaną ofiarą.
Natomiast spośród nadzorujących wygłupiła się zwłaszcza obecna prezes Sądu
Okręgowego we Wrocławiu - Ewa Barnaszewska. Bo czyż nie jest czymś na wskroś
niemądrym utrzymywanie, że ponieważ sędziowie - każdy z osobna - są niezawiśli,
to ona, ich szefowa, nie może ingerować nawet w orzeczenia będące oczywistym
dowodem popełnienia przestępstwa przekroczenia uprawnień, polegającego
na zignorowaniu na wszystkich etapach postępowania, z odwoławczym i
skargowym włącznie, przepisów ustawowych dotyczących meritum sporu…